[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zaangażowała się w tę historię z otwartymi oczami, choć powinna być uważna i
wyczulona na tego rodzaju szczegóły, które teraz wynajdywała jeden po drugim.
Spojrzała na pochylone plecy Reidara - nie, Harry'ego - i uderzyła ją myśl, że już
pierwszego wieczoru, na koncercie, opowiedział jej o swoich wymarzonych skrzypcach,
na które brakowało mu jeszcze trzydziestu tysięcy koron. Czy nie była to przynęta tak
dobra jak każda inna?
68
A ona prawie dała się na to złapać. Gdyby miała wtedy te trzydzieści tysięcy, pewnie by
mu je wmusiła.
Dobry Boże! Gdzie miała wtedy rozum? Skrzypce Guarneriego za sto tysięcy koron? Co
za śmieszna suma! Cena czegoś takiego musiała sięgać miliona albo nawet więcej.
Jakże zaślepiona może być samotna kobieta tylko dlatego, że sympatyczny mężczyzna
udaje, że ją lubi!
Och, co za wstyd i hańba!
Kolejne dowody: Pierwszego wieczoru, a także wtedy, gdy była z Harrym sam na sam,
nie zwróciła się do żadnego z nich po imieniu. Dopiero wczorajszego popołudnia spytała
Reidara o Harry'ego Berga.
Nic dziwnego, że wówczas oniemiał i nie mógł zrozumieć, dlaczego zadaje mu takie
pytanie. Przecież to on nazywał się Harry Berg. Jednakże gdy zdał sobie sprawę z faktu,
że ich ze sobą pomyliła, udało mu się zachować zimną krew. A kiedy opowiedziała mu
wszystko, co wiedziała na temat Ellen oraz innych oszustw Harry'ego Berga, dostrzegł w
tym swoją szansę i przytomnie przybrał tożsamość Reidara Lie. Przypuszczała, że
odczuł ulgę, gdyż zdał sobie sprawę, że zaczyna mu się już palić grunt pod nogami.
Oznaczało to, że prawdziwy Reidar Lie musi zniknąć, szczególnie po tym, jak pojawił się
Bakken z wiadomościami na temat pani Melander i panny Grindheim. Harty Berg odegrał
już swoją rolę, ale jako Reidar Lie mógł działać dalej... W tej chwili przyszła jej do głowy
jeszcze jedna myśl. Pierwszego wieczoru na dworcu to ten ciemnowłosy zaproponował,
by poszli do jakiejś restauracji. Blondyn spojrzał wtedy na nią niepewnym, pytającym
wzrokiem. Odebrała to jako przejaw taktu, po prostu nie chciał się narzucać. W
rzeczywistości chodziło mu o to, że to on się z nią umówił, a ten drugi się narzucał.
Zaczęła w niej wzbierać gwałtowna wściekłość. Przypomniała sobie jego zdziwione
spojrzenie, gdy niedawno zeszła na dół w ubraniu. Spytał wtedy: Jeszcze się nie
przebrałaś? czy jakoś podobnie. Chciał ją upokorzyć, na ile tylko to było możliwe,
udaremnić jej ucieczkę w nocy i w padającym deszczu.
Była przekonana, że miał w stosunku do niej swoje plany i nie miały one nic wspólnego z
miłością. Spragniona miłości stara panna? Czy tak właśnie o niej myślał?
Aatwo byłoby mu się z nią uporać. Nie było w tej chwili żadnych wątpliwości co do tego,
że stanowiła dla niego największe zagrożenie. Na pewno wchodziła też w grę chęć
zemsty. Czy to nie ona pokrzyżowała mu wszystkie plany?
Mężczyzna, którego nazywała Reidarem, a który w rzeczywistości był Harrym, wykręcił
właśnie numer w Oslo i czekał, aż Bakken podniesie słuchawkę.
69
Przez głowę Christine przebiegła szybka myśl. On rzeczywiście chciał się skontaktować
z policją. Chciał, by wiedzieli o tym, że dotarł tu Harty Berg, a kiedy w końcu przybyliby
na miejsce, ona już by nie żyła. Nie wiedziała, co by wtedy powiedział, ale jedna rzecz
była pewna - podejrzenie o morderstwo padłoby na Harry'ego Berga, który włamał się do
domu, a Reidar Lie mógłby prowadzić spokojne życie w innym miejscu...
- Pozwól mi porozmawiać z Bakkenem - poprosiła cicho.
Może zdoła poinformować go w jakiś sposób o swojej beznadziejnej sytuacji? Harty
niechętnie oddał jej słuchawkę.
Nikt nie odpowiadał. Wsłuchując się w niweczące wszelką nadzieję odległe sygnały,
Christine rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku Reidara . W końcu musiała odłożyć
słuchawkę.
Bakkena nie było w domu.
- Dlaczego tak zamilkłaś, Christine? - spytał cicho Reidar .
Udało jej się wydobyć z siebie krótki, urywany śmiech.
- Jestem trochę przybita tym, że Bakken nie może przyjechać. Cała noc z Harrym
Bergiem czającym się gdzieś w ukryciu... Jestem prawdopodobnie tchórzem i ta myśl
wydaje mi się nie do zniesienia.
- Rozumiem.
Dlaczego nie powie, że możemy wsiąść do samochodu i wrócić do Oslo? pomyślała. W
ten sposób z łatwością uciekliby Harry'emu . Dowodzi to jedynie, że chce mnie
zatrzymać tu na miejscu...
Christine nie miała zamiaru wspominać o samochodzie. Nie byłaby wstanie siedzieć tak
blisko mordercy w szczelnie zamkniętym wozie.
- Przepraszam, najdroższy - powiedziała, rozkładając ramiona i starając się nadać
głosowi naturalne brzmienie - nie powinnam się lękać przy tobie, ale boję się przecież, że
on i tobie może coś zrobić. To byłoby dla mnie jeszcze gorsze.
- Moja kochana - odezwał się głosem tak czułym, że mógłby oszukać każdego.
Próbowała trzymać się na tyle daleko od niego, by nie był w stanie jej objąć. Gdyby to
zrobił, z pewnością zaczęłaby krzyczeć.
- Co mamy robić, Reidarze? - wyszeptała. Nie musiała udawać strachu. Bała się
naprawdę. - Czy będziemy tu tylko siedzieć i czekać? Przecież on może być uzbrojony.
70
Muszę dalej odgrywać swoją rolę, pomyślała. Nie mogę pozwolić, by się domyślił, że
wiem, kim jest... - To prawda - odpowiedział, zbierając się w sobie. Deszcz stukający o
szybę. Cisza w domu, w lesie... I pustka w jej głowie właśnie teraz, gdy powinna być
maksymalnie trzezwa.
- Musimy zadzwonić jeszcze raz - zdecydował. Na komisariat. Tym razem ja zadzwonię,
żebyśmy nie zmarnowali również tej szansy.
Gdyby tylko mogła uciec. Nic nie mogła poradzić na to, że las był taki mokry i
przerażający. Może powinna spróbować wydostać się z piętra?
- Nie chcę, żeby moje rzeczy leżały tam na górze - powiedziała najspokojniejszym
tonem, na jaki było ją stać. - Pójdę po nie.
- Tak, zrób to - odrzekł nieobecnym głosem, wykręcając numer policji w Oslo.
Dowód, jeszcze jeden dowód, pomyślała. Gdyby rzeczywiście w tym domu znalazł się
Harry Berg, to prawdziwy Reidar nigdy nie pozwoliłby mi samej pójść na górę. Byłoby to
czyste szaleństwo.
Gdy była już na schodach wiodących na piętro, zrozumiała całą prawdę. Dopiero teraz
zdała sobie do końca sprawę, że jest tu sam na sam z mordercą.
Sama z bezwzględnym mordercą w położonym na odludziu domu.
I nikt nie mógł jej przyjść z pomocą!
71
ROZDZIAA VIII
Najspokojniej jak potrafiła, Christine weszła schodami na górę. Znalazłszy się w swoim
małym pokoiku, zaczęła gorączkowo wrzucać rzeczy do torby. Koszula nocna... Mój
Boże, pomyślała gorzko. Jakie to przeczucie uchroniło mnie przed jej włożeniem?
Do łóżka z mordercą?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]