[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak - westchnęła Irsa. - Teraz wszystko jest już kompletnie niepojęte.
- Rzeczywiście - przyznał Armas Vuori. - I Rustan mówił mi, że w ciągu długiej podróży
samochodowej ze Szwecji Hans kilkakrotnie dał do zrozumienia, iż tropi ich jakiś ciemny
samochód. Norweska policja też stwierdziła, że obaj ludzie z samochodu weszli na
szczyt Kruczego %7łlebu. Prawdopodobna jest więc teoria, że śledzili oni Hansa i Rustana
na leśnych drogach, ale w końcu zgubili ślad i zawrócili.
- To prawda, że oni byli na leśnej drodze - potwierdziła Irsa. - Sama widziałam tam
jeszcze inne ślady oprócz Hansa i twoich, Rustan.
- Aha. W takim razie obaj obcy poszli dalej leśną drogą i wspięli się aż na szczyt
Kruczego %7łlebu, żeby się stamtąd rozejrzeć po okolicy - rzekł Armas. - I wtedy,
najzupełniej nieoczekiwanie, na górze pojawił się Hans Lauritsson, a oni rozprawili się z
nim zdecydowanie. To, oczywiście, tylko teoria, bowiem nie żyją. Wszyscy trzej. I pózniej
obcy podjęli pościg za Rustanem.
148
- Tylko dlaczego? - zapytała Irsa krótko.
- No właśnie. Sam chciałbym wiedzieć.
- I kim oni byli? Gdyby Viljo się nie zjawił, zabiliby prawdopodobnie i mnie z Rustanem.
- Nie wiemy, niestety, ani kim byli, ani czego chcieli - westchnął Armas. - To właśnie ich
miałem na myśli mówiąc, że cała ta historia jest bardzo niespójna.
- Nie wygląda mi na to, że byli to jacyś przeciwnicy rodziny Howardów i chcieli
przeszkodzić zamordowaniu Rustana.
- Nie. I z Hansem Lauritssonem też nic ich nie łączyło. Nie, naprawdę nie rozumiem.
Do sali weszła pielęgniarka. Czas odwiedzin dobiegł końca. Armas i Irsa wstali.
Rustan wciąż trzymał ją za rękę.
- Myśl o mnie jutro!
- W każdej sekundzie, Rustanie. Wiesz o tym!
- Czy nie mogłabyś towarzyszyć mi do Helsinek? Bardzo bym potrzebował takiego
duchowego wsparcia. Zwiadomość, że jesteś blisko, byłaby dla mnie prawdziwą
pociechą.
Irsa rozjaśniła się.
- O której startuje samolot?
- O dziewiątej dziś wieczorem.
- Będę punktualnie.
- Irso, będzie mi jeszcze przez jakiś czas potrzebna moja laska...
- Złamałeś ją, kiedy się przewróciłeś w lesie. Wyrzuciłam ją.
- Aha, przypominam sobie - powiedział zgnębiony. - No trudno, nic nie szkodzi. Tylko że
miałem ją przez tyle lat... Chociaż ostatnio nie bardzo dobrze mi służyła, jakaś się zrobiła
nieporęczna.
- Bo dostrzegałeś już szansę, że może znowu będziesz widział - roześmiała się Irsa.
149
- Nie, ale często mi się zdawało, że jest jakby jakaś inna, nie ta sama. Pierwszy raz
doznałem tego wrażenia, kiedy wyjeżdżałem do Sztokholmu, ale pomyślałem sobie, że
to ma podłoże psychologiczne.
Armas jednak zatrzymał się w drzwiach.
- Co ci się w tej lasce wydawało obce? - zapytał sucho.
Rustan nie bardzo znajdował odpowiedz, marszczył czoło, próbował sobie uświadomić,
jak to było. Na rączce miała coś jakby ostry kant, a przedtem niczego takiego nie było...
Armas głęboko wciągnął powietrze.
- Mógłbyś stwierdzić, że to była inna laska?
- Nie... Owszem... Kiedy teraz o tym myślę. Nigdy przedtem nie przyszło mi to do głowy.
Pielęgniarka ponaglała.
- Bardzo mi przykro, ale musimy przygotować pacjenta do podróży dziś wieczorem.
- Oczywiście! - Armas wziął Irsę za rękę. - Chodzmy. Teraz ty będziesz musiała
przeczesać dobrze swoją pamięć. Gdzie wyrzuciłaś tę laskę?
Pociągnął ją za sobą. Irsa odwróciła się, żeby powiedzieć do widzenia Rustanowi.
- Teraz muszę już iść...
Nie dokończyła, bo energiczny komisarz wyprowadził ją na korytarz. Ale Rustan
zrozumiał.
- Do zobaczenia! - krzyknął.
- Do zobaczenia, miejmy nadzieję, że wkrótce się zobaczymy naprawdę.
150
ROZDZIAA XII
Na ulicy komisarz Vuori powtórzył pytanie:
- Gdzie wyrzuciłaś tę laskę?
- Och, pewnie już dawno temu została znaleziona - odparła Irsa. - Gdzie to było?
Staliśmy wtedy na brzegu, na wyspie, kiedy mieliśmy ułożyć Rustana w łodzi policyjnej.
Viljo powiedział:  Pomóż nam. Wyrzuć nareszcie tę połamaną laskę i przytrzymaj tutaj ,
albo coś w tym rodzaju. No i ja posłuchałam.
- Wyrzuciłaś laskę na brzeg?
- Nie.
- Wrzuciłaś ją do jeziora?
- Nie. Poczekaj, niech się zastanowię. Nosze... Trzymałam, o tak... O mój Boże, ja tę
laskę wrzuciłam do łodzi!
- Do łodzi? W takim razie powinna tam nadal leżeć. Prośmy teraz wszystkich świętych,
by tak było, by żaden niedomyślny policjant nie wyrzucił jej na śmieci! Albo by ktoś, kto
jej szukał, nie zabrał jej po kryjomu, a to jest, niestety, najbardziej prawdopodobne.
- Nie, zaczekaj! - zawołała Irsa i pobiegła do samochodu, - Ja ją przecież wyjęłam... tak
mi się zdaje...
- Kiedy wychodziliśmy na ląd?
- Tak. Przepraszam cię, nie potrafię przypomnieć sobie szczegółów, bo wszystko, o czym
wtedy byłam w stanie myśleć, to zdrowie Rustana.
- No to zastanów się teraz - ponaglał Armas. - Sprawa jest naprawdę bardzo ważna,
chyba rozumiesz!
Owszem, zaczynała się domyślać, do czego policjant zmierza, podążała tokiem jego
rozumowania. Vuori starał się przypomnieć jej sytuację.
- Dzwoniliśmy po ambulans, pamiętasz. I karetka pojawiła się rekordowo szybko. Do
tego czasu ty byłaś przy Rustanie, a ja kazałem ci przesiąść się do mojego samochodu.
Tam czekałaś....
- Tak! - zawołała. - Tak! Wsunęłam laskę pod przednie siedzenie!
Armas spoglądał na nią z niedowierzaniem.
151 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl