[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Daj jej przynajmniej szansę, żeby mogła sama o tym
zadecydować. Jeżeli tego nie zrobisz, będziesz żałował do
końca życia.
Tara kończyła pakować walizkę. Nie było tego zbyt wiele
- trochę jej ubrań oraz rzeczy, które Juanita kazała jej zabrać
dla Erin. Tara powiedziała sobie, że niczego nie przyjmie,
wiedziała jednak, że przyjaciele dali jej to wszystko z miłości,
a nie z litości.
Juanita zaniosła jej do domku słodki meksykański chleb.
- Pomyślałam sobie, że przyda ci się na drogę. Tylko nie
jedz po nocy. - Uściskała ją. - Och, będę tęskniła za tobą i za
naszą malutką.
Tara na próżno usiłowała powstrzymać łzy.
- Ja też będę za tobą tęskniła, ale muszę wyjechać. -
Odsunęła się.
- Dlaczego? Masz tu tyle życzliwych dusz. Wszyscy
pokochaliśmy ciebie i małą Erin.
Tara odwróciła wzrok. Matt nie kocha nas na tyle mocno,
by poprosić, żebyśmy zostały, pomyślała.
- Wiem, ale doszłam do wniosku, że powinnyśmy już
wracać do Phoenix. Tak będzie lepiej.
- Bez pożegnania z Mattem?
- Już się pożegnaliśmy - odparła Tara, domykając walizkę.
- Ach, jesteś tak samo uparta jak on! Przecież widzę, jak
bardzo wam na sobie zależy. Dlaczego nie potraficie sobie
tego powiedzieć wprost?
Nadzieja wypełniła serce Tary.
- Co ty mówisz?
- Zlepa jesteś, moje dziecko? Przecież nasz pan doktor cię
kocha!
- Mówił ci to? Gospodyni potrząsnęła głową.
- Jest jeszcze gorszy niż ty. Gdybyś miała choć odrobinę
rozumu, poszłabyś na plażę i z nim porozmawiała. Wiem, że
on tam na ciebie czeka. Proszę cię, idz do niego.
Czy to możliwe, że jest szansa?
- Nie dopuść do tego, żeby rozdzielił was jego upór.
- Masz rację.
Juanita rozpromieniła się.
- To idz do niego, a ja popilnuję Erin. - Popchnęła Tarę w
stronę drzwi.
Nie minęło kilka sekund, a Tara biegła przez ogród ku
drewnianym schodom. Zdjęła buty i zeszła na plażę. Matt
szedł wzdłuż brzegu, jakieś pięćdziesiąt metrów dalej.
- Matt! - krzyknęła.
- Czy coś się stało, Taro?
- Nie, spakowałam się i wyjeżdżamy. Chciałam...
chciałam tylko powiedzieć, że... - Nie mogła oderwać od
niego wzroku, pragnęła utrwalić w pamięci rysy ukochanego
mężczyzny. Zresztą, czy mogłaby go kiedykolwiek
zapomnieć? Podeszła bliżej. - Jeszcze raz dziękuję za
wszystko, za to, że zawsze byłeś przy mnie, kiedy cię
potrzebowałam.
Matt wzruszył ramionami.
- Nie ma za co.
- No tak, to już chyba wszystko. - Czuła, że zaraz
wybuchnie płaczem. - %7łegnaj, Matt! - Odwróciła się i ruszyła
ku schodom, modląc się w duchu, żeby ją zatrzymał.
Matt słyszał głośne bicie swego serca. Za chwilę Tara
wejdzie na górę i zniknie z jego życia. Nagle zrozumiał, że nie
może pozwolić jej odejść.
- Taro! Zaczekaj!- krzyknął.
Zatrzymała się. Kiedy się odwróciła, jej śliczna twarz
jaśniała nadzieją.
- Co powiedziałeś?
- Powiedziałem  zaczekaj".
- Dlaczego, Matt? Czemu nie chcesz, żebym wyjechała?
- Bo nie potrafię bez ciebie żyć, bo bez ciebie nie widzę
przed sobą żadnej przyszłości.
- Och, Matt! - Tara rzuciła mu się w ramiona.
- Taro, muszę ci coś wyznać.
- Pózniej - mruknęła niecierpliwie.
- Nie, teraz - nalegał, czując, że musi wyjawić jej swoją
tajemnicę. Cofnął się o krok i zaczerpnął tchu.
- Wiesz, że chciałbym ci dać wszystko.
- Ale ja nie chcę niczego, oprócz ciebie - powiedziała.
Matt uśmiechnął się.
- Mnie już masz, moja miła. I to od chwili, kiedy stanęłaś
w progu mojego gabinetu. Kocham cię nad życie. Nigdy nie
myślałem, że można kogoś tak kochać... - Zebrał się na
odwagę i dokończył: - Wiem, jak bardzo chciałabyś mieć dużą
rodzinę, Taro, a ja nie mogę dać ci dziecka. - Poczuł ucisk w
gardle. Przełknął ślinę i z trudem wykrztusił: - Jestem
bezpłodny.
Tara spojrzała na niego, wstrząśnięta, a potem łzy
napłynęły jej do oczu.
- Teraz sama rozumiesz - powiedział. Wziął głęboki
oddech, żeby się opanować, po czym rzekł: - Na ciebie już
czas. %7łegnaj, Taro. - Odwrócił się i ruszył wzdłuż brzegu. Nie
chciał widzieć, jak odchodzi; nie chciał też widzieć w jej
oczach litości.
Tara stała przez chwilę jak skamieniała, a w uszach
dzwięczały jej słowa Matta.  Nie mogę dać ci dziecka". Nic
dziwnego, że nie myślał o zabezpieczeniu, kiedy się kochali. I
tak wiedział, że nie zajdzie z nim w ciążę. Poczuła się głęboko
zawiedziona. Nigdy nie będzie mogła mieć dziecka z
ukochanym mężczyzną. Potem pomyślała o Matcie. Biedny
Matt! Więc on przez cały czas nosił w sobie ten bolesny
sekret!
Pobiegła za nim. Musi go przekonać, że mimo wszystko
zależy jej tylko na jego miłości.
- Matt, poczekaj! - zawołała.
Zwolnił kroku, ale się nie odwrócił. Chwyciła go za rękę.
Usiedli na piasku.
- Matt, musisz mnie wysłuchać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl