[ Pobierz całość w formacie PDF ]

namiocie jest jedno wolne łóżko. Czy on je zajmie? To bardzo
prawdopodobne. W wojsku zdarzało się, że kobiety i mężczyzni z
jednej jednostki spali w tym samym pokoju.
Ta myśl sprawiła, że jej serce wypełniło cudowne oczekiwanie.
W tej samej chwili Dusty szarpnął gwałtownie smycz i zaczął
szczekać.
Callie natychmiast ruszyła za nim, starając się nie przewrócić na
potrzaskanej i mokrej od deszczu betonowej płycie. Pies wyrywał się
do przodu, biegnąc w stronę krawędzi płyty, a potem zeskoczył w
wąskie zagłębienie. Z nadzieją w sercu podążyła za nim, ślizgając się
na ostrych odłamkach. Dłonie przeszywał jej ostry ból. Liczne
rozcięcia i siniaki stanowiły pamiątkę po szaleńczej ucieczce z tunelu,
z którego uratowała Laurę Trayhern. Zeskoczyła ciężko w dół, straciła
równowagę i uderzyła o ziemię. Dusty z furią rozkopywał gruz i
szczekał donośnie.
Callie z trudem podniosła się na kolana i rozejrzała wokół.
Otaczał ją potrzaskany beton, odłamki szkła i powyginane stalowe
pręty.
- Siad - rozkazała Dusty'emu.
Pies posłusznie poszukał w miarę równego kawałka ziemi i
usiadł, machając ogonem.
Callie obserwowała uważnie otoczenie. Nad sobą widziała
fragment stropu. To bardzo dobry znak. Skoro betonowa płyta
opierała się na fragmencie ściany, być może pod nią utworzyła się
przestrzeń, w której ktoś przeżył trzęsienie.
- Halo! - zawołała, przykładając złożone dłonie do ust. - Jest tu
ktoś? - Deszcz i wisząca w powietrzu wilgoć tłumiły głos. Przechyliła
głowę i przez chwilę nasłuchiwała.
Cisza.
Zawołała jeszcze raz.
Dusty zaskomlał.
- Pomocy!...
Z rumowiska dobiegł ją stłumiony kobiecy głos. Uśmiechnęła się,
czując wstępującą w nią na nowo nadzieję. Odpowiedziała, krzycząc z
całych sił, choć wiedziała, że gruz tłumi głos tak samo skutecznie jak
padający deszcz.
- Mam na imię Callie. Jestem tu, żeby ci pomóc. Jak się
nazywasz?
Czekała, nasłuchując, ale odpowiedz nie nadeszła. Przysiadła na
piętach, opierając dłonie na przemoczonych udach. Kobieta może być
ciężko ranna, niewykluczone, że traci i na nowo odzyskuje
przytomność. Callie wstrzymała oddech, czując gorączkowe bicie
własnego serca. Wreszcie, po długiej chwili, kobieta odezwała się
znowu.
- Tracy Fielding... ratuj... moje dziecko... Ona ma dopiero pięć
miesięcy... musisz nam pomóc...
Callie przełknęła nerwowo ślinę i odpowiedziała:
- Słyszę cię, Tracy. Trzymaj się, zaraz wezwę pomoc. W jakim
jesteś stanie? Czy jesteś ranna?
Grube, skórzane rękawice ślizgały się na sprzączce. %7łeby odpiąć
od pasa bezcenny telefon, musiała zdjąć jedną z nich. Odblokowała
klawiaturę i wsunęła aparat pod kaptur, żeby osłonić go od deszczu.
- Nie mogę oddychać... ona chce jeść, a ja nie mam mleka!...
Proszę, ratuj nas...
Callie wybrała numer zesztywniałymi z zimna palcami,
przycisnęła telefon do ucha i czekała.
- Porucznik James.
W głosie Wesa słychać było skrajne wyczerpanie, dla niej jednak
brzmiał jak najpiękniejsza muzyka.
- Wes? Tu Callie. Znalezliśmy dwoje rannych w sektorze
czwartym. To kobieta i pięciomiesięczne niemowlę. Potrzebuję twojej
pomocy. Możesz tu przyjść? Najlepiej jak najszybciej.
Słyszała, jak Wes wciąga głęboko powietrze.
- Jasne. Czekaj, zaraz tam będę - zapewnił. Wyłączyła telefon i
ostrożnie wsunęła go do pokrowca.
Potem włożyła skórzaną rękawicę, zapięła kurtkę i wstała, żeby
Wes mógł ją łatwiej odszukać. Nadchodził zmierzch. W dole, na
ulicy, widziała żuraw budowlany, stojący bezczynnie niedaleko
hotelu. Wes i jego ludzie używali mniejszych maszyn, szukając
rannych w ruinach.
Serce zabiło jej mocniej, kiedy go zobaczyła. Szedł szybkim
krokiem. Ciemny zarost sprawiał, że jego twarz nabrała groznego
wyrazu, ale ona czuła tylko radość. Był coraz bliżej, szybko wspinając
się po gruzach. Callie pochyliła się i pogłaskała Dusty'ego.
- Dobra robota, piesku - pochwaliła go.
Retriever zamachał radośnie ogonem. Z pyska zwisał mu
wilgotny, różowy język.
Callie wiedziała, że są słabo widoczni. Ze wszystkich stron
otaczały ich zwały potrzaskanego betonu, tworzącego prowizoryczne
ściany. Wiedziała, że w każdej chwili grożą zawaleniem.
Wes uśmiechnął się, zeskakując tuż obok Callie.
- Co macie? - Wpatrywał się intensywnie w jej zmęczoną, mokrą
twarz. Otoczył ją ramionami, z trudem łapiąc równowagę. Mokry
beton był zaskakująco śliski.
Callie odpowiedziała uśmiechem.
- To Dusty je znalazł. Matka i pięciomiesięczne dziecko. Nazywa
się Tracy Fielding. Ma trudności z oddychaniem i nie ma mleka dla
dziecka.
Wes rozejrzał się.
- Jak myślisz, jak głęboko może być?
- Sądząc z tego, jak słabo ją słychać - odparła Callie, klękając na
ziemi i pokazując, skąd dobiegał głos rannej - pewnie dwa do trzech
metrów. Myślę, że może chwilami tracić przytomność, poza tym jest
bardzo osłabiona... więc może być bliżej. Powiedzmy, że dwa metry.
Wes przykucnął obok, tak że ich biodra i ramiona się stykały.
Teraz widział miejsce, które wskazał Dusty, szczekając i merdając
ogonem. Przyjrzał mu się uważnie. Na szczęście deszcz ustawał.
Naparł ciężarem ciała na beton i westchnął.
- Co się stało? - spytała Callie, widząc jego zmarszczone brwi.
- Będziemy musieli użyć dzwigu. - Wskazując ręką do góry,
spytał: - Widzisz tę płytę?
Callie powiodła wzrokiem za jego palcem.
- Tak. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl