[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A kiedy szeptem zapytał, gdzie jest sypialnia, ujęła go
bez wahania za rękę i poprowadziła na piętro.
186
S
R
Rozdział 12
Zoe czułaby się znacznie lepiej, gdyby było ciemno.
Mimo zamkniętych okiennic w pokoju wciąż było za du-
żo światła. A ona nie miała już, niestety, ciała dwudziestolatki.
Oboje zostali już tylko w bieliznie, wśród porozrzuca-
nych na podłodze ubrań. Jednak nawet w koronkowym staniku
i majteczkach Zoe czuła się nadmiernie obnażona.
- Jesteś taka piękna - wyszeptał Sam.
Pocałował ją w ramię, a potem jego usta powędrowały w
dół jej szyi, aż po rowek między piersiami. Poczuła jego dło-
nie na pośladkach.
Czuła też, jak bardzo jej pożąda i drżała z podniecenia.
- Już ci mówiłam - wyszeptała - że potrzebne ci okulary.
Gdy puścił mimo uszu jej uwagę, spróbowała się rozluznić.
Mimo usilnych starań nie była jednak w stanie wyłączyć my-
śli. Co będzie, jeżeli go rozczaruje? Jeśli nie sprosta jego wy-
idealizowanej wizji? Jeżeli Sam dojdzie już po wszystkim do
wniosku, że to pomyłka?
Czy będzie potrafiła znieść takie upokorzenie?
187
S
R
Odrzuciła na bok kołdrę i leżeli teraz oboje na prze-
ścieradle.
- Zoe - wyszeptał Sam. - Nie bądz taka spięta.
- Staram się, ale.
Oparł się na łokciu i spojrzał na nią.
- Coś jest nie tak? Mam przestać? Potrząsnęła głową bez
słowa.
- O co wobec tego chodzi? - zapytał. -Ja... ja się boję.
- Czego się boisz? Mnie?
- Nie, oczywiście, że nie. Boję się, że się rozczarujesz.
- Z tobą? To niemożliwe. Jeżeli już, to raczej ja nie
chciałbym ci sprawić zawodu. Prawda wygląda tak, że już od
dawna nikogo nie miałem.
- Ja też nie.
Sam uśmiechnął się, a potem pocałował ją w czubek nosa.
- Przestań się zamartwiać, dobrze? Umówmy się, że żad-
ne z nas nie miało ostatnio praktyki, więc jeżeli ten pierwszy
raz nie będzie zbyt imponujący, następnym razem pójdzie nam
lepiej.
Zoe spojrzała z podziwem w jego cudowne, błękitne
oczy. Sam zawsze wiedział, co powiedzieć. W każdej sytuacji.
I, oczywiście, ma racje. Przecież nie od razu musi być ideal-
nie. Potrzebują więcej czasu, żeby się nauczyć, co im najbar-
dziej odpowiada. Przyciągnęła z uśmiechem jego głowę i po-
całowała go w usta.
Już wkrótce ich bielizna stała się ostatnią niepotrzebną
barierą.
188
S
R
- Zdejmij to - powiedział Sam, rozpinając jej biustonosz.
W chwilę pózniej jego slipy upadły na podłogę obok koron-
kowego stanika i majtek.
Popatrzył na Zoe i dech mu zaparło.
- Nie myliłem się. Jesteś piękna.
Zażenowana, spuściła wzrok. Od dawna żaden mężczyz-
na nie oglądał jej nagiej. I znów przypomniała sobie, że nie ma
już ciała młodej dziewczyny.
Dlaczego nie zapisała się na siłownię? Przecież Shawn
tak ją namawiała.
Sam miał natomiast wspaniałe ciało. Widać było, że du-
żo nad nim pracował, bo mięśnie torsu były świetnie wyro-
bione, a wąska talia i płaski brzuch nie zdradzały najmniej-
szych oznak tycia.
Objął Zoe i zamknął jej usta pocałunkiem tak namięt-
nym, że zabrakło jej tchu. Zoe miała uczucie, że płonie pod
dotykiem jego wprawnych, czułych rąk, które bez trudu od-
najdywały drogę do najtajniejszych zakątków jej ciała.
A potem, gdy dręczące pragnienie stało się już nie do
zniesienia, Sam wszedł w nią jednym silnym, zdecydowanym
pchnięciem.
Zoe jęknęła, objęła go udami i przytuliła do siebie, by
umożliwić mu jeszcze lepszy dostęp.
Sam...
Sam, śpiewało jej serce.
Sam...
Gdy ciałem jej zaczęły wstrząsać pierwsze spazmy roz-
koszy, Sam objął ją mocno i czekał, aż osiągnie szczyt. Do-
piero kiedy się uspokoiła, doznał spełnienia.
189
S
R
Pomyślała, że mogłaby go pokochać, i przeraziła się. Cu-
downy seks to jedno, a miłość to zupełnie co innego. Co bę-
dzie, jeżeli im się nie ułoży?
Spróbowała odpędzić tę nieprzyjemną myśl, ale bezsku-
tecznie.
Po co się martwisz na zapas? - zganiła się. Dlaczego nie
potrafisz po prostu cieszyć się tą chwilą?
Ale ona wiedziała dlaczego - ze strachu. Bała się, bo nie
ufała ani sobie, ani jemu. Był przecież bratem Zacha Trai-nera
i zawsze nim pozostanie.
Mimo to... chciała mu wierzyć.
I trzeba przyznać, że pragnęła tego bardziej niż czego-
kolwiek na tym świecie.
Zoe doszła do wniosku, że cudownie jest móc leżeć w
ramionach kochanka, z uczuciem błogiego spełnienia. Przysu-
nęła się jeszcze bliżej do Sama, który wzmocnił uścisk.
Leżeli przytuleni, na boku, jak dwie łyżeczki - Sam z
twarzą ukrytą w jej włosach. Czuła jego rękę na piersi i deli-
katne pocałunki, jakimi obsypywał jej kark i płatek ucha.
- Jak długo zamierzasz tu zostać? - zapytała po dłuższej
chwili.
- W twoim łóżku? Póki mnie nie wyrzucisz.
Poczuła na szyi dotyk jego uśmiechniętych ust i także się
uśmiechnęła.
- Dobrze wiesz, co miałam na myśli.
- Nie wiem. Prawdopodobnie dopóty, dopóki nie znaj-
190
S
R
dę odpowiedniego domu dla Zacha... a także czegoś dla siebie.
- A potem wracasz do Kalifornii?
- Będę musiał. Mam spotkać się z prawnikami oraz na-
szym dystrybutorem. I oczywiście będę musiał spakować swo-
je rzeczy.
- Mówiłam ci, że Kirby przyleciał tu na weekend?
- Nie, ale wiedziałem o tym. Zoe zamarła.
- Wiedziałeś o tym?
- Tak, mówił mi, że się tu wybiera.
Zoe oswobodziła się gwałtownie z uścisku Sama, usiad-
ła, i wstydząc się swej nagości, podciągnęła pod brodę prze-
ścieradło.
- Czemu mi nie powiedziałeś?
- Dowiedziałem się dopiero w piątek rano - zaczął się
tłumaczyć, widząc jej zdenerwowanie. - A w weekend nie
dzwoniliśmy do siebie. Kiedy rozmawialiśmy w poniedziałek,
zdążyłem już o tym zapomnieć.
Zoe patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. W jed-
nej chwili rozwiała się błoga aura, spowijająca ich jak złoty
obłok.
- Jak mogłeś zapomnieć? Przecież zdawałeś sobie spra-
wę, jakie to dla mnie ważne!
Teraz i on usiadł.
- Daj spokój, Zoe. Nie widzę problemu. Przecież Kirby i
tak miał zjawić się tu po przyjezdzie Zacha. Co za różnica, czy
przyjechał teraz, czy pózniej?
- Olbrzymia, a jeżeli tego nie rozumiesz, to nie jesteś ta-
191
S
R
ki bystry, jak myślałam. Poza tym powiedziałeś mi, a nawet
obiecałeś, że jak tylko coś usłyszysz, dasz mi znać. Powinie-
neś był od razu do mnie zadzwonić.
- Ojej, przepraszam... - Westchnął. - Nawet mi to nie
przyszło do głowy.
- To widać. - Więc jednak nie bez powodu zastanawiała
się, czy może mu zaufać.
- Zoe... - Sam pociągnął ją delikatnie za rękę. - Wracaj
tu.
Potrząsnęła głową. Czuła pod powiekami wzbierające
łzy i była wściekła. Od dawna nie zdarzyło jej się płakać z po-
wodu mężczyzny, więc tym bardziej teraz nie miała ochoty.
Mężczyzni nie są tego warci. Nawet ci najlepsi czasami zawo-
dzą. Pomyślała, że jeżeli już ktoś zasługuje na jej bezwzględne
zaufanie, to tylko przyjaciółki. Jak mogła o tym zapomnieć?
- Pewnie też wiedziałeś, że Kirby chce zatrzymać się u
[ Pobierz całość w formacie PDF ]