[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedzieć, znajdzie na to sposób. - Wziął ją w ramiona i przytulił. -
Chris, nie oczekuj najgorszego. Spróbuj uwierzyć, że rodzice Branta to
mili ludzie, którzy właśnie poznają bardzo piękną wnuczkę. Jill da sobie
radÄ™.
Telefon we wtorkowy wieczór był taki sam jak pierwszy, słodki i
poprawny. Jill mówiła o pogodzie, pustyni i basenie w ogrodzie
dziadków.
- Widzisz? - powiedział Gideon, gdy Chris odłożyła słuchawkę. - Dobrze
ją traktują. - Chciał uspo
MARZEC CIG DALSZY » 18 3
koić i Chris, i siebie. Mieszkanie z nią, wspólna codzienność, stawiało ich
związek na nowej płaszczyznie. Brakowało mu Jill. W gruncie rzeczy
sam też był nieco niespokojny. - Skoro zabrali ją na wycieczkę na
pustynię, najwyrazniej chcą jej umilić pobyt.
- Rodzice Branta tak - uznała niechętnie. - Ale Jill nic nie mówi o Brancie.
- Może to i lepiej. Poznała go i zaspokoiła ciekawość. Jeśli ta wyprawa
ma mieć jakiś ciąg dalszy, to z dwojga złego lepiej, żeby Jill utrzymywała
kontakty z dziadkami niż z ojcem.
Chris uspokoiła się nieco, choć myśl o ponownych odwiedzinach Jill w
Phoenix napawała ją lękiem. W każdym razie była na tyle opanowana, że
nie rozkleiła się zupełnie, gdy Jill zadzwoniła w środę, a w jej głosie
słychać było łzy.
- Co się stało, kochanie? - spytała Chris łagodnie.
- Tęsknię za tobą - powiedziała Jill po chwili przez ściśnięte gardło.
- Och, kochanie, ja też bardzo za tobą tęsknię. - Azy napłynęły Chris do
oczu. Chwyciła mocno dłoń Gideona. - Nie bawisz się dobrze?
- Nie, tu wszystko jest w porządku. - Jill mówiła ledwo słyszalnym
szeptem. - Ale to obcy ludzie. Chyba przedtem nie wiedzieli o moim
istnieniu, powiedział im dopiero po twoim telefonie. Nie mają pojęcia, co
ze mną robić. - Głos się jej załamał. - Szkoda, że cię tu nie ma. Miałaś
rację, powinnyśmy przyjechać razem i zamieszkać w hotelu. Sytuacja nie
byłaby tak niezręczna.
- Pojutrze będziesz już w domu. - Chris przełknęła łzy. - Będziemy czekać
w piÄ…tek na lotnisku.
- Gideon też?
18 4 " MARZEC CIG DALSZY
- Też. Brak mu ciebie.
- Mamo?
- Co?
Jill jeszcze bardziej ściszyła głos.
- Cieszę się, że nie wyszłaś za Branta. Gideon jest
0 niebo lepszy.
- Och, kochanie... - Chris przycisnęła dłoń do drżących warg i spojrzała
na Gideona przez Å‚zy.
- Co się stało? - szepnął. Miał dość siedzenia bez ruchu i odgadywania
rozmowy z odpowiedzi Chris. Najwyrazniej Jill była zdenerwowana.
Chętnie wyrwałby słuchawkę Chris i sam porozmawiał z Jill, nie wiedział
jednak, czy to wypada.
Zamiast odpowiedzi, Chris przeniosła palce z własnych ust na jego.
- Dzięki, kochanie - powiedziała do Jill. - Powiesz mu to, gdy wrócisz. To
jak, lepiej ci?
- Chyba tak.
- Jeśli zechcesz jeszcze zadzwonić, po prostu dzwoń.
- Dobrze.
- Nie zapomnij.
- Nie zapomnÄ™.
- Pa, kochanie. Kocham ciÄ™.
- Ja też cię kocham, mamusiu. Pa. - Odłożyła słuchawkę.
Gideon patrzył na zapłakaną Chris, znów czując się wyłączony z jej życia.
- Co się dzieje? - spytał.
- Jest samotna. Nie znalazła wspólnego języka z tymi ludzmi. %7łałuje, że z
nią nie pojechałam.
Zamyślił się na chwilę, a potem złapał telefon
1 wykręcił numer. Przez parę następnych minut, gdy
MARZEC CIG DALSZY 18 5
rozmawiał, Chris wpatrywała się w niego z otwartymi ze zdumienia
ustami.
- Powinienem to zrobić od razu - oświadczył po zakończeniu rozmowy,
patrzÄ…c niepewnie na Chris.
- Zarezerwowałeś bilety na lot do Phoenix?!
- Dla ciebie i dla mnie. Nie mogę tak tu siedzieć i martwić się. Ruszamy o
świcie, przed południem będziemy na miejscu, zabierzemy Jill i
zastanowimy się, co zrobić z resztą tygodnia. Osobiście głosuję za
Wielkim Kanionem. Nigdy tam nie byłem, Jill się na pewno spodoba i po
drodze też jest na co popatrzeć. A w niedzielę wrócimy do domu.
Chris nie mogła uwierzyć w to, co zrobił. I w uczucie, które widziała w
jego oczach.
- Ale... ale przecież pracujesz - wyjąkała wreszcie.
- Johnny mnie zastąpi. A zresztą praca może poczekać. W Rise
wyprzedzamy trochę harmonogram. Mogę sobie pozwolić na małe
wakacje.
- Miałeś urlop w lutym.
- Wszyscy wtedy mieliśmy wakacje. Zresztą to tylko dwa dni.
Zasłużyłem sobie na nie. - Wbił ręce w kieszenie i zmarszczył brwi. -
Powinienem był ci to od razu zaproponować. Wszystkim nam byłoby
łatwiej. Ale bałem się cokolwiek powiedzieć, bo nie jestem ojcem Jill ani
nawet twoim mężem. Ale, do cholery jasnej, jeśli mamy być rodziną, to
bądzmy nią! To oznacza bycie z sobą w słońcu i w deszczu. To oznacza
wspólne życie. To oznacza dzielenie się wszystkim. - Ostrzegawczo
uniósł dłoń. - Słuchaj, jeśli tego nie chcesz, to powiedz mi od razu, bo w
takim razie nie jestem mężczyzną dla ciebie. Ale jeśli chcesz, to
pobierzmy się. Teraz. Nie mam zamiaru przez następne trzy lata siedzieć
samotnie w domu i czekać, aż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]