[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeszcze dodać należy liczne rodzaje koncesyj, jakie za udzielenie pożyczki da chętnie, byle po
cichu, każdy rząd.
 Dlaczego po cichu?  interesował się Willis.
 Ze względów wewnętrznopolitycznych. Wszyscy oni gotowi są na każde ustępstwo, byle
zdobyć wśród swoich obywateli uznanie za uzyskanie pożyczki, wyglądającej względnie tanio.
I o tym projekcie myślał Paweł zupełnie poważnie.
Jeszcze przed powrotem do Warszawy przeprowadził w Paryżu i w Berlinie szereg roz-
mów z wybitniejszymi finansistami. Minęły już dawno te czasy, kiedy dla zobaczenia się z
101
jakąś grubszą rybą musiał tracić wiele wysiłków i używać najrozmaitszych wybiegów. Mię-
dzynarodowa finansjera doskonale już teraz wiedziała, kim jest Paweł Dalcz i jak należy ce-
nić bliższe z nim stosunki.
Rozrastający się do potwornych rozmiarów zasięg jego interesów zmusił go do otworzenia
we wszystkich większych stolicach swoich agentur. Sieć ta nie była wszakże dostrzegalna dla
niewtajemniczonych z tej prostej przyczyny, że poszczególne agentury występowały pod naj-
różnorodniejszymi firmami. Każda była pozornie oddzielnym i niezależnym przedsiębior-
stwem. Nawet zbadanie jej rejestru handlowego nie zawsze przydałoby się dla ustalenia jej
właścicieli, bowiem w niektórych tylko figurowało nazwisko Pawła jako prezesa, dyrektora
czy członka zarządu. W istocie wszystkie zależały wyłącznie od niego, gdyż były albo ukry-
tymi filiami jego przedsiębiorstw, albo tych firm, w których ostateczne słowo należało do
niego.
Na pomysł ten Paweł wpadł już przed wielu laty, obserwując komplikacje bilansowe i
trudności kredytowe przedsięwzięć nie rozporządzających dostatecznym kapitałem obroto-
wym. Wygody ten system dawał nieocenione, kosztując prawie grosze. Przede wszystkim
dzięki niemu Paweł Dalcz zawsze mógł rozporządzać ogromnym portfelem wekslowym.
Każda z kryptoagentur wystawiała na telegraficzne zlecenie żądaną sumę weksli, każda
przyjmować mogła na swą odpowiedzialność gwarancję kredytów udzielanych przez banki
innym kryptoagenturom. Natomiast w razie nagłych tarapatów płatniczych jednej z wielu w
ten sposób współpracujących placówek, Paweł zawsze mógł na czas wydobyć potrzebne
kwoty, lukę załatać i tym samym podnieść prestiż zagrożonej, zdawałoby się, instytucji.
Miało to jeszcze i tę zaletę, że z państw o wysokiej skali podatku dochodowego bez trudu
można było przenosić te dochody do państw, gdzie podatek był mniejszy. Po prostu w księ-
gach jako dostawca na przykład surowca figurowała jedna z kryptoagentur, a że ceny jej pła-
cone przez agenturę w państwie drogim były niewspółmierne do cen rynkowych, na to już
urzędnicy podatkowi nie zwracali uwagi, jako na szczegół nie obchodzący władz skarbowych.
Sam Paweł tłumaczył budowę sieci tych firm Krystynie w ten sposób:
 Jest to system, który kiedyś powinien być nazwany przez ekonomistów systemem lu-
strzanym. Polega on na uwielokrotnieniu kapitału jakby przy pomocy licznych odzwiercie-
dleń. Oczywiście sam kapitał pozostaje bez zmiany, lecz stwarza się pozór jego kilkakrotnego
powiększenia. Pozór, no i rzecz ważniejszą: dochód z obrotu, dochód! Oto co zbieram z tych
luster. Osiada na nich, zapewniam cię, takimi grubymi warstwami, jakby osiadał na prawdzi-
wym, konkretnym kapitale.
 Ale w tym stanie rzeczy ty po prostu nie masz możności stwierdzenia, ile wynosi twój
majątek!
Roześmiał się z taką miną, jakby ktoś mu powiedział, że figiel przez niego spłatany udał
się bez zastrzeżeń:
 A nie wiem! Nie wiem, moja kochana, i wcale mnie to nie dręczy. Przeciwnie. Jestem
kontent. Realna wartość tego, co posiadam, dochodzi teraz do miliarda dolarów.
 Boże...
 Ale dysponuję czterema z górą.
 Przecie to jest przerażające!  splotła ręce i przyglądała się mu szeroko otwartymi oczy-
ma.
Dostrzegł w ich wyrazie podziw, ale i jakiś lęk.
 Jest jednak i zła strona tego systemu  potrząsnął głową  mój realny miliard nie wystar-
czyłby na pokrycie nierealnych czterech w razie czegoś nieprzewidzianego, jakiejś wielkiej
katastrofy gospodarczej, zbyt nagłego wybuchu wojny, czy czegoś w tym rodzaju. Jednakże
w przeciągu kilku lat tak rzeczy ugruntuję, że będę na wszystko przygotowany. Wymaga to
tylko trzech rzeczy, że przekręcę słowa Bismarcka: Pracy, pracy i jeszcze raz pracy.
102
Toteż pracował. Sam dawniej nie wyobrażał sobie, by jeden człowiek mógł podołać takie-
mu ogromowi pracy. Mnożące się z dnia na dzień, niemal z godziny na godzinę, interesy i
przedsiębiorstwa, którymi musiał kierować, wyrastające ze wszystkich stron trudności i kom-
plikacje, które należało usuwać, dostrzegane co moment niedokładności i błędy podwładnych
 wszystko to pożerało czas z niewiarygodną szybkością. Ponieważ zaś doba wciąż miała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl