[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co takiego?
RS
108
- Milkniesz, zanim skończysz zdanie - powiedziała Dina,
unosząc brwi. Chciała być dowcipna, ale Sloan nie był w
nastroju do żartów. - Wiec co zamierzasz zrobić? - zapytała.
- Porozmawiam z twoim ojcem.
- Proszę cię, nie rób tego.
- Dlaczego?
Dina popatrzyła na Sloana z politowaniem.
- Bo zanim skończysz tę rozmowę, zostaniesz moim
narzeczonym. Nawet nie będziesz wiedział, kiedy to się stanie.
Znam ojca, więc możesz mi wierzyć na słowo - ostrzegła.
- To może powinniśmy się wcześniej zaręczyć - powiedział
zamyślony.
Dina z wrażenia na chwilę wstrzymała oddech.
- Dlaczego?
- Bo to ułatwiłoby ci życie  odparła i uśmiechając się z ulgą.
- Rodzina dałaby ci spokój z Tonym. Twój ojciec byłby
zadowolony, że wreszcie wyjdziesz za mąż. A po pewnym
czasie mogłabyś zerwać zaręczyny i powiedzieć, że ten związek
się nie sprawdził i dostałaś nauczkę.
Dina ledwo się powstrzymała, aby nie rzucić w Sloana
talerzem.
- Jaką nauczkę?
- Taką, że namiętność nie może zastąpić przyjazni i
wzajemnego szacunku, który się rodzi podczas wieloletniej
znajomości.
Dina z furią zerwała się z krzesła.
- Wiesz, gdyby nie to, że jestem dobrze wychowana, to chyba
naplułabym ci w twarz! - krzyknęła i chwyciła swoją torbę,
wybiegając z domu.
- Poczekaj chwilkę! - zawołał Sloan i pobiegł za nią. Dina
wskoczyła do samochodu i włączyła silnik.
- Podjadę tu jutro o czwartej po południu - rzuciła przez
uchylone okno i odjechała. W lusterku widziała, że Sloan
próbował ją gonić, ale w końcu zrezygnował.
RS
109
Muszę ochłonąć, zanim dojadę do domu, pomyślała.
- Sądzę, że moja czarna jedwabna suknia będzie
najodpowiedniejsza na taką okazję - powiedziała Nonna i
spojrzała na wnuczkę, czekając na jej opinię.
- Tak, a do niej pasuje ta broszka z różową kameą - zauważyła
Dina.
- Ale ja nie chcę zabierać jej do grobu. Dam ją tobie. Pragnę,
żebyś odziedziczyła po mnie całą biżuterię - oznajmiła Nonna.
- Dobrze, babciu. Dziękuję ci. Ale czy koniecznie musimy
teraz rozmawiać o takich smutnych rzeczach? Jeszcze mamy na
to czas - starała się zmienić temat.
- To tylko wam, młodym, tak się wydaje - powiedziała z
zadumą seniorka rodu Dorellich.
- Mamo, rzeczywiście to nie jest ani czas, ani miejsce na takie
rozmowy - zauważył ojciec Diny.
Poparli go synowie, siedzący za stołem, z wyjątkiem
Geoffreya, który milczał pochylony nad talerzem. Zapadła
przykra cisza. Po chwili starszy pan zwrócił się do córki:
- Więc co to za praca, o której mówił mi Nick?
- Pracuję we własnej firmie. No, właściwie mam wspólnika.
Prowadzimy biuro rachunkowe. Firma znajduje się niedaleko
miejsca, gdzie wynajęłam mieszkanie. Dobrze sobie radzę.
Pan Dorelli wykrzywił usta na znak dezaprobaty. Joseph
popatrzył groznie na siostrę. Pozostali bracia wyglądali na
zakłopotanych.
- Jestem z ciebie dumna - oświadczyła głośno Nonna, po
czym obrzuciła mężczyzn niezadowolonym spojrzeniem.
Znowu zaległa nieprzyjemna cisza. Dina ze strachem czekała
na dalsze pytania.
- Co cię do nas sprowadza? - odezwał się znowu pan Dorelli.
- Chciałam was zobaczyć i powiedzieć, że u mnie wszystko w
porządku - odparła.
- Hmm - mruknął starszy pan. Dina była pewna, że jej nie
uwierzył.
RS
110
- Wczoraj widziałem cię z Carradine'em, gdy jechaliście
twoim samochodem - poinformował ją gniewnie Joseph.
- Tak? A co ty robiłeś w Denver? - spytała z miną
niewiniątka.
- Chciałem zobaczyć się z tym prawnikiem, ale wyjechałaś z
nim za miasto. Jechałem za wami, ale zniknęliście mi z oczu
przy wjezdzie na autostradę.
Oczy wszystkich zebranych skierowały się na Dinę.
Wyprostowała się na krześle, gotowa bronić swoich racji. Nic
nie mogło sprawić, aby poczuła się winna lub żałowała minionej
nocy.
- Tony zadzwonił do mnie i powiedział, że wy, moi bracia,
planujecie pobić Sloana. Nie mogłam do tego dopuścić.
Nonna uniosła brwi, tak jakby czegoś nie rozumiała.
- Kochanie, powiedziałaś, że to było wczoraj. Więc gdzie
spałaś ostatniej nocy?
Twarz Diny pokrył rumieniec. Przełamała strach i
odpowiedziała:
- W domu Sloana, tam, gdzie kiedyś przeczekałam burzę,
pamiętasz?
- Już wiem - przypomniała sobie babcia. - U tego krzepkiego
mężczyzny, o którym powiedziałam, że spłodzi zdrowe dzieci?
Uwaga Nonny wywołała ogólne zamieszanie.
Geoff zakrztusił się herbatą. Nick zaczaj klepać brata po
plecach. Joseph z gniewu zrobił się czerwony jak rak, a ojciec
dramatycznym gestem położył sobie dłoń na sercu. Lu-cien
mrugnął porozumiewawczo do Diny.
- Chcę, żebyś po posiłku przyszła do mnie do gabinetu -
oświadczył pan Dorelli grobowym głosem.
Dina kiwnęła głową. Muszę zachować stoicki spokój i nie
przyznawać się do niczego. Jestem wszakże dorosła, pomyślała.
Pół godziny pózniej siedziała na  krześle winowajcy", jak
nazywało je rodzeństwo. Na szczęście do pokoju wślizgnęła się
Nonna, niosąc w dłoniach robótkę na drutach. Jej obecność
RS
111
dodała Dinie odwagi. Gdy Joseph też chciał wejść do gabinetu,
ojciec go wyprosił. Dina odetchnęła z ulgą.
- Czy mam porozmawiać z Carradinem jak mężczyzna z
mężczyzną? - spytał pan Dorelli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl