[ Pobierz całość w formacie PDF ]

godził się z nami pograć, chociaż nie była to zabawa dla chłopców Lubił Tamarę i traktował
zupełnie wyjątkowo, bo biło od niej coś takiego, że chyba wszyscy ją lubili. Była otwarta, życzliwa
i bardzo ładna. Miała gładką skórę i czyste paznokcie. Moje nogi były szare od kurzu, kolana
wiecznie poobijane, na stopach byle jakie klapki wycięte ze starych sandałów, które szkoda było
wyrzucić. Często miałam na sobie ubrania z paczek od niestety ciągle pamiętającej o nas ciotki.
Moja guma do gry też była fatalnej jakości. Zrobiona z gumek powyciąganych z majtek, powiązana
z gumą odzyskaną ze starej opony od roweru. Dziwiłam się, że Tamara chce ze mną grać w taką
paskudną gumę. Do szkoły jej nie brałam, ponieważ cała klasa miałaby ze mnie niezły ubaw.
Tamara nigdy się ze mnie nie śmiała. Lubiłam z nią grać, ponieważ w skakaniu w gumę byłam
zdecydowanie najlepsza, i to w całej szkole. Mimo to, nikt prócz Tamary nie chciał się ze mną
zmierzyć. Tamarze nic nie przeszkadzało. Kiedy się z nią bawiłam, zapominałam, kim jestem i jak
wyglądam. Tak jakby zapaliła się we mnie iskierka nadziei na lepsze życie. Próbowałam
naśladować Tamarę. Imponowała mi. Chciałam się z nią utożsamiać. Nie chciałam być sobą.
Chociaż była moją przyjaciółką, nie mogłam jej powiedzieć prawdy o sobie i mimo tej przyjazni
dalej czułam się samotna. W tym samym czasie ojciec
urządzał w domu najstraszniejsze awantury, gwałcił mnie i molestował w najobrzydliwszy sposób.
Dzięki Tamarze mogłam choćby na chwilę przestać myśleć o tym, co na mnie czekało po przyjściu
do domu. Pamiętam, że to ja ją uświadomiłam. Wierzyła jeszcze w bociany, a ja dumnie
oznajmiłam jej, że to nieprawda, i wytłumaczyłam, skąd się biorą dzieci. W szczegóły jej jednak
nie wtajemniczałam.
Wydawać by się mogło, że nic nie zmąci naszej przyjazni, dopóki nie wydarzył się pewien
incydent. Siedziałyśmy u niej pokoju, gdy weszła jej mama i zapytała, czy nie widziałyśmy
pieniędzy, które leżały pod serwetką. Tamara o niczym nie wiedziała, ja też nie, ale mimo wszystko
odczulam niepokój, gdyż wydawało mi się, że skoro tam były, to powinny być, i skoro nie wzięła
ich Tamara, to na pewno myślą, że ja to zrobiłam i nie chcę się przyznać. Zrobiło mi się
nieprzyjemnie i to byl koniec naszej wspólnej zabawy. Czar prysł, a ja poczułam się jak złodziej.
Tego wieczoru mama Tamary jak zwykle była dla mnie miła, ale to nic nie pomogło. Bardzo się
martwiłam zniknięciem tych pieniędzy i dyskretnie szukałam ich w pokoju. Niestety nie mogłam
ich znalezć. Z wrażenia dostałam wysokiej gorączki. Jej mama przejęła się tym i zmierzyła mi
temperaturę. Dotyk jej delikatnych rąk i szczerą troskę o moje zdrowie odczułam jako coś
niezwykle przyjemnego i kojącego. Przytuliła mnie nawet do siebie. Było mi dobrze, jak nigdy
przedtem. Kiedy wracałam do domu, modliłam się, żeby te pieniądze się znalazły, bo nadal
chciałam przychodzić do nich i słuchać miłego głosu jej mamy. Działał na mnie jak balsam.
Potem wydarzyło się coś znacznie poważniejszego. Tamara dostała elegancki, nowiutki, modny
wówczas rower składak. Bardzo się z tego roweru cieszyła. Ja całe dzieciństwo marzyłam o
rowerze. Byłam szczęśliwa, kiedy Tamara dawała mi trochę pojezdzić. Mój dziadek bardzo tanio
skupował rowery. Miał ich w garażu kilka. Wchodziłam do jego warsztatu i patrzyłam na rowery
jak zahipnotyzowana. Pozwalał mi od czasu do czasu wybrać sobie jeden i pojezdzić. Brałam
ostrożnie najładniejszy rower i jezdziłam w kółko po podwórku, gdyż nie było tam dużo miejsca.
Marzyłam, żeby mi zaproponował jeden ze swoich rowerów na własność. Niestety nigdy nie wpadł
na ten pomysł.
Na nieszczęście rower Tamary wpadł też w oko innej mojej koleżance, z którą mama zabraniała
mi się bawić, bo miała opinię złodziejki. Pewnego razu Krysia przyszła do mnie, wzięła z kuchni
ostry nóż i poszłyśmy pod blok Tamary. Upewniła się, że Tamary nie ma w domu, a rower stoi
przed drzwiami. Na początku nie bardzo rozumiałam, o co jej chodzi. Powiedziała, że mam robić
to, co mi każe. Byłam jak w transie. Wiedziałam, że dzieje się coś złego, i jak zwykle w talach
chwilach nie potrafiłam zrobić nic, żeby się sprzeciwić. Stawałam się mechaniczną zabawką w
rękach tego, kto nakręcił sprężynę. Bezwolna, sztywna, bezmyślnie robiłam, co mi kazali. Jak
zahipnotyzowana patrzyłam, jak rower mojej jedynej przyjaciółki jest znoszony na dół, a następnie
odpada czerwona farba, brutalnie zdrapywana nożem. Dla niepoznaki. Potem się rozstałyśmy. Dwie
wspólniczki. Nie pamiętam, gdzie Kryska ten rower ukryła. W każdym razie zabrała go ze sobą.
Jeszcze tego samego dnia po południu ojciec Tamary przyszedł do mnie i zapytał, czy nie wiem, co
się stało z rowerem. Od razu przyznałam się do wszystkiego i powiedziałam, gdzie mieszka
dziewczyna, u której jest rower. Odczulam pewną ulgę, ale nadal czułam się fatalnie. Bałam się, że
stracę Tamarę. Potem była konfrontacja i Kryska obarczyła mnie winą za to, co się stało. Stałam ze
spuszczoną głową i jak zwykle nie powiedziałam nic. Było oczywiste, że brałam w tym udział. Nie
tłumaczyłam się, nie powiedziałam nic na swoją obronę. Fakty były jednoznaczne. Zresztą i tak
czułam się winna. Miałam wyraznie w pamięci incydent z pieniędzmi.
Pomyślałam, że jeżeli się nie znalazły, to moje tłumaczenie nie ma żadnego sensu. Bez wątpienia
teraz są pewni, że to ja je ukradłam. To był koniec mojej przyjazni z Tamarą.
 Ty złodziejko!!!" - jej słowa dzwięczały mi w uszach przez ponad trzydzieści lat.
Nadal chodziłyśmy do tej samej szkoły i często przypadkiem się spotykałyśmy Zawsze kiedy ją
widziałam, odczuwałam przyspieszone bicie serca i ściskanie w dołku. Pragnęłam opowiedzieć jej,
jak to naprawdę było, ale słowa więzły mi w gardle. Wpadłam w głęboką depresję. Nie miałam siły
się uczyć ani chodzić do szkoły. Poszłam nawet do spowiedzi, bo myślałam, że przyniesie mi to
ulgę. Niestety tak się nie stało. Codziennie parzyłam w jej okna. Miałam nadzieję, że znowu do
mnie przyjdzie, wybaczy mi i wszystko będzie jak dawniej. Uwierzyłam, że może kiedyś nadejdzie
dzień, kiedy się spotkamy i wszystko jej wytłumaczę.
Nie miałam już przyjaciółki. Nikt z klasy nie chciał się ze mną zadawać.
Kiedyś miałam sen. Zniło mi się, że poznałam dziewczynkę z sierocińca. Zajmowały się nią
siostry zakonne. Jej rodzice zginęli w wypadku. Byli Cyganami. Była samotna i nieszczęśliwa jak
ja. Zaprzyjazniłam się z nią. Miała na imię Roksana. Opowiadała mi o swojej mamie, którą bardzo
kochała. Nie chciała mieszkać z siostrami, które były dla niej bardzo surowe. Byłam od niej starsza.
Zaproponowała mi, żebym się nią zajęła i żebyśmy na zawsze zostały przyjaciółkami. Powiedziała,
że musi uciec z sierocińca. Nie chciałam się na to zgodzić. Obiecałam jej, że jak dorosnę, wezmę ją
do siebie i na zawsze będziemy razem, ale na razie musimy się rozstać. Zgodziła się. Stałyśmy tak
naprzeciwko siebie. Przytuliłam ją. Poczułam łzy na policzku.
- Obiecaj, że nigdy o mnie nie zapomnisz i kiedyś po mnie wrócisz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl