[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co pan postanowił? - zapytała.
- Zatrzymamy go. Jeżeli jego stan się pogorszy, skontaktujemy się z
innym ośrodkiem neonatologicznym. Nie możemy narażać dziecka ani
towarzyszącego mu zespołu na niepotrzebne ryzyko.
Usłyszawszy tę decyzję, poczuła, jak opuszcza ją energia. Mimo że
pragnęła, by Daniel miał jak najlepszą opiekę, ucieszyła się na myśl, że
jeszcze przez jakiś czas będzie miała go w pobliżu.
Pielęgniarka oddaliła się.
- Proszę jechać do domu i odpocząć. Wyprostowała się, nie chcąc
zdradzać słabości.
- Nie jestem zmęczona.
- Zawiadomimy panią, gdyby zaszła jakaś zmiana.
- A pan zostaje?
- Jeszcze tak. Mam mnóstwo papierkowej roboty.
- Wobec tego i ja zostanę.
W jego spojrzeniu wyczytała zdumienie. Sama też była zaskoczona.
Zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy nie musi wykonywać jego poleceń.
- Jak pani chce... - Podrapał się po brodzie i ruszył do stanowiska
pielęgniarek.
Beth tymczasem przysunęła do inkubatora stojący nieopodal fotel na
biegunach. Postanowiła jeszcze parę chwil posiedzieć przy Danielu.
Ostatnio żyje w wielkim napięciu, chociaż najtrudniejsze sprawy ma
jeszcze przed sobą. Musi zająć się pogrzebem, a przede wszystkim
zawiadomić Naomi i Kirsten, Myślała o tym z bólem. Usiadła wygodniej.
Uświadomiła sobie, że Tristan nie odpowiedział na jej pytanie.
Opowiadanie o trudnej młodości nie przyniosło spodziewanego rezultatu:
nie należało w ogóle liczyć na współczucie Lockwooda, ponieważ jest to
uczucie zupełnie mu obce. Dobrze, że nie wdała się w szczegóły. Nie
zależy jej na jego litości.
Zajmę się nim, Ellen.
Przymknęła oczy i zaczęła snuć plany. Ellen na szczęście zebrała sporo
ubranek dla dziecka, łóżeczko, fotelik samochodowy i różne przybory
toaletowe. Znając skrupulatność przyjaciółki, wiedziała, że gdzieś musi
być lista potrzebnych rzeczy. Pod warunkiem, że uda się ją znalezć.
Ogarnęło ją ogromne zmęczenie, pomyślała nawet, że mogłaby spędzić
tę noc, drzemiąc w fotelu. Lecz chociaż nie miała najmniejszej ochoty
wracać do pustego mieszkania, postanowiła ruszyć się z tego miejsca.
Szeptem pożegnała się ze śpiącym Danielem.
- Idziesz do domu? - zagadnęła ją Lily, która właśnie przyszła na nocny
obchód.
- Tak. - Zerknęła na zegar. Druga. Zasiedziała się. - Wpadnę do was
pózniej.
- Jesteśmy tu przez cały czas. - Przed otwarciem inkubatora Lily
poprawiła słuchawki stetoskopu.
Beth postanowiła poczekać, aż koleżanka osłucha Daniela.
- Praca serca prawidłowa. Nie ma temperatury. W porządku -
skonstatowała Lily.
- Dzięki.
Zdjęła ochronny fartuch i wrzuciła go do wózka z brudami.
Wędrowała pustymi korytarzami do stanowiska pielęgniarek po torbę i
kurtkę, po czym wyszła z budynku na parking dla lekarzy.
Wcześniejsze prognozy pogody nie przewidywały śnieżycy. Matka
natura sprawiła wszystkim niespodziankę: o tej porze roku rzadko bywało
aż tak zimno.
Czeka ją spory kawałek drogi. Otuliła się szczelniej kurtką i ruszyła
przed siebie, układając w głowie listę rzeczy do załatwienia. Musi mieć
sprawny samochód. Auto Ellen od dawna już stoi zepsute, a jej własną
toyotę należy spisać na straty.
- Zamierza pani iść piechotą? - usłyszała jakiś głos. Przerażona
znieruchomiała na wspomnienie pobitych kobiet,
które przywożono do szpitala. Odwróciła się gwałtownie, by stawić
czoło obcemu. Przemknęło jej przez głowę, że lepiej było nie ruszać się z
fotela na biegunach.
W kręgu światła latarni pojawiła się znajoma, wysoka sylwetka. W
okamgnieniu wszelki strach zniknął.
- Tak.
- O tej godzinie? W taką pogodę? - Patrzył na jej kurtkę.
- Wychodząc z domu, nie wiedziałam, że pogoda się zmieni.
- Nie ma pani auta?
Jego zdziwienie było zrozumiałe. W Mercer, które liczyło czterdzieści
tysięcy mieszkańców, poza minibusem dla emerytów nie istniał system
transportu publicznego. Wszyscy jezdzili samochodami. Nikt nie chodził
piechotą, chyba że w celach zdrowotnych.
- Nie. Tak. Myślę, że nie mam - poprawiła się. - Ellen jechała dzisiaj do
Blue Springs, do krawcowej, która miała uszyć kołderkę dla Daniela.
Dałam jej mój samochód, bo był w lepszym stanie niż jej.
Pokiwał głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]