[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marsdenem od materaców?
- Tak, to on.
- Wie pan, jeszcze na studiach kupiłem materac w jego sklepie i
świetnie mi do tej pory służy.
54
RS
- A ja rozwiozłem ich chyba z tysiąc, pracując tam po szkole -
powiedział Grant z uśmiechem.
- Inaczej to wygląda, kiedy się jest prawnikiem - powiedział
Clive z westchnieniem. - Nawet gdybym miał syna, nie mógłbym
zatrudnić go po szkole, bo nie miałbym dla niego pracy. A teraz co
pan robi?
- Prowadzę agencję ubezpieczeniową.
- Ubezpieczenia na życie?
- Wszystkie rodzaje ubezpieczeń.
- I jak się z tego żyje?
- Wciąż usiłuję to rozkręcić.
- Czyli tak jak my wszyscy. No cóż, spróbujemy ustalić takie
warunki płatności, żeby obie strony były zadowolone. Teraz zaś niech
pan opowie mi wszystko od początku i proszę nie pomijać niczego,
nawet gdyby wydawało się to panu mało ważne. O tym ja zadecyduję.
- Zerknął na zegarek. - Mamy na to pełną godzinę.
- Hej, przystojniaczku! Co ma być dzisiaj? Pastrami z żytnim
chlebem?
Alex Sommerfield podniósł wzrok znad przeglądanych papierów
i uśmiechnął się do Hannah, która stawiała właśnie przed nim
filiżankę kawy.
- Nie bądz taka domyślna. Przede wszystkim dużo kawy i może
obwarzanek z serem.
- Coś dziś jesteś bojowo nastawiony. Możesz mi powiedzieć, co
tu się dzieje? Jeszcze nie ma jedenastej, a wykupili wszystkie pączki i
drożdżówki. Pewnie zabraknie nawet kawy!
55
RS
- Sędzia Mecham idzie na urlop i wszyscy się z nim żegnają.
Zostaw dla mnie kawałek sernika, dobrze?
- Przecież zawsze ci zostawiam.
- Wiem. Dobra z ciebie dziewczyna.
- Jak to jest, że codziennie jesz sernik i wciąż wyglądasz jak
komandos? Te biedne dziewczyny, które u ciebie pracują, pewnie już
tego nie wytrzymują.
- Tak się składa, że w tej chwili moimi pracownikami są sami
mężczyzni.
- Jak to? - Hannah nie posiadała się ze zdumienia.
- O co ci chodzi?
- Nie miałam pojęcia, że jesteś męskim szowinistą.
- Tylko nie podrzuć mi z zemsty bigosu, kiedy nie będę patrzył.
%7łeby cię uspokoić powiem, że to czysty przypadek. Dwie panny,
które pracowały u mnie, niedawno wyszły za mąż i przeniosły się do
innych miast, a na ich miejsce przyjąłem akurat mężczyzn, gdyż ci
dwaj mieli najwyższe kwalifikacje spośród wszystkich kandydatów.
- Dobrze, dobrze. - Nie wiadomo, czy Hannah dała się do końca
przekonać tym argumentem. - Zaraz będzie obwarzanek.
Alex pomyślał, że w jej podejrzeniach rzeczywiście jest ziarno
prawdy. Dwa lata temu rozwiódł się i od tej pory wolał przebywać w
otoczeniu mężczyzn, gdyż kobiety koniecznie chciały go wyswatać i
podsuwały mu coraz to nowe kandydatki.
Szukając w teczce deklaracji podatkowej, którą chciał
przedstawić jako dowód pomocniczy, myślał z niecierpliwością o
mającym odbyć się o godzinie drugiej procesie - wznowionym zresztą
56
RS
- przed sędzią Gore. Nie mógł się wprost doczekać, by rozwiać
złudzenia Clive'a Medora, że wygra sprawę o prawa rodzicielskie. Ten
facet zaczynał mu działać na nerwy.
Alex utrzymywał przyjazne stosunki z większością kolegów po
fachu, z niektórymi spotykał się nawet towarzysko. Clive Medor
jednak był inny. Kiedy przed procesem podawali sobie dłoń, Alex
doznawał nieprzyjemnego uczucia, że facet chętnie by go utopił.
Podczas kolejnych rozpraw miał coraz silniejsze uczucie, że ten
ofensywny, często zachowujący się agresywnie adwokat, podciąłby
gardło własnej matce, gdyby to mu pomogło wygrać sprawę.
Czasami odnosił wrażenie, że w makiawelicznym umyśle Clive'a
Medora jest zakodowana nienawiść do kobiet i że on nie stara się
nawet tego ukryć. Podejrzewał, że to jakieś zaburzenia osobowości.
W ciągu dziesięciu lat praktyki przegrał z nim dwie sprawy. W
obu przypadkach wyszło na jaw, że jego klienci nie powiedzieli mu
prawdy. Medor bezlitośnie wykorzystał te fakty i drwił z niego przy
każdym, nawet przelotnym spotkaniu.
Alex poprzysiągł sobie, że więcej nie dostarczy przeciwnikowi
takich okazji i będzie sprawdzał zeznania swoich klientów, nie
zważając na to, ile czasu i wysiłku mu to zajmie.
Dwie godziny pózniej, zadowolony i dumny ze zwycięstwa
czekał na windę, która nie nadjeżdżała. Niecierpliwił się trochę, bo
chciał jak najszybciej wrócić do biura i załatwić to wszystko, co
nagromadziło się w czasie jego bytności w sądzie. W końcu uznał, że
nie będzie czekał w nieskończoność i ruszył w stronę klatki
schodowej.
57
RS
- Chwileczkę, mecenasie.
Alex przystanął na podeście i obejrzał się przez ramię. Krępy,
niemal kwadratowy Clive Medor pokonywał w szybkim tempie
schodek po schodku. Zaczerwieniony z wysiłku adwokat trzymał
pękate teczki.
- Nie dałeś mi ani chwili, żebym mógł pogratulować ci kolejnej
wygranej do tak pięknej kolekcji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]