[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jasne, że Miles - oznajmiła Clare. - Ja mu tylko doradziłam, żeby
przedyskutował ten projekt z panem.
Oczy Marchanda pełne były niedowierzania.
- Naprawdę nic więcej nie zrobiłam - zapewniła go Clare. - Miles
powiedział mi, że nie chce iść do szkoły z internatem,
więc zaproponowałam, żeby panu przedstawił swoje argumenty.
- Dziwne... Jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żeby mój syn posłuchał czyjejś
rady - przyznał Marchand dość niechętnie.
80
R S
- Masz na niego duży wpływ.
Clare zrobiło się przykro, gdyż zrozumiała, że jego zdaniem jest to zły
wpływ.
- Ja tylko słucham tego, co on do mnie mówi - rzekła spokojnie.
Marchand natychmiast wychwycił nutę krytyki w jej głosie.
- Inaczej niż ja, tak? - I dodał, ku zaskoczeniu Clare:
- Może masz rację, ale on mi wcale tego nie ułatwia... Dlaczego tak się
broni przed internatem?
W milczeniu patrzyła mu prosto w oczy.
- Jeżeli wiesz, o co mu chodzi, powiedz mi otwarcie - nalegał Fenwick.
Przez chwilę się wahała, po czym wybuchnęła:
- Dobrze. Bo jest przerażony!
- Przerażony? Czego on się może bać?! - rzucił gniewnie.
Clare uświadomiła sobie, że mówiąc to, popełniła nietakt, więc poderwała
się od stołu.
- Właściwie nie wiem... Muszę już sprzątnąć.
Marchand też wstał, wyrwał jej talerze z rąk i rzucił do zlewozmywaka.
Nie drgnął, słysząc brzęk tłuczonego szkła. Trzymał ramię Clare w żelaznym
uścisku i zmusił ją, by spojrzała mu prosto w oczy.
- Moja droga, za dużo już powiedziałaś... i nie możesz odgrywać roli
idealnej służącej, kiedy ci tak wygodniej. Nie masz się czego bać.
- Bać się?
- %7łe cię wyrzucę.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Marchand był na pozór
opanowany, lecz przecież wiedziała, w jaką wściekłość potrafi wpaść.
- No więc? Czego mój syn tak się boi? - Fenwick wrócił do pytania, które
pozostawało bez odpowiedzi.
- Tego, że będzie wyobcowany - wyznała.
81
R S
- Wyobcowany? - Twarz Marchanda była nieprzeniknioną maską. - Mów
dalej.
Clare czuła, że tak czy owak zabrnęła już za daleko, więc postanowiła
powiedzieć wszystko.
- Miles nie bardzo wie, kim jest ani kim chciałby być. Najpierw przez
siedem lat mieszkał z panem i prawdopodobnie miał zachowywać się prawie jak
osoba dorosła. Potem zamieszkał z dziadkiem, który mógł mu kupić wszystko,
ale nie miał dla niego ani trochę czasu. Wreszcie zabrała go matka i, sądząc z
tego, co sam mi mówił, pozwalała mu robić, co chce. Byle tylko nie wchodził jej
w drogę.
Clare spojrzała na Marchanda i śmiało mówiła dalej.
- Teraz znowu jest razem z panem. Czuje, że powinien zachowywać się
jak idealnie wychowane angielskie dziecko... Ale on nie jest ideałem. Miał za
bardzo powikłane życie... I podświadomie czuje, że nie będzie pasował do
ekskluzywnej szkoły z internatem. Dziecko samo o tym wie, a panu to nie
przyszło do głowy! - podsumowała dość obcesowo.
Po tych słowach z niepokojem wpatrzyła się w twarz Fenwicka.
Spodziewała się gwałtownej reakcji, gdyż na dobrą sprawę powiedziała mu, że
jest kiepskim ojcem.
Marchand przez chwilę zachował kamienne oblicze. Potem, przez
moment, w jego oczach pojawił się prawdziwy ból. Przymknął powieki, Clare
zaś pożałowała, że wypowiedziała się tak otwarcie.
- Przepraszam. Niepotrzebnie tyle mówiłam...
Wyciągnęła rękę. Fenwick odsunął się; duma nie pozwoliła mu przyjąć
współczucia.
- Nie ma za co przepraszać, bo sam prosiłem o powiedzenie mi całej
prawdy. Jeżeli twoja opinia mi się nie spodobała, to już mój kłopot.
82
R S
Clare zrobiła wielkie oczy. Ten mężczyzna zdumiewał ją coraz bardziej.
Sądziła, że jest zimny i nieczuły, i niewiele się pomyliła. Poza tym jednak był
uczciwy i prostolinijny, a takie cechy musiały wzbudzać jej podziw.
- Rozumiem, że według ciebie zwykła szkoła byłaby najlepszym
rozwiązaniem - rzekł poważnie, jakby naprawdę zasięgał jej rady.
- Idealnym. I tak nie obędzie się bez problemów ze znalezieniem
przyjaciół, ale przynajmniej po lekcjach wróci do domu i będzie mógł się ze
wszystkiego zwierzyć. Musi mieć z kim o tym porozmawiać.
- Hmm. Początkowo chciałem go codziennie wozić do doskonałej szkoły
w Oksfordzie - przyznał Fenwick. - Musiałem jednak zmienić zdanie, gdy się
okazało, że żadna gosposia nie może tu wytrzymać. W takiej sytuacji szkoła z
internatem wydawała się jedynym wyjściem. Może jeszcze uda mi się znalezć
miejsce w tej szkole, którą pierwotnie wybrałem. Ale wszystko właściwie zależy
od ciebie... Czy zgodzisz się dopilnować go po lekcjach, gdy mnie nie będzie w
domu?
Clare sądziła, że się przesłyszała. Nie wierzyła, by Fenwick mówił
poważnie.
- Ja... Mnie... Jeżeli pan sobie tego życzy... Marchand błędnie zrozumiał
jej wahanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]