[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przepadnie i może nigdy się nie powtórzyć.
W zagłębieniu jednej z poskręcanych gałęzi, zakończonej podobnymi do palców
wyrostkami, spoczywała sękata rękojeść świetlnego miecza, ukształtowana tak, żeby mogła
być pochwycona przez drewniane palce.
Na skraju polany ukazali się dwaj Ciemni Jedi. Przystanęli i zaczęli się rozglądać.
- Niczego tu nie widzę. Przynosisz wstyd lordowi Brakissowi - stwierdził jeden,
zwracając się do towarzysza. - Lord Zekk powinien zabronić ci noszenia świetlnego miecza.
Po prostu marnujesz energię ciemnej strony.
- Mówię ci, że coś poczułem - upierał się drugi wojownik Akademii Ciemnej Strony.
Rozglądając się na prawo i lewo, ruszył przez polanę. Wsłuchiwał się w odgłosy
napływające z cichej dżungli. Drugi Ciemny Jedi ruszył jego śladem, ale każdym gestem i
ruchem ciała dawał do zrozumienia, że ma za złe koledze, iż go tu przyprowadził.
W tej samej chwili rycerz Skywalkera wykorzystał wszystkie zgromadzone zasoby
energii jasnej strony i przystąpił do działania. Wysunął ogniste ostrze świetlnego miecza i
wyciągnąwszy podobną do gałęzi rękę, machnął klingą. Zwinięta dotąd gałąz świsnęła,
przecinając powietrze niczym młody pęd, pragnący się wyprostować.
- Strasznie mi przykro, dziadku - szepnęła istota.
Poczuła, że świetlista klinga zagłębia się w próchniejącą tkankę drzewa Massassów,
przecina pień blisko korzeni i pozwala, żeby reszty dzieła dokończyła siła przyciągania.
Rozłożysta korona jeszcze bardziej się przechyliła, a gigantyczny starzec, przerazliwie
trzeszcząc, zwalił się na niczego nie przeczuwających intruzów. Obaj mieli czas jedynie
spojrzeć w górę. Wydali zduszone okrzyki przerażenia i w następnej sekundzie zniknęli,
pogrzebani pod gąszczem łamanych gałęzi i rwących się pędów winorośli.
Rycerz Jedi wyłączył świetlny miecz. Miał wrażenie, że jego drewniane ciało drży. W
jednej chwili wyczerpał niemal całe zasoby energii, na których gromadzenie poświęcił wiele
56
długich miesięcy. Istota, dobywając resztek siły, rozprostowała wszystkie gałęzie. Skierowała
je w górę, ku słońcu, a potem jeszcze głębiej zapuściła korzenie w miękką, przesyconą
minerałami glebę.
Wiedziała, że musi upłynąć wiele, wiele dni, zanim przyjdzie do siebie po dzisiejszej
akcji.
57
ROZDZIAA 9
Jaina przepłynęła rzekę i zaczęła przedzierać się przez ostępy dżungli. Kierując się. w
stronę polany, gdzie znajdowała się stacja generatorów ochronnego pola, wybierała drogę
wśród najdzikszych chaszczy, licząc na to, że może ukryje się w nich przed spojrzeniami
innych napastników. Wiedziała, iż w tej chwili gąszcz zarośli jest jej sprzymierzeńcem, i
postanowiła ten fakt jak najlepiej wykorzystać. Rzecz jasna, nie obawiała się stoczyć
pojedynku z jakimś Ciemnym Jedi, ale pamiętała o zadaniu, jakie jej powierzono... zadaniu,
które o wiele bardziej ją pociągało.
Uświadamiała sobie, że dopóki siłowe ochronne pole pozostaje wyłączone w wyniku
uszkodzenia generatorów, cała okolica akademii Jedi jest narażona na nieustające ataki z
powietrza. Nie wątpiła, że uczniowie wujka Luke a potrafią się obronić, ale gdyby zdołała
jakoś naprawić te generatory i sprawić, że energetyczna kopuła na nowo osłoni wielką
świątynię i jej okolice, rycerze Jedi o wiele łatwiej poradzą sobie z bezczelnymi
przeciwnikami i znacznie szybciej ich pokonają, jednego po drugim.
Dziewczyna dotarła w końcu na skraj polany, na której niedawno jej ojciec i
Chewbacca zainstalowali przetransportowane z Coruscant nowe generatory siłowego pola.
Niestety, już pierwszy rzut oka pozwolił jej na wyciągnięcie wniosku, że mimo wrodzonych
zdolności do naprawiania zepsutych mechanizmów, nie zdoła przywrócić sprawności
zniszczonym urządzeniom.
Zazwyczaj wystarczało coś przełączyć, wymienić uszkodzony panel albo dokonać
prowizorycznej naprawy, by urządzenie przynajmniej przez pewien czas funkcjonowało
prawidłowo. Tym razem jednak sytuacja wyglądała o wiele poważniej. Imperialny
sabotażysta posłużył się termicznymi detonatorami, za pomocą których wysadził w powietrze
zasilacze generatorów i w ten sposób zniszczył całą stację dostarczającą energii siłowemu
polu. Wszystko zamieniło się w stos stopionego metalu i dymiących szczątków. %7ładna
prowizoryczna naprawa nie mogła zmusić urządzeń do ponownej pracy.
Jaina spoglądała na generatory wszakże tylko przez krótką chwilę. Spostrzegła coś, co
zaparło jej dech w piersi.
Na polanie spoczywał imperialny myśliwiec typu TIE. Maszyna sprawiała wrażenie
nie uszkodzonej.
Od czasu, kiedy Chewbacca podarował Lowiemu mały śmigacz typu T-23 zwany
58
gwiezdnym skoczkiem, Jaina marzyła o tym, aby także latać własnym powietrznym statkiem.
Chęć spełnienia tego marzenia stanowiła zresztą główny bodziec, skłaniający ją do działania.
To właśnie dlatego postanowiła naprawić pogruchotaną maszynę typu TIE, którą młodzi
rycerze Jedi znalezli kiedyś w ostępach dżungli... Myśliwiec, należący do Qorla.
Dziewczyna stała jak sparaliżowana, ogarnięta zachwytem i podnieceniem. Nie
słyszała niczego, jeżeli nie liczyć stłumionych odgłosów walki toczącej się w głębi dżungli, a
także odległych okrzyków i grzmotów blasterowych strzałów, dolatujących z okolic wielkiej
świątyni.
Odpięła rękojeść świetlnego miecza i przycisnęła guzik, żeby włączyć zasilanie. Z
cylindrycznej obudowy wysunęła się świetlista klinga, płonąca jaskrawofioletowym blaskiem.
Dziewczyna zaczęła się skradać w stronę nieruchomej maszyny. Była gotowa stanąć w każdej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl