[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przez kilka ostatnich dni omijaliśmy ten temat, a ja chcę o tym rozmawiać.
Nie chcę wracać do tego, co było. Liczy się terazniejszość. Wiem, że mnie
kochasz, że mnie pragniesz. Ale w tej sprawie też chcę znać prawdę.
Muszę wiedzieć, że szczerze pragniesz mieć ze mną dziecko, a nie tylko
godzisz się na to, czego ja chcę, żeby mi poprawić nastrój. Zaspokoić moją
zachciankę.
- Ależ nie - odparł natychmiast. - Chcę mieć z tobą dziecko, Fran.
Mówiłem to tyle razy. Wiem, ile to dla ciebie znaczy, ale dla mnie to
również ważne. Ja też pragnę dziecka, które będzie tu z nami żyło, dzieliło
z nami każdą chwilę, a nie tylko co drugi weekend.Uwielbiam Sophie i
bardzo bym się cieszył, gdyby częściej nas odwiedzała. Gdybym został z
Kirsten, też chciałbym mieć więcej dzieci. Sophie nie powinna być
jedynaczką. Ten dom potrzebuje dzieci, Fran. Jeśli nam się nie uda,
zaadoptowałbym dziecko, jedno, a może więcej. Może nawet
niepełnosprawne, którego nikt nie chce. Niekoniecznie ślicznego malucha,
ale człowieka z potrzebami, które być może, jeśli go dość pokochamy,
zdołamy zaspokoić.
Farma to fantastyczne miejsce dla dziecka, kontakt z naturą pomaga
przy wszelkich niedomaganiach. Chcę, żebyśmy mieli dziecko. Zrobię
wszystko, co trzeba, tak długo, jak długo zechcesz próbować. Jeżeli nam
nie wyjdzie, adoptujemy dziecko, ponieważ pragnę być ojcem na pełnym
etacie. Bardzo lubię być ojcem. Taki już jestem, i chcę dzielić się tym z
tobą. Czy to jest odpowiedz na twoje pytanie?
145
RS
Patrzyła na niego bacznie, a potem się zaśmiała.
- Szkoda, że zdjęłam pościel. Chętnie bym się z tobą poprzytulała.
- Och, ty głuptasie - rzekł łamiącym się głosem. Podniósł poduszkę z
podłogi, odrzucił kołdrę i położył się, ciągnąc Fran za sobą. - Chodz do
mnie. - Objął ją i wycisnął całusa na jej czole. - Przepraszam. Wybaczysz
mi?
Przechyliła głowę z uśmiechem.
- Przebaczam ci. A nawet więcej. Może powinnam częściej robić ci
awantury, bo wtedy jesteś szczery i mówisz wszystko, co dotąd trzymałeś
tylko dla siebie. Na przykład o adopcji. Od dawna to rozważasz?
Wzruszył ramionami.
- Nie pamiętam. Od bardzo dawna. Od chwili, gdy poślubiłem
Kirsten.
- Więc zrealizujmy to. Jeśli urodzę dziecko, to świetnie. A jeśli nie,
zrobimy tak, jak powiedziałeś. Zresztą możemy to zrobić tak czy owak.
Spojrzał na nią i zobaczył w jej oczach nową determinację.
Pocałował ją.
- Po kolei - powiedział.
- Dobrze. Nie bój się, że któregoś dnia obudzisz się i stwierdzisz, że
prowadzimy dom dziecka, ale warto to wziąć pod uwagę.
Przytuliła policzek do jego piersi.
- A teraz skorzystajmy z okazji. Mamy mało czasu, niedługo trzeba
szykować się do Carterów.
- Szkoda tracić minuty - mruknął, a ona uniosła głowę.
- Nadrabiamy stracony czas? - spytała.
Zaśmiał się.
146
RS
- Masz coś przeciwko temu?
- Absolutnie nie - odparła.
Córeczka Bena była śliczna i kompletnie zauroczyła Sophie. Kiedy
mężczyzni poszli obejrzeć ziemię, Fran zapytała Lucy, czy mogłaby jej w
czymś pomóc, i już po chwili trzymała Annabel na rękach.
- Niech dla odmiany ciebie poszarpie za włosy -powiedziała Lucy
roześmiana, całując dziecko w czubek nosa. Dziewczynka klasnęła w
dłonie z zachwytem, a Fran chwyciła małą rączkę i cmoknęła. Annabel
zaśmiała się jeszcze radośniej.
- Ja też chcę - poprosiła Sophie.
Fran przykucnęła, by Sophie mogła dotknąć dziewczynki, która
znów się zaśmiała i chwyciła kosmyk włosów Sophie.
- Au! - zawołała Sophie, ale wcale się nie gniewała. Delikatnie
wyjęła kosmyk z rączki Annabel. Tanecznym krokiem podeszła do Lucy i
oznajmiła z błyszczącym wzrokiem: - U nas też będzie dzidziuś.
- No! - Lucy się odwróciła. - Fran, to cudownie, bo ja też jestem
znów w ciąży. Kiedy masz termin?
O Boże.
- To nie ja, tylko Kirsten, matka Sophie - wytłumaczyła Fran,
zastanawiając się, czy tego dnia wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. -
Gratuluję ci. To wspaniała wiadomość.
- No, trochę za szybko. Fran, przepraszam...
- Szkoda, że to nie ty - włączyła się Sophie, patrząc na Fran z żalem.
- Byłoby bardzo fajnie.
Tak, byłoby fajnie, pomyślała Fran i natychmiast odsunęła tę myśl.
Tego popołudnia ma się dobrze bawić. Wszystko po kolei, jak powiedział
147
RS
Mike, a ona dopiero zaczyna, tuli maleńką Annabel, żeby wypełnić swoje
puste ramiona.
- Ale może wy też będziecie mieć dziecko - podjęła Sophie,
niestrudzona jak zawsze. - Tatuś mówił, że może kiedyś tak będzie, więc
może to będzie niedługo, a nie nigdy. Jak on mówi kiedyś, to zwykle
znaczy nigdy. Tak jak o kucyku. Powiedział, że może kiedyś, jak miałam
cztery lata, a teraz mówi nie.
Lucy zaśmiała się speszona.
- Z dzieckiem jest chyba trochę inaczej, Sophie. Fran i twój tata będą
mieli dziecko, kiedy nadejdzie czas.
- A jak nie nadejdzie?
- Wtedy będziesz miała dzidziusia, którego urodzi twoja mama -
zauważyła Fran. - Może wtedy chętnie do nas przyjedziesz, bo u nas
będzie cicho i spokojnie.
Lucy wzniosła oczy do nieba.
- Amen - rzekła. - Annabel nie zawsze przesypia całą noc, a kiedy
zacznie spać, urodzę następne.
Do kuchni weszli Mike i Ben.
- No jak, dziewczyny? - spytał Mike, przyglądając się ich twarzom.
Starał się uchwycić atmosferę.
- Dobrze - odparła Fran.
Ale wtedy Sophie otworzyła usta i oznajmiła:
- Tatusiu, Lucy będzie miała drugiego dzidziusia.
- Co myślisz o tej ziemi, Mike? - spytała Lucy. Właśnie skończyli
jeść. Annabel spała, a Sophie stała po drugiej stronie drogi i rozmawiała
148
RS
przez płot z Amber. Dorośli siedzieli w cieniu, popijając schłodzone
różowe wino.
- Myślę, że da się coś zrobić - odparł Mike, świadomy, jak bardzo
potrzebują pieniędzy na in vitro. Zastanawiał się tylko, jak mogą zażądać
od Carterów za kawałek ziemi, który był w zasadzie bezużyteczny dla
farmy, stawki takiej jak za działkę budowlaną.
- Sumienie cię gryzie - zauważył przenikliwie Ben. - Daj spokój,
Mike. Chcemy kupić coś, co jest twoją własnością. To się nazywa prawo
popytu i podaży.
- Ktoś powinien to wycenić - rzekł Mike, myśląc, czy niechcący [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl