[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dopłynął na płyciznę i zaczął czyścić z błota poplamioną odzież.
53
- Czasami ważniejsze jest całkowite poniżenie przeciwnika niż zwykłe zabicie
- odezwał się Najciemniejszy Rycerz. - A my poniżyliśmy tego Jedi w sposób,
którego nie zapomni do końca życia.
Stojący przed nim wojownicy zachichotali, uznając trafność tej uwagi. Zekk
zrozumiał, że ich rozbroił... Przynajmniej na razie.
Ponownie skierował tęskne spojrzenie w niebo. Wypatrywał śladu
 Piorunochronu , ale dostrzegł tylko rozwiewającą się smugę dymu. %7łałował, że
nie mógł jakoś pomóc staremu przyjacielowi. Zastanawiał się, czy będzie musiał
wliczyć śmierć Peckhuma w koszty zwycięstwa nad uczniami akademii Jedi.
Uszkodzony transportowiec zniknął z widoku, zapewne kierując się ku
miejscu, gdzie miały rozstrzygnąć się z góry przesądzone losy bitwy.
Najciemniejszy Rycerz był pewien, że już nigdy nie dane mu będzie oglądać ani
 Piorunochronu , ani Peckhuma.
54
Rozdział 13
Pilotowany przez Qorla myśliwiec typu TIE leciał nisko nad zielonym,
falującym oceanem liści. Pilot wypatrywał celów, które mógłby wskazywać
żołnierzom Drugiego Imperium, przeczesującym gęstą dżunglę. Pozostali piloci
myśliwskiego skrzydła wykonywali inne zadania. Zapewne krążyli nad dżunglą i
ostrzeliwali wielką świątynię mieszczącą akademię Jedi mistrza Skywalkera.
Qorl wątpił jednak, by jego uczeń Norys pamiętał o wykonywaniu rozkazów.
Zwłaszcza teraz, kiedy rozpętała się bitwa, a w powietrzu zaczęły się krzyżować
błyskawice laserowych strzałów. Obawiał się, że gburowaty osiłek zechce
wybierać cele na oślep, przez co upodobni się do wściekłego gundarka.
Prawdopodobnie zniszczy w ten sposób sporo rebelianckich urządzeń, ale może
też pokrzyżować wiele planów.
Stary pilot czuł w sercu chłód, który z wolna przemieniał się w bryłę twardego
lodu. Na myśl o tym, że znów uczestniczy w powietrznej bitwie, powinien
odczuwać podniecenie i uniesienie. Powinien być wdzięczny, że może raz jeszcze
siedzieć za sterami i walczyć, pilotując własny myśliwiec typu TIE, powierzony
mu przez Drugie Imperium.
Zamiast tego żywił zastrzeżenia. Ogarniały go wątpliwości. Wzdragał się na
myśl o tym, że może dokonał niewłaściwego wyboru. Obawiał się, że Drugie
Imperium może zostać zmuszone do zapłacenia słonej ceny za bitwę, którą
właśnie rozpoczęło.
Szczególne rozczarowanie przeżywał, kiedy myślał o Norysie. Zastanawiając
się nad tym, czy go wybrać, wiedział, że krzepki chłopak przeżył wiele lat w
trudnych warunkach, walcząc z innymi o przetrwanie. Pamiętał też, że Norys był
przywódcą gangu Zagubionych, roszczących sobie prawa do części podziemi na
Coruscant. Wszystko to uczyniło z niego brutalnego, bezwzględnego zabijakę.
Barczysty młodzieniec palił się jednak do nauki. Poprzysiągł sobie, że zostanie
imperialnym żołnierzem. Wydawało mu się, że w ten sposób może nadal
sprawować władzę, nie bojąc się nikogo i niczego. Miał wszystkie cechy
charakteru, których tak bardzo poszukiwało Drugie Imperium.
Qorl wiedział wszakże, że lojalny żołnierz powinien bez wahania wykonywać
wszelkie rozkazy. Imperium nie mogło pozwolić sobie na to, aby jego słudzy
zachowywali się jak wolni strzelcy. Nie mogło dopuścić, aby kierowali się
własnymi zachciankami, a nie rozkazami, otrzymywanymi od zwierzchników. W
miarę jednak, jak Norys przyzwyczajał się do zmienionej sytuacji życiowej,
stawał się coraz bardziej arogancki i zarozumiały, a czasami nawet nieposłuszny.
Chłopak był żądnym krwi zabijaką. Wszystko, co robił, miało służyć
niszczeniu, zadawaniu bólu, odnoszeniu zwycięstwa za wszelką cenę i
utwierdzaniu siebie w przekonaniu, że sprawuje nad wszystkim władzę. Nie
walczył, kierując się chwałą Drugiego Imperium ani potrzebą przywrócenia
Nowego Aadu w galaktyce, ani jakimkolwiek innym politycznym celem. Walczył
jedynie po to, aby walczyć. Bez względu na to, po czyjej stronie stawał, w takim
postępowaniu mogło kryć się śmiertelne zagrożenie.
Qorl zatoczył krąg nad miejscem w dżungli, w którym szalał pożar, wzniecony
przez jeden z bombowców typu TIE. Pózniej zaczął lecieć wzdłuż brzegu rzeki.
55
Kierował się ku ruinom świątyni, w pobliżu której unosiła się nad koronami
drzew dowodzona przez Tamith Kai bojowa platforma. Nagle usłyszał w
odbiorniku komunikatora czyjś wyrazny, zrozpaczony głos, rozbrzmiewający we
wszystkich możliwych pasmach częstotliwości. Rozpoznał go bez trudu.
- Uwaga, uwaga! Wzywani Nową Republikę. Znalezliśmy się w krytycznej
sytuacji. Mówi Jacen Solo z Yavina Cztery. Potrzebujemy natychmiastowej
pomocy. Jesteśmy atakowani przez myśliwce i żołnierzy Akademii Ciemnej
Strony!
Qorl wyprostował się, poprawił czarny hełm i wyrównał lot maszyny.
Przypominał sobie kilkunastoletnie bliznięta, które pomogły naprawić jego
poprzedni myśliwiec typu TIE, uszkodzony podczas lądowania na Yavinie
Cztery. Pamiętał brata i siostrę, których uwięził i z którymi pózniej siedział przy
ognisku płonącym obok kryjówki w dżungli. Oboje zaproponowali wówczas, że
zostaną jego przyjaciółmi, i starali się go namówić, żeby zawrócił ze złej drogi i
przestał być lojalnym sługą Imperium. Przypomniał sobie, że wtedy oparł się
pokusie. Górę wzięły przekonania, jakie wpojono mu podczas nauki w
imperialnej wojskowej akademii.
Poddanie się oznacza zdradę.
Qorl odleciał z Yavina Cztery i został przyjęty na służbę w Akademii Ciemnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl