[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamiast zmieniać pracę, ubrania czy męża.
Einstein powiedział: %7łycie można przeżyć tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było
cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko .
Ja wybieram tę drugą drogę.
Problem z cudami polega na tym, że nie zawsze umiemy je dostrzec. Czasem w pierwszym
momencie wyglądają na potworny, nienaprawialny błąd. Sekret polega na tym, żeby odnalezć w tym
bałaganie cud. To trudne zadanie, zwłaszcza kiedy starasz się stworzyć idealną wersję siebie.
Ja próbowałam. Spisywałam swoje postanowienia. Rozbijałam je na dążenia i cele. Przyklejałam
je w widocznych miejscach i czytałam na głos. Oddychałam nimi. Wyobrażałam sobie, jak je
osiągam.
Obiecywałam sobie jeść więcej produktów pełnoziarnistych, a mniej tłuszczu. Płacić gotówką,
zamiast używać kart kredytowych. Być lepszą żoną. wiczyć każdego dnia. A potem regularnie
łamałam wszystkie postanowienia po kolei.
Większość ludzi postanawia popracować nad formą, schudnąć i zacząć właściwie się odżywiać.
Obiecują sobie, że rzucą palenie i picie i przestaną się stresować. Usiłują wyjść z długów, więcej
oszczędzać i mniej wydawać. Osoby bardziej zaawansowane duchowo dodają jeszcze jedno
postanowienie: pomagać innym jako wolontariusz.
Słyszałam kiedyś, jak pewien mężczyzna przyznaje, że dawniej całe jego życie kręciło się wokół
słowa: ja . Teraz postanowił spróbować czegoś nowego i skoncentrować swoje życie na: my .
Jezuici mówią o takich osobach: człowiek dla innych .
Co mogę zrobić dla bliznich? Nie potrzeba żadnych rewolucyjnych planów, które oszałamiają
rozmachem, lecz są głównie na pokaz. Wystarczą proste rzeczy, dzień po dniu, chwila za chwilą.
Kiedyś napisałam artykuł o Donie Szczepanskim, który kierował się w życiu tą zasadą. Nie miał
w sobie nic nadzwyczajnego. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Wybrał całkiem zwyczajne życie. Przez osiemnaście lat od siódmej rano do 15.30 jezdził swoją
stałą trasą, wskakując i wyskakując z białej furgonetki pocztowej.
W Avon, maleńkim miasteczku w stanie Ohio, wszyscy nazywali go Don Listonosz. Miał zwyczaj
machać do ludzi na chodniku i trąbić klaksonem, kiedy ich mijał. Radził, jak naprawić szwankujący
komputer, pokazywał najnowsze zdjęcia swojej wnuczki, a od czasu do czasu częstował suszoną
wołowiną domowej roboty.
Zawsze miał przy sobie znaczki i zawsze się uśmiechał. Dostarczał pocztę przez 25 lat, każdego
dnia odwiedzając około 500 domów lub firm.
Pewnego dnia jeden z jego sąsiadów, David, zauważył, że Don nie wyjechał na swój objazd. Kiedy
Don pojawił się ponownie, wspomniał o niepokojących wynikach badań. Wtedy ostatni raz
prowadził swoją furgonetkę.
Don miał raka nerki, który dał już przerzuty do płuc. Lekarze powiedzieli, że prawdopodobnie nie
wyjdzie ze szpitala. Ludzie zaczęli dzwonić do Davida z pytaniami o Dona. Kiedy wieść o jego
chorobie się rozniosła, okazało się, że każdy zna jakąś historię o listonoszu. Pewien rodzic
opowiedział Davidowi, że kiedyś Don zauważył w poczcie kilka kartek urodzinowych dla jego
dziecka, więc dorzucił do listów banknot pięciodolarowy.
Inna matka wspominała, że jej syn chory na mózgowe porażenie dziecięce uwielbiał witać
listonosza. Pewnego dnia Don wyłączył silnik i pozwolił chłopcu wsiąść do samochodu i zobaczyć,
jak wszystko działa. Tego roku Don podarował mu małą furgonetkę pocztową na Boże Narodzenie.
Syn innego z sąsiadów opowiedział, że Don pokazał mu, jak rzucać piłkę baseballową, i nauczył go
nosić czapeczkę z daszkiem skierowanym w stronę, w którą idziesz, a nie na bok, jak u tych
cwaniaków z telewizji .
Poruszony tymi historiami, David napisał do sąsiadów:
Nasz przyjaciel (i najlepszy listonosz w historii) walczy z rakiem nerki. Don rozjaśnił nam wiele
dni swoim dobrym humorem i zarazliwym śmiechem. Przyszedł czas, żebyśmy mu się
odwdzięczyli. Proszę, przywiążcie tę niebieską wstążkę do skrzynki pocztowej, tak żeby wszyscy
(zwłaszcza Don!) mogli ją zobaczyć, i pomyślcie o nim przez chwilę w środku pracowitego dnia.
Jeśli chcielibyście wysłać Donowi krótki list lub kartkę, byłby wzruszony waszą pamięcią. Kartki
(zaadresowane do Dona Listonosza) zostawcie po prostu w swojej skrzynce albo przynieście je
do urzędu pocztowego w Avon.
Nie minęło kilka dni, a miasto ozdobiło pięćset niebieskich wstążek i kokard. Don otrzymał całe
stosy kartek.
Dzień przed Zwiętem Dziękczynienia, Don znalazł w sobie dość sił, żeby wejść do samochodu syna
i przejechać trasą, którą jezdził osiemnaście lat. Zdążył zobaczyć te wszystkie wstążki. Zmarł tydzień
pózniej. Miał pięćdziesiąt dziewięć lat. Przyjaciele uczcili jego życie w kręgielni, przy margaritach
i suszonej wołowinie.
Niektórzy wierzą, że anioły to istoty nadprzyrodzone obdarzone skrzydłami. Ale może
w rzeczywistości to zwykli ludzie, tacy jak Don Szczepanski, którzy oprócz rachunków i pocztówek
przynoszą innym radość. Don nie musiał machać skrzydłami. Wystarczyło, że machał do nas ze
swojej furgonetki.
%7łycie Dona to dowód na to, że nie jest ważne, co w życiu robimy, tylko ile wkładamy w to siebie.
Moja fryzjerka Heidi to dla mnie niewyczerpane zródło inspiracji. Pewnego dnia, gdy skończyła
mnie czesać, spojrzała mi w oczy i rozkazała niczym kaznodzieja: A teraz idz i spraw, by coś stało
się możliwe .
Spraw, by coś stało się możliwe.
Jedna z moich przyjaciółek podpisuje e-maile refrenem piosenki Leonarda Cohena, który
deprecjonuje doskonałość. Ona akceptuje niedoskonałość swojej sztuki i muzyki, bo wierzy, że
dzięki niej stają się prawdziwsze.
Tak wiele można zdziałać każdego dnia. Możesz kogoś rozbawić, wywołać na jego twarzy uśmiech,
dać mu nadzieję albo skłonić go do zastanowienia. Najważniejszym dniem w roku nie jest Boże
Narodzenie ani Wielkanoc, twoja rocznica ani urodziny, tylko ten dzień, który właśnie trwa, więc
wykorzystaj każdą minutę.
%7łeby to zrobić, będziesz się musiał ubrudzić, bo tak działa świat. Owszem, życie to prezent, ale nie
licz na pudełko z kokardą. Wiele lat temu pewien ksiądz jezuita zarzucił mi, że staram się żyć zbyt
ostrożnie. Powiedział, że zachowuję się tak, jakbym dostała piękną sukienkę, włożyła ją na przyjęcie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]