[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Uciekałam. Też.
86
Ale głos odmówił jej posłuszeństwa. Nie była w stanie (mówić o tym wszystkim, o
zgwałceniu Doris, 'o całej tej szarpaniiinie w domu i w ogóle, to było tak dawno, nie
ma sensu wracać do tych spraw. Uciekła już od tego. Przyszła tutaj. A tutaj nic z
tamtych rzeczy nie istnieje. Tutaj jest spokój i cisza i nic się nie zmienia, zawsze jest
tak samo. Tutaj nie pytają cię o nic. Przychodzisz do domu. On nie mógł tego
zrozumieć, był obcy. Nie mogła mu powiedzieć, że przyszła tu, hQ^tu-4e8^" a-^J-
J[nl^:ośc" J^ miłość, jej Mistrz.^ Nikt nigdy się o tym nie dowie, nikt nigdy nie
domyśli się tej najważniejszej sprawy i tajemnicy jej żyda. Jego wiek, jego władza,
jego niezwykłość, jego surowość nawet, wszystko, co ich dzieliło, przestrzeń
sprawiająca, że byli daleko jedno od drugiego, to wszystko pozostawiało dość
miejsca na pragnienie bez lęku, pozostawiało miejsce i czas na miłość bez spełnienia,
bez cierpienia czy bólu. Jedyną ceną było milczenie.
Milczała.
Przybysz, 'potężny w świetle padającym z dkina, stał wpół odwrócony od miej i
patrzył w dal.
 Chciałbym móc tu zostać  powiedział półgłosem.
Odwrócił się jednak od okna z determinacją i poszedł pożegnać się ze swymi
gospodarizamiL Pozostała jeszcze przez chwilę, tyle, żeby przekazać jego
zapewniehdie, że (przyjdzie ponowmie do Lorda Hor-nia, który przyjął jego odejście ii
obietnicę powrotu bez zastrzeżeń, po czym opuściła dwór. Kiedy szła wśród
jgiazonow (ku żelaznej bramie, myślała o powrotnej drodze, która i ją wkrótce dzeika.
Spoglądała ma ciemnie zbocze góry, na daleką szarość skalnych płaszczyzn.
Przytłalczająca była cisza góry, jakiby jakieś widko zdiusiło głos, który był tam
zawsze. Przycisnęła ramiona do drżącego ciała i szła dalej. Po co w ogóle wracać?
On musa wrócić, ale co to ma do niej? Po ico podejmować tę długą powrotną
wędrówkę przez mroczne bory, do bramy? Dlaczego nie pozostać tutaj, w krainie
ain?
Powtarzała to sobie leżąc w łóżku w wysdkiej, aichej sypialna. gospody; dlaczego
tutaj po prostu nie zostać, nigdy JU%7ł tam nie wracać& Ale nie wiedziała, co by tu
robiła, gdyby pozostała, jak wpisałaby się w życie miasteczka, które było całkowite i
bez niej. Przyszła z potrzeby pomocy ii pragnąc pomóc, nauczyła się od kobiet
87
prząść i gręplować i chodziła na Długą Halę iż dziećmi, i schodziła ku Trzem
yródłom z kupcami, d wywoływała śmiech swymi potknięciami w mówdeniu, a potem
znowu odchodzńła. To nie był jej dom;
zawsze nazywała go domem, ale domu nie miała, m)i'eszkała w gospodzie, me było
miejsca itu ani gdziekolwiek indziej, które byłoby jej.
Stała nieruchomo pod żelazną bramą z 'zaciśniętymi dłońmi.
 Ireno.
Odwróciła się i zobaczyła, ze uśmiecha się do niej.
 Wstąp do mego domu. Poszła z nam w milczeniu.
W sali z dwoma kominkami zatrzymała się ii 'on również stanął, zwrócony twarzą do
niej.
 Pozwól mi iść ma północ dla cielbie, do Miasta. Lord Horn nde pośle mnie. Pośle
tego mężczyznę. Pozwól mi iść dla ciebie.
Wypowiedziane słowa wywołały obraz długich dróg, ciągnących się przez spowite
zmierzchem niziny, lśniących wież, bram, pięknych szarych ulic, które wiodły w górę
do pałacu. Widziała siebie, posłańca, który kroczy tymi ulicami. Widziała to, chociaż
nie dawała temu wiary.
 Ze mną  powiedział Mistrz.  Pójdziesz ze mną. Wpiła w niego wzrok całkowicie
zaskoczona.
 Ten człowiek wyrusza dziiś wieczór. Jutro czekaj na mnie rano przy zagirodzie
Gahiara.
 Możesz& czy możemy iść razem?
Przyłbaknął skilniemiem głowy. Twarz miał posępną A (nieruchomą, lecz w Irenlie
narastające niewiarygodne szczęście wyśpiewywało: O, mój Mistrzu, moja miłości,
razem!  ale w onailozenau; zawsze w miuczeniu.
Sarfe izróbił kilka kroków.
 Ja będę lordem  powiedział bardzo mliękko, głos miał jasny i suchy.  Nie ten^ nie
tamten, ale j'a- spojrzał na Irenę " z dziwnym iliśmiechem.  Nie 'boisz sę?  'zapytał
po dawnemu, drwiąco.
Plotrząsinęła głową.
88
Po wczesnym śniadaniu opuściła gospodę; w miejscu, gdzie po-łudmowa droga
przechodzi w ulicę, skręciła ma prawo, imtijając sklepik stolarza Veniny i domek
starego Geiby. Maszerowała szybko, jej mocme buciki rozrzucały spódnicę ma boki,
aż łyskały pasiaste pończochy. Zadiskiała pięści, wargi miała zacięte. Nie brukowania
opustoszała droga przechodziła obok zagrody kamieniarza. Czekała tam, z początku
niespokojnie przemierzając przestrzeń między cedrami a blokami z grubsza
ociosanego kamienia, pózniej zamarła w biernym oczekiwaniu i kiedy go ujrzała
wreszcie inadiehodzącego, przyjęła to 'bez ulgi, a naiwiet bez głębszego
zrozumiientia. Jej uczucia zdawały się oderwane od myśli ii zmysłów. Obserwowała,
jak idzie igitoki, smukły ciemny mężczyznia o smagłej przystojnej twarzy, i było itak,
Jakby go n'igdy przedtem nie widziała i nie znała. Szedł szybko, dość sztywno, nie
zatrzymał się mijając obejście kamieniarza. Zdawało się, że na nią nie patrzy.
 Chodz  rzucił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl