[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stonehenge. Ale śliczna młoda druidka, która stała między całkiem realnie wyglądającymi
monolitami, ubrana w białe szaty i girlandę z dębowych liści, miała minę, jakby chciała
wybuchnąć płaczem.
- Ale pan musi być umazany krwią - tłumaczyła błagalnie. - To część tej sceny, jest
pan ofiarą z człowieka.
- Wystarczy, że muszę nosić ten idiotyczny strój - uciął krótko pan Tanner. - Nikt
mnie nie uprzedził, że mam się do tego cały wysmarować keczupem.
- Keczup niekoniecznie wyląduje na panu - przekonywała Bonnie. - Tylko na szatach i
na ołtarzu. Został pan złożony w ofierze - powtórzyła, jakby to w jakiś sposób miało go
przekonać.
- Jeśli chodzi o całą tę scenografię - oświadczył pan Tanner z niesmakiem - to stoi ona
pod dużym znakiem zapytania. Wbrew popularnemu przekonaniu, druidzi nie zbudowali
Stonehenge. Powstało ono w epoce brązu, w czasach kultury, która...
Elena podeszła do nich.
- Panie profesorze, ale teraz nie o to chodzi.
- Właśnie tak. Wam nie chodzi o to - powiedział. - I dlatego ty i twoja neurotyczna
przyjaciółka zawalacie historię.
- To było niepotrzebne - odezwał się nowy głos, a Elena obejrzała się szybko przez
ramię na Stefano.
- Panie Salvatore - powiedział Tanner, wymawiając te słowa takim tonem, jakby
chciał powiedzieć: Dość już tego wszystkiego . - Pewnie chce mi pan podrzucić parę
nowych złotych myśli. A może mnie też podbije pan oko? - Obrzucił długim spojrzeniem
Stefano, który stał, nieświadomy własnej elegancji, w idealnie uszytym smokingu. Do Eleny
w nagłym przebłysku intuicji coś dotarło.
Tanner wcale nie jest od nas wiele starszy, pomyślała. Robi wrażenie starego, bo
włosy mu rzedną, ale założę się, że jeszcze nie ma trzydziestki. A potem, z jakiegoś powodu,
przypomniała sobie, jak Tanner wyglądał na jesiennym balu, w tanim i wyświechtanym
garniturze, który wcale na nim dobrze nie leżał.
Założę się, że na swój własny szkolny jesienny bal nawet nie poszedł, pomyślała. I po
raz pierwszy poczuła dla niego coś w rodzaju współczucia.
Być może Stefano też to poczuł, bo chociaż szybko podszedł do niskiego mężczyzny i
stanął z nim twarzą w twarz, kiedy się odezwał, głos miał spokojny.
- Nie mam takiego zamiaru. Moim zdaniem popadliśmy w lekką przesadę. Może... -
Elena nie dosłyszała reszty, ale mówił to spokojnym, cichym tonem, a pan Tanner faktycznie
go wysłuchał. Obejrzała się na tłumek, który zgromadził się za nią: cztery czy pięć ghuli,
wilkołaka, goryla i garbusa.
- Już dobrze, wszystko pod kontrolą - powiedziała i się rozeszli. Stefano zajął się
wszystkim, chociaż nawet nie wiedziała, jak to zrobił, bo przed sobą miała tylko tył jego
głowy.
Tył jego głowy... Na chwilę wróciła myślami do tego pierwszego dnia szkoły.
Przypomniała sobie, jak Stefano rozmawiał w biurze z panią Clarke, sekretarką, i jak dziwnie
się wtedy zachowywała. I rzeczywiście, kiedy teraz Elena spojrzała na Tannera, miał taką
samą, z lekka ogłupiałą minę. Poczuła, że powoli ogarnia ją niepokój.
- Chodz - powiedziała do Bonnie. - Zobaczymy, co przy wejściu. Przeszły przez salę
lądowania obcych i salę żywych trupów, prześlizgując się między przepierzeniami, aż doszły
do pierwszego pomieszczenia, gdzie wchodzących gości witał wilkołak. Wilkołak zdjął głowę
od kostiumu i rozmawiał właśnie z dwiema mumiami i egipską księżniczką.
Elena musiała przyznać, że w roli Kleopatry Caroline wygląda świetnie. Smukłe
opalone ciało widać było wyraznie pod przejrzystą lnianą szatą, którą miała na sobie. Matt,
czyli wilkołak, mógł się czuć usprawiedliwiony, kiedy jego spojrzenie wciąż uciekało z
twarzy Caroline w jakieś niższe rejony.
- Co słychać? - zapytała z wymuszoną swobodą. Matt lekko drgnął, a potem obrócił
się w stronę Elen i Bonnie. Elena prawie go nie widywała od jesiennego balu i wiedziała, że
jego kontakty ze Stefano też się rozluzniły. Przez nią. I chociaż trudno było mieć do Marta za
to jakieś pretensje zdawała sobie sprawę, jak bardzo zabolało to Stefano.
- Wszystko w porządku - powiedział ze zmieszaną miną.
- Kiedy Stefano skończy z Tannerem, chyba go tu przyślę - stwierdziła Elena. - Może
pomóc przy witaniu zwiedzających.
Matt obojętnie wzruszył ramieniem. A potem powiedział:
- Ale co ma skończyć z Tannerem? Elena spojrzała na niego ze zdziwieniem. Dałaby
głowę, że przed chwilą był w sali druidów i wszystko widział. Wyjaśniła sytuację.
Na zewnątrz znów uderzył piorun. Przez otwarte drzwi Elena dostrzegła błyskawice
na tle nocnego nieba. Parę sekund pózniej usłyszała kolejne wyładowanie, jeszcze
głośniejsze.
- Mam nadzieję, że nie będzie lało - zaniepokoiła się Bonnie.
- Rzeczywiście - powiedziała Caroline, która do tej pory stała w milczeniu. - Szkoda,
gdyby nikt nie przyszedł.
Elena spojrzała na nią ostro i zobaczyła w wąskich kocich oczach Caroline
nieskrywaną nienawiść.
- Caroline - odezwała się impulsywnie. - Słuchaj, czy mogłybyśmy dać sobie z tym
spokój? Zapomnieć o tym, co się stało i zacząć od nowa?
Pod opaską w kształcie kobry oczy Caroline rozszerzyły się, a potem znów zamieniły
w szparki. Skrzywiła się i podeszła bliżej do Eleny.
- Nigdy ci tego nie zapomnę - wycedziła. Odwróciła się na pięcie i wyszła.
Zapadła cisza. Bonnie i Matt gapili się w podłogę. Elena podeszła do drzwi, chciała
poczuć chłodny powiew wiatru na policzkach. Na zewnątrz widziała boisko, a za nim
szarpane wiatrem gałęzie dębów i po raz kolejny ogarnęło ją złe przeczucie. Dziś jest ta noc,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]