[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Drzwi otworzyły się i stanął w nich uśmiechnięty, prawie wesoły.
 Ach, to ty!  zawołał  w głowę zachodziłem, kto to może być, bo pamiętam, że
wychodząc zgasiłem światło. Dobry wieczór. Wanduś! Co ci jest?...
Stała nieruchomo, czuła, że jest blada jak papier.
 Co się stało?  zapytał przerażony.
Jego oczy rozszerzyły się.
 Nic, nic...
 Jednakże... Jesteś taka blada? Może dać ci wody?
Potrząsnęła przecząco głową.
 Nie, dziękuję. Nic mi nie jest...
69
Gorączkowo poszukiwała w myśli pretekstu dość prawdopodobnego na usprawiedliwienie
tego nieszczęsnego wyglądu i swojej obecności. Zerwanie miałoby teraz zupełnie inny sens,
miałoby w sobie coś dramatycznego. A poza tym przywitał ją tak serdecznie... Co mu
powiedzieć, co mu powiedzieć?... Cokolwiek, byle prędko. Im dłuższą robi pauzę, tym
ważniejsze musi być to, co ją tu przyprowadziło; jeżeli zaraz nie znajdzie czegoś, dolicytuje się
do tragedii.
 Nic mi nie jest  zaczęła  przyszłam... bo... miałam dużą przykrość... Szczedroń umie być
niedelikatny, bardzo niedelikatny... Potrzebowałam ciebie... Nie ma w tym chyba nic
nienaturalnego, że chciałam mieć cię przy sobie... Tylko proszę cię, nie pytaj, nie wypytuj... Już
wszystko dobrze...
Z wyrazu twarzy Dziewanowskiego wywnioskowała, że pretekst był wystarczający. Jakie
szczęście, że przyszedł jej na myśl mąż. Marian zmarszczył brwi i opuścił głowę.
 Nie będę wypytywał...  powiedział  ale to straszne, to nieznośnie bolesne. Jak on może,
jak może! To jest okropne... Domyślałem się, że jest brutalny... Ale żeby cię maltretował...
 Nie mówmy już o tym  odetchnęła.
 Jak chcesz  szepnął  jak wolisz...
Wziął jej ręce i całował pieszczotliwie i ciepło. Na skórze dłoni czuła drżenie jego warg.
Przejął się bardzo. Więc dba o nią, więc ta zdrada nie jest taka pewna? Może to coś na wskroś
przelotnego?... Jest taki wzburzony... Swoją drogą nie ma w sobie nic męskiego. Inny by zaczął
kląć, wymyślałby sposoby obrony dla krzywdzonej przez męża kochanki, byłby wściekły i
grozny, a jego roztrzęsło zupełnie takie głupstwo. Jeżeliby Szczedroń naprawdę znęcał się nade
mną  myślała Wanda  Marian nie umiałby zrobić nic, by ją uwolnić od brutala. Przecie nie
umie zdobyć się na słowa pociechy.
 Kochanie moje...  tulił ją  ty jesteś za dobra, za pobłażliwa... Ja wprost nie rozumiem, jak
może znalezć się człowiek, który zdobędzie się na wulgarne słowa, na ordynarne słowa wobec
ciebie...
 %7łeby tylko słowa  gorzko dodała Wanda.
Powiedziała to mimo woli. Po prostu pasowało to do sytuacji, crescendo wzmacniało nastrój.
Zresztą wyobraziła sobie, że rzeczywiście taki gruboskórny Szczedroń mógłby ją nawet uderzyć,
bić, potrącać... I czuła się w tej chwili w zupełności zasługująca na przerażone współczucie
kochanka, jako poniewierana, bita, potrącana. Wżyła się w sytuację. Wżywała się do tego
stopnia, że zakręciły się jej łzy w oczach, że pod jego wzrokiem, który zdawał się szukać na niej
sińców, niemal czuła ból w całym ciele, zmasakrowanym przez chamskie pięści męża.
Zupełnie dokładnie zdawała sobie sprawę, że nie gra przed Marianem komedii; była
naprawdę tylko taka, jaką on ją widział. Nie umiała inaczej. Była to wina czy zasługa jej intuicji,
wrażliwości i subtelności. Nie pozowała, nie udawała, lecz stawała się tym, co w niej widziano.
Miała widocznie wielkie zasoby duchowych możliwości i tym tłumaczyła sobie tę zdolność
przemian, a raczej dostosowań się. W danym wypadku kłamstwo zostało wypowiedziane
przygodnie i reszta nie była już kłamstwem, lecz rzeczywistością, może nie istniejącą, lecz
niemniej prawdziwą. Gdy przed kilku laty Szawłowski odkrył w niej talent pisarski i
predestynację do roli reformatorki społecznej, stała się reformatorką i odnalazła w sobie talent. I
70
nie było w tym kłamstwa, bo przecie dziś nikt nie odmawiał jej talentu, a jako reformatorka
zajęła jedno z czołowych miejsc. Gdy Szczedroń widział w niej arcypańskie dziecko,
cieplarnianą roślinę, przestała się naprawdę interesować piłką nożną i skokami o tyczce, przestała
używać studenckiego żargonu i zaczęła zmiękczać literę "r". Kiedy zaś z biegiem czasu mąż
doszedł do przekonania, że Wanda jest perwersyjna i rozpustna, zawiązała w jednym tygodniu
dwa romanse i czuła, wiedziała że istotnie jest wyuzdana. Pózniej odkrył w niej ekshibicjonizm,
masochizm, fałsz wewnętrzny, pychę, lenistwo, totemizm rasowy, arystokratyzm i przyswajała je
sobie z równą łatwością, jak kiedyś dla zakochanego w niej piłkarza stała się urodzoną
sportówką, a dla tegoż Szczedronia komunistką. Dziewanowski szukał w niej kobiety o
niepospolitym umyśle, o intelekcie niezależnym od warunków egzystencji i działalności, wolnym
od doktryn i przymusów wewnętrznych, szukał ekletyzmu najbardziej relatywnego, i braku
uczuć, i chłodnej zmysłowości, i zamiłowania do Rilkego i Marcelego Prousta  no i oczywiście
wszystko to w niej znalazł. Jak zaś głęboko weszło to w jej istotę, świadczyła wciąż rosnąca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl