[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odwijając kanapkę - ale niektórych czeka jeszcze praca, poza tym nie jedli kolacji.
- Pracuj. Jedz. Kto ci broni?
Mac odgryzł kęs grubej kanapki ociekającej sosem i ostrą musztardą i obrócił się z fotelem do biurka, na którym
leżała kartka od Louise. Przebiegł ją wzrokiem.
- Louise udało się wytropić tego wstrętnego mail a, którego Julie dostała wczoraj - odezwał się. - Gdybym miał
się w kimś zakochać, to właśnie w niej - dodał.
Frank oczywiście wiedział, że Mac żartuje. Louise była drobną kobietą, poważną i nieśmiałą, związaną z
pewnym studentem medycyny z Tulane.
- Nie dotarła do samego nadawcy - uściślił. Znał już treść notatki Louise.
Mac jeszcze raz spojrzał na kartkę.
- Nowy Jork, Biblioteka Publiczna, Piąta Aleja. Co to nam daje?
- Sandy rozmawiała dzisiaj z kuratorem Glenna Perry'ego. Według niego facet zachowuje się poprawnie. Od
wyjścia na wolność nie opuszcza miasta.
- Innymi słowy, przebywa na Manhattanie. Na tej samej wąskiej małej wyspie, na której znajduje się oddział
biblioteki. Czyli mógł wysłać tego maiła.
- Mógł - przyznał Frank.
- Chociaż pewnie ma własny komputer. Po co miałby chodzić do biblioteki, skoro mógł to zrobić z domu?
- Po to, żeby ktoś taki jak nasza Louise nie mógł wytropić jego adresu.
Mac nie był przekonany, niemniej w jego pracy sceptycyzm był zaletą.
- Czy łatwo jest wysłać z własnego komputera maila nie do wyśledzenia? Louise mogłaby dojść do serwera, ale
czy dotarłaby do konkretnego adresata? - O to musiałbyś ją spytać.
- Racja. - Podejrzewał, że Louise mogłaby dotrzeć w śledztwie tak daleko, jak by chciała. Nawet nie próbował
zrozumieć, jak to robi. - Ewentualnie mogłaby wskazać, z którego komputera w bibliotece korzystał nadawca.
Niewykluczone, że osoba z obsługi go zapamiętała. Przyniosłem kolejnego maila - dodał. - Stawiam dychę, że wysłano
go z innego miejsca.
- Nadawca korzysta z ogólnie dostępnego komputera z określonego powodu - wtrącił Frank. - Nie chce, żeby go
zidentyfikowano. - Odchylił się na oparcie fotela i zaczął kiwać stopą. - Uważasz, że tej Sullivan naprawdę coś grozi?
Bo może ta jej siostra jest odrobinę przeczulona?
- Rozmawiałem z nią. Sprawia wrażenie trzezwo myślącej. Pracuje jako bankier inwestycyjny w Nowym Jorku.
- Czyli z nich dwóch ona jest inteligentna, a Julie piękna?
- Julie nie brakuje inteligencji - zaprzeczył Mac - a o ile wiem, jej siostra też jest bardzo atrakcyjna. - Zdjął z
kubka plastikowe wieczko. W pokoju rozszedł się zapach kawy z cykorią. - W każdym razie, Marcie Sullivan twierdzi,
że Perry wielokrotnie groził Julie, kiedy ta doniosła na niego do prokuratury. Potem, kiedy zeznawała przeciwko niemu
w sądzie, powtórzył grozby. Przysiągł, że jak tylko wyjdzie z więzienia, dopadnie ją.
- Z tym, że według kuratora Perry jest teraz wzorowym obywatelem - przypomniał Frank. - Zapisał się na kurs
dla pośredników handlu nieruchomościami, trzyma się z daleka od modelek i w ogóle dziewcząt, nie odnowił kontaktów
z dealerami narkotyków.
- Taak - mruknął Mac. Cynizm w jego głosie był tak mocny i gorzki jak kawa, którą pił. - Miałem do czynienia z
facetami świeżo wypuszczonymi z więzienia. Ty też. Aureole nad ich głowami mogą oślepić, bo są neonowe, nie
prawdziwe. - Odstawił kawę i wrócił do kanapki. - A teraz dziewczyna dostaje te niepokojące maile od kogoś, kto wie,
że pracowała w agencji. Uważam, że jest to grozne.
Frank wzruszył ramionami.
- Jesteś ekspertem.
- A propos ekspertów. - Mac zlizał sos z kciuka, zanim kropla zdążyła upaść mu na spodnie osłonięte tylko
cienką papierową serwetką. - Znasz się na finansach. Cztery lata temu z konta Hotelu Marchand zniknęła duża suma.
- Jak duża?
- Milion dolarów.
Frank wyprostował się w fotelu.
- Opowiedz mi coś więcej.
- Niewiele wiem. Remy Marchand zmarł niemal w tym samym czasie.
- Pamiętam. Prasa rozpisywała się na ten temat, bo chodziło o Remy'ego Marchanda, sławnego kucharza i
współwłaściciela hotelu. Jego samochód spadł z grobli do jeziora. Dla tabloidów to był smakowity kąsek.
- A dla rodziny tragedia - dorzucił Mac.
- Racja.
- %7łona Remy'ego, Anne,. kierowała hotelem, a on restauracją. Cztery lata temu zmarł. Obecnie hotelem zarządza
ich córka Charlotte. Druga córka prowadzi restaurację, dwie kolejne również pracują w hotelu. Ale wszystko to jeszcze o
niczym nie świadczy. - Zamilkł i dokończył kanapkę. Była pyszna. %7łałował, że nie kupił dwóch. - W każdym razie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]