[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czyzny wywołały wniej dreszcz podniecenia. Nie dała tego
posobie poznać. Skinęła głową.
- Drzwi poprawej.
Wolnym krokiem zaprowadziła go do pokoju. Potężna-
dynamiczna sylwetka Nicka zdawała się rozsadzać ściany
niewielkiegopomieszczenia.
- Dzieciakwrócił?
- Nie, Jedjeszczeniewrócił! - odrzekła z naciskiem, zde-
nerwowana sposobem, wjaki mówi ochłopcu.
- Zdążyłaś już sobie coś pomyśleć, żono? - Jego wargi
wykrzywił szyderczyuśmieszek.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
64
Ton głosuNickazdradzał, żepotrafi onbyć groznymprze-
ciwnikiem. Było też widać, że wydarzenia ostatnich paru
godzin kosztowałygowielenerwów.
- Nie, Nick. Nic sobie nie pomyślałam- stwierdziła po-
jednawczo. - Ajeśli otymmówimy, proszę, ototwój czek.
Rzucił torbę na łóżko, a walizkę postawił na podłodze.
Wziął czek. Zauważył, jak zadrżała, kiedyich palce zetknęły
się przez ułamek sekundy.
Pożądanieczystrach?Nickuważnieobserwował błyszczą-
ce oczy Jenny. Wyglądała na osobę u kresu wytrzymałości.
Jak gdyby nie zdawała sobie jeszcze sprawy z obowiązków,
któreniesiemałżeństwo. Westchnął. Puściła mimouszuto, co
próbował jej zawczasu wytłumaczyć.
Pod zielonym sweterkiem kusząco rysowały się kobiece
piersi. Przyjemniebyłobyich dotknąć. Carlton zacisnął pięści
i odegnał frywolne myśli. Powinien dać Jennyczas na przy-
zwyczajeniesię dojegoobecności. Amiał dużoczasu.
Nagle twarz mu stężała. Nie może robić planówna przy-
szłość, dopóki Don nie zostanie uwolniony. To po części
z winyNicka goporwano.
- Czy coś nie wporządku z czekiem? - spytała zanie-
pokojona Jenny. Tak się umawiali. Dlaczego więc Nick miał
taką ponurą minę?
- Nie, zgadza się.
Włożył czek do marynarki, którą powiesił wszafie. Jenny
poczuła się rozczarowana. Całkiembez sensu. Czegooczeki-
wała? %7łeNicknieprzyjmiepieniędzyi oznajmi, żepoślubił ją
z czystej sympatii? Lepiej trzymać się warunków umowy,
którą zawarli. Jej wzrok padł na łóżko. Zaczerwieniła się. No
tak, tojeden z uzgodnionych punktów.
- Jenny! - zabrzmiał płaczliwygłos Jeda. Znalazł się po-
wód, byuciec z klaustrofobicznej atmosferysypialni.
Zdobyła się na promiennyuśmiech.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
65
- Zobaczę, czegochceJed, a tysię rozpakuj.
- Czyon tu jest? - wypytywał Jed.
Jenny skrzywiła się. Dobrana para! Nick mówił o Jedzie
dzieciak", a Jed oNicku on".
- Wiesz, bywają chwile, kiedy żałuję, że nie. zostałam
zakonnicą - wyznała, podnoszącmarynarkę, którą Jed rzucił
na kanapę.
- Nie możesz być zakonnicą. Należysz dokościoła meto-
dystów. Chociaż czytałemwczoraj opewnympastorzezesta-
nu Pensylwania, który jako żonaty mężczyzna przeszedł na
katolicyzmi został księdzem. Ciekawe, jak wierni zwracali
się dojego żony. Chyba matko"?
- Niebądz taki mądrala - powiedziała Jennyz przekąsem.
- Gdzie się włóczyłeś tak długo?
- Pani Norris zawiozła mnie do babci, do domu starców.
Dałemjej kawałektortuweselnego. Babcia płakała.
- Bardzodokucza jej biodro?
- Nie płakała z bólu! Rozczuliła się, kiedy pani Norris
powiedziała jej oślubie.
- Kobietylubią płakać na ślubach.
Jedspojrzał z niesmakiem. Zaczął wymachiwać krawatem.
- Jenny, kiedyszedłempotalerz dla babci, słyszałem, jak
pani Norris mówiła, żemąż pomożeci znosić trudywychowy-
wania mnie. Czyjestemdla ciebieciężarem?- spytał podnie-
cony.
Jennypopatrzyła na szczupłą twarzyczkę.
- Och, Jed, niewiesz, żecię kocham?Zpewnością powta-
rzamci todość często.
- Aleczyjestemciężarem?
Widząc jego zmartwiony wzrok, zdecydowała, że lepsza
bolesna prawda niż łatwe kłamstwo.
- Wpewnymsensie kochaniekogoś zawszejest ciężarem.
Zwłaszcza jeśli chodzi odziecko, ponieważ dorośli ponoszą
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
66
za nie odpowiedzialność. Jed, gdybym cię nie chciała, nie
zabiegałabym o przyznanie mi opieki nad tobą. Przecież
wiesz, że nie musiałamcię brać.
- Totakjak z Melbą?
- Jaką Melbą? - spytała zdezorientowana Jenny.
- Siostrą Ryana, którysiedzi ze mną w ławce. Jegomama
urodziła trzecią córkę. - Twarz Jeda wyrażała pogardę dla
tego przejawu zidiocenia. - Ryan mówił, że mama wciąż
krzyczała na tatę, że tojegowina i że ona nie chciała nastę-
pnegodziecka. Takczytak, musieli zatrzymać Melbę.
- Jed, Ryan nie powinien ci otymopowiadać. Atyabso-
lutnie niepowinieneś nikomu tegopowtarzać.
- Dlaczego, skoro to prawda? Nie rozumiemtylko, czemu
mama Ryana była wciąży, jeśli nie chciała następnegodzie-
cka. Czytaliśmywszkole książkę, wktórej opisywano, cosię
robi, żebymieć dzieci. Ajeśli nie chce się mieć dzieci, trzeba
tegonierobić, co?
Jennypoczuła się bezsilna. Zamknęła oczy. Nie zamierzała
akurat teraz wyjaśniać temu nad wiek rozwiniętemu dziewię-
ciolatkowi, że sprawyseksu dotyczą czegoś więcej, niż tylko
rodzenia dzieci.
- Cóż, widzisz, Jed...
Przerwała. Wszarych oczach chłopca pojawiłosię zmie-
szanie i gniew. Na progu sypialni stanął Nick.
Chłopiecdemonstracyjnieprzysunął się doJenny.
- Coon robi wtwoimpokoju?
- Rozpakowujerzeczy. - Starała się nadać głosowi obojęt-
nyton.
- Ale totwój pokój - nie ustępował Jed.
- Mężowie i żony na ogół sypiają wtymsamympokoju
- stwierdził Nick.
- Bądz zadowolony, że zajmujemywspólnypokój. - Jen-
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
67
nysiliła się na nutę żartobliwości. - Druga sypialnia zostaje
nadal dotwojej wyłącznej dyspozycji.
- Niechcę dzielić pokojuz nim!
- No, to dobrze się składa - oznajmiła, lecz Jed wyraznie
nie był tegosamego zdania. Przenosił wzrok z Jennyna Ni-
cka.
- Chcesz mieć dzieci?- spytał mężczyznę prostoz mostu.
- Absolutnienie!
Nickzasępił się. Przypomniał sobieoAdelaide, oczekującej
dziecka. Jednodzieckozaplątanewawanturę toi takzadużo.
- Notowszystkowporządku.
Jedposzedł doswojegopokoju.
Jenny wbiła wzrok w beżową wykładzinę. Ogarnęło ją
niemal namacalneuczuciezażenowania i podświadomej ura-
zy. Tojasne, żeniezamierzają mieć dzieci z tegomałżeństwa
na niby, ale dlaczego Nick zareagował tak gwałtownie? Jak
gdybyuważał, żenienadajesię na matkę jegodzieci.
- Czegoszukasz napodłodze?- Nickzbliżył się doJenny.
- Próbuję odzyskać panowanie nad sobą - odpowiedziała
oschle.
- Sama jesteś temuwinna. Pocorozmawiałaś znimoroz-
mnażaniu?
- Myślisz, żeniedowiedziałbysię z innego zródła? Zmie-
szne!
- Można zacząć wyjaśnienia od bocianów.
- Tak, tak, a potemnastolatki masowozachodzą wciążę!
Nieodpowiedzialni rodzice uciekają od poważnych rozmów
z dziećmi i skazują jena niewiedzę i dramaty.
- Nie sądzę jednak...
- Bo nie musisz! Nie masz dzieci. Za to moje dzieci nie
będą dojrzewać wprzekonaniu, że za pierwszymrazemnie
zachodzi się wciążę albo żewspółżycienastojącojest bezpie-
czne.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
68
- A nie jest? - Woczach Nicka rozbłysły łobuzerskie
ogniki.
- Nie drocz się ze mną. Uważam, że akurat pod tym
względemmamrację.
- Jest wiele spraw, wktórych się nie mylisz, a wszystkie
one dotyczą tego dzieciaka. - Wskazał zamknięte drzwi sy-
pialni Jeda. - Powinnaś bardziej zróżnicować swoje reakcje
uczuciowe.
Uśmiechnął się powoli, zmysłowo. Jennyzamrugała ocza-
mi i pospieszniepróbowała załagodzić sytuację.
- Zpewnością nie jesteś zainteresowany...
- Wszyscymężczyzni są tymzainteresowani.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]