[ Pobierz całość w formacie PDF ]
samego powodu prawdopodobnie nie musimy się za bardzo martwić tym, że
zostaniemy porwani przez przybyszów z kosmosu. Oni pewnie też ocenili swe
możliwości energetyczne i odkryli, że o wiele łatwiej będzie im poznawać nas z
daleka.
Czy powinniśmy więc poświęcać energię, aby rozgłaszać, że istniejemy? Na
pewno byłoby to o wiele tańsze. Wydając mniej niż dolara na energię elektryczną,
potrafilibyśmy przesiać do najbliższego układu gwiezdnego dziesięciowyrazową
wiadomość, którą można by odebrać za pomocą anteny radiowej odpowiednich
rozmiarów. Jeśli jednak - tutaj znowu zapożyczę argument od laureata Nagrody
Nobla, Edwarda Purcella - będziemy nadawać, zamiast nasłuchiwać, umknie naszej
uwadze większość inteligentnych form życia. Cywilizacje, które znacznie nas
wyprzedzają, potrafią na pewno o wiele lepiej od nas emitować silne sygnały. A
ponieważ uczestniczymy w radiowym biznesie dopiero od 80 lat, wiele cywilizacji
powinno dysponować znacznie bardziej zaawansowaną technologią niż my. Tak więc,
jak mówiła moja matka, powinniśmy słuchać, zanim coś powiemy. Mam jednak
nadzieję, że nie wszystkie zaawansowane technicznie cywilizacje pozaziemskie
myślą w ten sam sposób.
Czego jednak powinniśmy słuchać? Jeśli nie wiemy, który kanał wybrać,
sytuacja wygląda beznadziejnie. Tutaj może nam pomóc Stor Trek. W odcinku
Dziecko galaktyki (serii Następne pokolenie) Enterprise spotyka obcą formę życia,
która zamieszkuje pustą przestrzeń, karmiąc się energią. Szczególnie smakuje jej
promieniowanie o częstości 1420 milionów cykli na sekundę, co odpowiada długości
fali 21 centymetrów.
Jak powiedziałby Pitagoras: gdyby istniała muzyka sfer niebieskich, z
pewnością to byłby jej dzwięk podstawowy. Tysiąc czterysta dwadzieścia
megaherców jest naturalną częstością precesji spinu elektronu, gdy okrąża on jądro
wodoru - najpowszechniejszego pierwiastka we Wszechświecie. Jest to częstość
tysiąckrotnie bardziej wyróżniająca się spośród innych częstości w Galaktyce. Co
więcej, znajduje się ona dokładnie w oknie częstości, które - podobnie jak światło
widzialne - można odbierać na powierzchni planety i przesyłać przez warstwy
atmosfery chroniącej życie organiczne. Poza tym w okolicach tej częstości szum tła
jest bardzo słaby. Radioastronomowie posłużyli się tą częstością, aby znalezć obszary
występowania wodoru w Galaktyce - co jest oczywiście równoważne występowaniu
materii - ł w ten sposób określić jej kształt. Każdy gatunek wystarczająco
inteligentny, aby wiedzieć choć trochę o falach radiowych i o Wszechświecie,
powinien znać tę częstość. To taka uniwersalna latarnia morska. Trzydzieści sześć lat
temu astrofizycy Giuseppe Cocconi i Philip Morrison stwierdzili, że jest to
najbardziej naturalna częstość, na jakiej należałoby nadawać lub odbierać sygnały, i
od tego czasu nikt się z nimi nie spierał.
W Hollywood nie tylko odgadnięto właściwą częstość nasłuchu, ale zdobyto
również część pieniędzy na jego prowadzenie. Chociaż nasłuch kosmosu na niewielką
skalę trwa od trzydziestu lat, pierwszy zakrojony na większą skalę wszechstronny
program badawczy zaczął funkcjonować jesienią 1985 roku. Wówczas to Steven
Spielberg wysupłał trochę grosza, co pozwoliło na formalne zainicjowanie projektu
META, czyli Mega-channel Extra Terrestrial Assay (Milionkanałowe urządzenie do
poszukiwania cywilizacji pozaziemskich). Ojcem tego urządzenia jest spec od
elektroniki Paul Horowitz z Uniwersytetu Harvarda. META tkwi w 26-metrowym
harwardzkim radioteleskopie w stanie Massachusetts i funkcjonuje za pieniądze
prywatnego Planetary Society (Towarzystwa Planetarnego) łącznie z wkładem 100
tysięcy dolarów od samego ET. META wykorzystuje układ 128 równoległych
procesorów, które jednocześnie odczytują 8 388 608 kanałów częstości w pobliżu
1420 megaherców i jej tak zwanej drugiej harmonicznej - równej 2840 megaherców.
Jak dotąd zebrano dane z ponad pięciu lat i w tym czasie META trzykrotnie
przemiotło całe niebo.
Oczywiście w trakcie nasłuchu należy się wykazać pewnym sprytem. Trzeba
sobie przede wszystkim uświadomić, że nawet jeśli wysyłany sygnał ma częstość
1420 megaherców, może nie być z taką samą częstością odbierany. Dzieje się tak z
powodu niecnego efektu Dopplera - przejawiającego się na przykład w ten sposób, że
dzwięk gwizdka pociągu brzmi wyżej, gdy się on zbliża, a niżej, gdy się od nas
oddala. Zasada ta obowiązuje dla każdego rodzaju promieniowania emitowanego
przez poruszające się zródło. Ponieważ większość gwiazd w Galaktyce porusza się
względem nas z prędkościami kilkuset kilometrów na sekundę, przesunięcia Dopplera
nie można zaniedbać. {Twórcy Star Trek nie zaniedbywali go; dodawali do
transportera kompensatory efektu Dopplera , aby zrównoważyć względny ruch
statku kosmicznego i celu transportera). Przyjmując, że nadawcy jakiegokolwiek
sygnału byliby tego świadomi, grupa META poszukiwała sygnału 1420 megaherców
przesuniętego tak, jak gdyby pochodził z jednego z trzech układów odniesienia: (a)
układu poruszającego się wraz z naszym lokalnym systemem gwiazd; (b) układu
poruszającego się wraz z centrum Galaktyki; (c) układu zdefiniowanego przez
kosmiczne mikrofalowe promieniowanie tła, pozostałe po Wielkim Wybuchu.
Zauważmy, że ułatwia to znacznie odróżnienie tych sygnałów od sygnałów
pochodzenia ziemskiego, które są emitowane w układzie związanym z powierzchnią
Ziemi, różniącym się od każdego z trzech wymienionych. Ziemskie sygnały można
więc bardzo łatwo wyłowić spośród danych zebranych przez META.
Jak wyglądałby sygnał pozaziemski? Cocconi i Morrison zaproponowali, aby
poszukiwać kilku początkowych liczb pierwszych: l, 3, 5, 7, 11, 13... Dokładnie taki
sam ciąg wystukuje Picard w odcinku Hołd, kiedy będąc w niewoli próbuje pokazać
strażnikom, że mają do czynienia z przedstawicielem inteligentnego gatunku. Sygnały
wyemitowane na przykład podczas burzy na powierzchni gwiazdy raczej nie utworzą
takiego ciągu. Grupa META poszukiwała nawet jeszcze prostszego sygnału -
jednostajnego, stałego tonu o określonej częstości. Taką falę nośną stosunkowo
łatwo odnalezć.
Horowitz i jego współpracownik, astronom z Uniwersytetu Cornella, Carl
Sagan, opublikowali pracę zawierającą analizę danych zgromadzonych w ciągu 5 lat
realizowania programu META. Ze 100 tysięcy miliardów odebranych sygnałów
wyodrębniono 37 kandydatów. Niestety, żaden z tych sygnałów nigdy się nie
powtórzył. Horowitz i Sagan interpretują dotychczasowe dane, stwierdzając, że jak
dotąd nie zawierają one żadnego prawdziwego sygnału. W wyniku tego mogli oni
ograniczyć domniemaną liczbę wysoko zaawansowanych cywilizacji - w zależności
od odległości od Słońca - które próbowały się z nami skontaktować.
Trzeba jednak pamiętać, że pomimo niewiarygodnego rozmachu
przeprowadzonych badań, przeanalizowano dotychczas jedynie mały zakres
częstości, a wymagania co do mocy sygnału, który mógłby zostać zarejestrowany
przez teleskop META, są raczej duże: do jego nadania potrzebne są moce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]