[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jego miecz zasyczał w pochwie.  Chodzcie i wencie mnie!
Ammun powiedział coś do dowódcy oddziału, a ten wydał krótki rozkaz. %7łołnierze
wkroczyli do pomieszczenia.
Weszli bardzo ostrożnie. Ammun musiał ostrzec ich przed osobą, którą mieli aresztować.
Sunęli tarcza przy tarczy, niczym ruchoma ściana. Gdyby było nieco więcej miejsca, Conan
mógłby obejść ich bokiem, zabić jednego lub dwóch i uciec. Był jednak zamknięty niczym
w klatce.
Uderzył. Zadzwięczał stygijski hełm. Głowa żołnierza odskoczyła do tyłu. Oszołomiony
mężczyzna zachwiał się i opuścił tarczę. Conan błyskawicznie ciął mieczem stojącego
w pierwszym rzędzie człowieka. Trysnęła krew. Na jego miejsce wszedł trzeci żołnierz. Conan
bez trudu rozpłatał go od gardła po biodro.
Dowódca rozkazał pozostałym wycofać się do drzwi. Za moment Stygijczycy znów ruszyli
do natarcia. Tym razem do przodu wysunęły się włócznie. Cymmerianin znalazł się nagle
zamknięty w półkolu ostrzy.
 Poddaj się, poddaj się!  Ammun stał teraz na progu izby.
Conan wrzasnął dziko i machnął parę razy mieczem, roztrącając skierowane weń groty.
Włócznie rozsunęły się na krótką chwilę i to mu wystarczyło. Uniósł wysoko lewą rękę i zatoczył
szeroki łuk. Wyrzucony przez niego sztylet utkwił w gardle Ammuna. Zdrajca rzężąc osunął się
na ziemię. Z jego nosa i ust trysnęła krew.
 Oto twoja nagroda  wrzasnął Conan. Spodziewał się, że zginie. Miał tylko nadzieję, iż
przed śmiercią pośle do piekła wielu Stygijczyków. Jednak oddział dostał wyrazny rozkaz, aby
dostarczyć go żywego. Oficer wydał podwładnym nowe polecenie. Kilku żołnierzy cofnęło swe
włócznie i wykorzystało je jako pałki. Conan skoczył do przodu, raniąc dwóch czy trzech
żołnierzy, lecz jego wysiłki były daremne. Na głowę Cymmerianina spadł grad uderzeń. Zwalił
się na podłogę. Ogarnęły go ciemności. %7łołnierze okładali go, dopóki dowódca nie kazał im
przestać.
8
Więzniowie Czarnego Pierścienia
Podobne do sępa oblicze Tothapisa zachmurzyło się. Jego palce nerwowo stukały w poręcz
tronu. Przez moment ów niespokojny rytm był jedynym dzwiękiem w komnacie.
 Nie podoba mi się to  powiedział w końcu.  To zbyt lekkomyślne.
Spiżowe oczy siedzącej przed nim Nehebeki rozszerzyły się ze zdumienia.
 Dlaczego?  mruknęła.  Co zamierzasz robić, mój panie?
 Im więcej się nad tym zastanawiam, tym lepszym rozwiązaniem wydaje mi się śmierć ich
wszystkich: Conana, tej tajskiej księżniczki, Johanana i Ophiryjczyka Falco. Jeśli ich marne losy
połączyły się w jedno, na pewno nie wyjdzie to nam na dobre.
 Wybacz mi, mój panie, ale muszę powiedzieć, że przez twoje usta nie przemawia rozsądek,
lecz strach  zaczęła kapłanka.  Musimy wybadać ich lepiej i dowiedzieć się więcej, zanim
uczynimy ten ostateczny krok. Inaczej łańcuchy przyszłych wydarzeń mogą splątać się
w zupełnie nieprzewidziany sposób. Na przykład Mitra&  na dzwięk imienia znienawidzonego
bóstwa Słońca oboje syknęli i uczynili w powietrzu magiczne znaki  & może znalezć kogoś
innego niż Conan, zdolnego do dzwignięcia wykutego w Zwiecie poza Zwiatem Topora, ale
wtedy nie będziemy ostrzeżeni i nie będziemy wiedzieli, kto i gdzie. Musimy znalezć i zebrać
wszystkie ślady oraz upewnić się, do jakich czynów jest on zdolny, a dopiero potem
zdecydujemy, jak zabezpieczyć się przed nim.
 To prawda&  rzekł Tothapis.  Ale my mamy narkotyki i tortury. Ty zaś pragniesz
sprowadzić ich do baszty Monticore i trzymać razem w jednej grupie. Nie!
 Narkotyki i męczarnie to nie jest dobry sposób na tak potężnego i silnego wojownika 
zaprotestowała Nehebeka.  Owszem, można je zastosować, lecz powinno to być nasze ostatnie
posunięcie, na krótko przed egzekucją, a nie na samym początku. Natomiast jeśli pozwolimy
więzniom spotkać się ze sobą, rozmawiać i działać swobodnie, nie dając im odczuć, że są
obserwowani, wtedy wyjawią nam wszystkie swoje zamiary. Poznamy nawet słabe strony
Conana, które potem będziemy mogli wykorzystać przeciwko niemu.
Tothapis w dalszym ciągu wydawał się niezdecydowany, więc Nehebeka kontynuowała swój
wywód.
 Czego tutaj się bać? %7ładen śmiertelnik nigdy nie uciekł z Monticore. Nasz Pan Ciemności
pomoże nam. Czyż nie lubuje się w podstępach?
 Bardzo dobrze  zdecydował się wreszcie czarownik.  Spróbujmy tak zrobić.
Naszkicował w powietrzu magiczny znak i wypowiedział słowa, otwierając drogę dla
obrazów i dzwięków między swoim domem a basztą. Nad podłogą pojawił się wizerunek pokoju
i siedzącego w nim oficera. %7łołnierz, początkowo odwrócony tyłem, nie zauważył nic i drgnął
dopiero na dzwięk skierowanych do niego słów. Błyskawicznie poderwał się z krzesła,
zasalutował i w milczeniu wysłuchał rozkazów. Na koniec rzekł:
 Tak jest, wielki panie! Natychmiast zrobię, co rozkazałeś!
Tothapis i Nehebeka niebawem przenieśli się do innego pokoju, obserwując twarze czterech
znajdujących się tam osób. Kiedy Nehebeka ujrzała Conana, przez jej twarz przemknął grymas
pożądania.
Słysząc dzwięk otwieranych drzwi, Cymmerianin skoczył na równe nogi. Cały czas miał
nadzieję, że uda się rozwalić łeb któremuś z wchodzących i jakoś wydostać się na wolność.
Westchnął z rozczarowaniem i opuścił stołek, ujrzawszy stojących za drzwiami uzbrojonych po
zęby żołnierzy. Jeśli przyszli tu po to, żeby zabrać go na tortury, miał zamiar zaatakować ich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl