[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjemne zdumienie. Dodało to jej otuchy i pomyślała, że
może wszystko będzie dobrze.
- Chyba się jednak spieszyłaś - powiedział, gdy do niego
podeszła. Powstrzymała głośne westchnienie, gdy ciągnął
uprzejmym tonem człowieka spotykającego swą koleżankę:
- Czy przynieść ci coś do picia, czy pójdziemy od razu do
restauracji?
- Od razu - odparła spokojnie. - Jeśli nie dostanę zaraz
czegoś do jedzenia, zacznę ogryzać nogę tego stolika.
- Coś podobnego! - powiedział ze śmiechem. - Jeszcze
do niedawna jadłaś tyle co wróbelek.
- Przecież wiesz, że człowiek traci apetyt, kiedy ciągle
robi mu się niedobrze - wyjaśniła, gdy w restauracji podsunął
jej krzesło.
Mimo że panowała między nimi dziwna atmosfera, Leo
zachowywał nienaganne maniery. Kolacja i obsługa były na
prawdę dobre, a im nie brakowało tematów - pod warunkiem,
że rozmawiali o medycynie. Napięcie jednak narastało.
Kiedy w końcu Maria nie była w stanie powstrzymać
ziewnięcia, Leo wstał.
- Pora iść do łóżka - oznajmił i pomógł jej wstać.
Usłyszawszy te słowa, poczuła, że serce zabiło jej żywiej,
natychmiast jednak uprzytomniła sobie, że za tymi słowami
nie kryje się żaden erotyczny podtekst. Szkoda, powtarzała
w myślach, gdy szli do windy, a potem do pokoju.
Gdyby to naprawdę był ich miesiąc miodowy, to czy
w windzie staliby w odległości kilkunastu centymetrów od
siebie? Czy potem ująłby ją po prostu za łokieć, by pomóc jej
110 NIE PRZESTAN CI KOCHA
pokonać kilka schodków i przebyć małe korytarzyki, czy ra
czej by jÄ… objÄ…Å‚?
Właśnie dotarli do pokoju i Leo otwierał drzwi. Jedną ręką
je pchnął, drugą schował do kieszeni klucz.
- Zejdę jeszcze na filiżankę kawy, możesz więc spędzić
w Å‚azience tyle czasu, ile chcesz.
Ostatnie słowa mówił już przed zakrętem krótkiego kory
tarzyka i dopiero wtedy Maria uświadomiła sobie, że nie wej
dzie z nią do pokoju. Patrzyła na jego oddalającą się postać
ze smutkiem i zaskoczeniem.
- Leo! - zawołała cicho, nie chcąc zwracać na nich uwagi
gości odpoczywających w sąsiednich pokojach.
Przystanął i obejrzał się przez ramię.
- Tak?
- Dobranoc - szepnęła.
Zapadła chwila milczenia, podczas której Maria z bijącym
sercem czekała, że Leo powie, że wróci, zanim ona pójdzie
spać. On tymczasem długo nie mówił nic, po czym odpowie
dział jej tym samym słowem i zniknął.
ROZDZIAA ÓSMY
Leo dotrzymał słowa. Obiecał, że zorganizuje podział pra
cy w szpitalu i zrobił to. Jedyny problem polegał na tym, że
Maria nie potrafiła przyzwyczaić się do krótkich dyżurów,
jakie teraz miała pełnić.
- A co ty tu jeszcze robisz? Powinnaś była wyjść godzinę
temu!
Maria aż drgnęła, gdy za plecami zabrzmiał ostry głos Peg,
i odwróciła się twarzą do koleżanki.
- Właśnie skończyłam spotkanie z rodzicami i dziadkami
Julie Turton. Chyba wreszcie udało mi się przekonać ich, że
robią małej krzywdę, kiedy w nagrodę" dają jej słodycze,
żeby wynagrodzić cukrzycę.
- Biedne dziecko - mruknęła Peg, napełniając wrzątkiem
małą filiżankę, która stała na tacy. - Już nie wiem, ile to razy
przywozili ją tutaj w ciężkim stanie. Można by pomyśleć, że
nikt im niczego nie wyjaśnił.
- Dlatego właśnie wezwałam ich dzisiaj wszystkich - od
parła Maria zmęczonym głosem, odgarniając włosy z twarzy.
- Uznałam, że jeśli zrobię wykład całej rodzinie naraz, wre
szcie zaczną nas słuchać.
- Ale trzymali ciÄ™ prawie dwie godziny. WyglÄ…dasz, jakby
cię przepuszczono przez wyżymaczkę - oznajmiła Peg z pre-
112 NIE PRZESTAN CI KOCHA
tensją w głosie, podając Marii herbatę. - Tak się przejmujesz
tymi upartymi rodzicami, jakby nasze wyszkolone pielęgniar
ki nie mogły sobie z nimi poradzić.
- Przestań mnie znowu pouczać - zaprotestowała Maria,
przyjmując z wdzięcznością filiżankę. - Ta herbata postawi
mnie na nogi.
- Pod warunkiem, że jeszcze z pół godziny odpoczniesz
w fotelu - zaordynowała Peg stanowczo. - Zapracowałabyś
się na śmierć, gdybym nie wiedziała o dziecku.
- No i po co ja się wygadałam? - jęknęła Maria. - Miała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]