[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bachusowi, zwanemu także tutaj Dionizosem, jeszcze inne Priapowi. Na te obchody
przybywali do miasta ludzie, uchodzący za kapłanów i mistrzów swego obrządku, by
przewodniczyć w nocnych spotkaniach, rytualnych tańcach przeradzających się w orgie
i bachanalie. Na wiele dni przedtem kobiety, zbierające się w termach, mówiły
o nadchodzących misteriach z podnieceniem. Z ich słów łatwo odgadywała, że chodzi im
nie tyle o tajemnice, jakie mistrzowie wyjawiali inicjowanym, ile o rozpustę, której
mogły się oddać nie narażając się na sprzeciwy mężów i kochanków, jako że były to
obchody ku czci boga.
Magdalenę pociągały misteria. Nawykła od dzieciństwa do stałego kontaktu
z Najwyższym. %7łycie w Judei było przeplatane nieustanną modlitwą: codzienną,
sobotnią, związaną z okresami świątecznymi. Czuła się zawsze w obliczu
Niewidzialnego, o ileż bardziej niż wobec kamiennych bogów i bogiń, których figury
napotykała na każdym kroku. Za pięknymi kształtami nie było nic. Za zasłoną Przybytku,
ledwie widoczną z dziedzińca kobiet, było coś, co, choć ukryte, kierowało ku sobie
myśli. Choć odeszła zbuntowana, nie potrafiła przestać wierzyć w skrytą obecność.
Gdy pierwszy raz usłyszała o misteriach, zapytała Lucjusza:
Czy pozwolisz mi wziąć udział w tych obchodach?
Wzruszył ramionami.
Myślałem, że cię to nie będzie interesowało. Wszystkie kobiety biegają na te
obchody, więc nie chciałbym, abyś ty jedna była tego pozbawiona. Bogom trzeba
ustępować swoich spraw, gdy tego zażądają. Mogliby się potem mścić.
W zapowiedzianych misteriach ku czci Dionizosa miał wziąć udział słynny wielki
mistrz i kapłan boga. Kobiety dzieliły się z zachwytem uwagami o niezwykłej urodzie
Melity.
Och, jak mówi, to aż ciarki chodzą po ciele opowiadała złotowłosa, młodziutka
Doris, córka jednego z najbogatszych kupców pompejańskich i już czterokrotna
rozwódka. A jak mówi! Nigdy już potem nie zapomnisz jego głosu.
Willa, w której odbywały się misteria, leżała za murami miasta. Otaczał ją duży,
gęsto zarośnięty ogród. Między drzewami i krzewami stały kamienne stoły i ławy. Na
sznurach, rozciągniętych między gałęziami, wisiały kolorowe lampiony. Przychodzące
damy witał cały tłum pięknych niewolnic oraz młodych ludzi poprzebieranych za
satyrów. Kobiety zajmowały grupami miejsca przy stołach. Służące przynosiły wino
w dzbanach, satyrzy i fauny grali na fujarkach.
Początkowo wśród przybyłych czcicielek Bachusa toczyły się rozmowy. Ale czarne,
mocne wino zaczęło szybko działać. Satyrzy siadali obok kobiet, obejmowali je. Kobiety
nie broniły się. Rozmowy zaczęły się rwać. Zamiast nich rozlegały się chichoty.
Zpiewano piosenki o podniecającej treści. Karesy satyrów stawały się coraz bardziej
natarczywe. Zrobiło się tymczasem całkiem ciemno, więc służba pozapalała lampiony.
Zapłonęły także wielkie kadzie z kadzidłem i ciężkie wlokące się dymy ogarnęły ogród.
Wszystko utonęło w gęstej, ciepłej mgle. W smugach chwiejnego blasku, rzucanego
przez lampiony, postacie ludzkie robiły wrażenie wielkich ciem.
Nagle jakiś mężczyzna zjawił się przy stoliku, przy którym siedziała Magdalena
i chwycił ją za rękę. Był wysoki, smagły. Miał wielkie, zrośnięte na czole brwi i czarne
błyszczące oczy. Głowę zdobił mu wieniec z róż. Na jego nagiej, obrośniętej piersi
kołysał się zawieszony na łańcuchu dziwny znak, przedstawiający węża trzymającego
w paszczy jabłko. Nie pytając o zgodę pociągnął Magdalenę za sobą. Była tak tym
zaskoczona, że nawet nie próbowała się opierać.
Pędzili przez ogarnięty mgłą i dymem ogród, pełen muzyki, śpiewów, krzyków
i oszałamiających woni. Już nikt nie siedział wszyscy biegali, a biegnąc chwytali się za
ręce lub splatali ramionami. Gdzieś ze środka ogrodu dochodził dzwięk trąbki, ostry
i nawołujący, oraz stukot bębenków. Kierowano się w tamtą stronę. Niewolnice stojące
sznurem wzdłuż alejki podawały przebiegającym wieńce z kwiatów, które wkładano
sobie na głowy. Także mężczyzna prowadzący Magdalenę wziął ogromny wieniec
i ustroił nim głowę Magdaleny.
Musisz być najpiękniejsza powiedział z dziwnym naciskiem sam bóg będzie
mówić do ciebie...
Nie miała pojęcia, co znaczą jego słowa. Tymczasem wielki tłum zebrał się na
rozległej łące, pośrodku której znajdował się niewielki staw. Nad brzegiem stawu stała
ubrana kwieciem mównica. Podszedłszy do niej, mężczyzna puścił rękę Magdaleny ze
słowami: Stój tu i nie odchodz nigdzie . Wszedł na mównicę. Jego pojawienie się
wywołało frenetyczne oklaski i wołania:
Melito! Wielki Melito! Zwięty Melito! Witaj! Evoe!
Skłonił okrytą wieńcem głowę, a potem zaraz zrobił szeroki energiczny gest
wzywający, aby się uciszono. Głosem mocnym, nieco chrapliwym, zaczął mówić:
Cieszcie się! Cieszcie się! Oto przychodzi święty bóg Bachus. Schodzi do was, aby
was wyzwolić, jak zszedł do strapionej Ariadny, gdy ją na wyspie Naksos opuścił
ziemski kochanek. Cieszcie się! Tezeusz odstąpił swą ukochaną bogowi, a on ją wyzwolił
od bólu, żalu i wszystkich nędz życia. Pełne cierpień jest życie ludzkie. Ale Bachus zna
słowa wyzwolenia. Ofiarowuje tym, którzy mu służą, nieśmiertelność i trwającą zawsze
radość. Gdy przyjmiecie jego tajemnicę, on zastąpi krótkotrwałą miłość ludzką miłością,
która czyni bogami. Evoe! Evoe! %7łycie ludzkie jest złe, pełne cierpień i zawodów. A gdy
szybko minie, przychodzi śmierć. To życie stworzył zły bóg, który nienawidzi ludzi.
Skazał ich na cierpienie. Bachus przynosi ocalenie. Daje wam wolność. Całkowitą
wolność. Cieszcie się! Na znak, że odrzucacie wszelki przymus, odrzućcie wasze szaty.
Stańcie przed bogiem nagie. Szaty są znakiem przywiązania do materii, do ciemności.
Gdy je odrzucicie, Bachus uzna was za swoje. Ześle wam blask. Nagie wyjdziecie
z labiryntu śmierci do radości, którą daje miłość...
Porwane tym wezwaniem kobiety zdzierały z siebie odzież. Występowały z białego
kręgu opadłych do stóp szat i podbiegały do mównicy. Fujarki satyrów rozlegały się
coraz głośniej, bębenki nie przestawały dudnić. Służba dosypała kadzidła i kłęby dymu
poczęły się owijać wokół postaci stojących z wyciągniętymi ramionami.
Melito podniósł także obie ręce w górę. Wołał:
Powtarzajcie za mną: panie, boże, Bachusie przyjdz, ucałuj nas jak ucałowałeś
swoją wybraną, by dać jej nieśmiertelność. I dziś wybierz sobie tę, która jest najbardziej
ciebie godna. Niech i ona wyrzeknie się dla ciebie tego, który ją stworzył dla cierpienia,
a przyjmie za małżonka ciebie, który uwalniasz od wszelkich więzów. Daj wszystkim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]