[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szczególnie utkwił jej jednak w pamięci...
Mam! uśmiechnęła się z triumfem. Mildway Crescent 38.
Pamiętam, jak ktoś kiedyś pomylił jej nazwisko z nazwą ulicy.
Grant złapał ją w objęcia i przytulił, aż straciła oddech.
Doskonale Phillido! Chyba pojedziemy do Handbury sprawdzić.
Gdzie to jest?
Tata ma plan miasta. Pójdę po niego.
Grant rozłożył mapę na sofie. Wodził palcem, szukając ulicy.
Zatrzymał go nagle.
To tutaj. Na przedmieściu. W pobliżu kolei.
Grant! Zapiszczała Phillida. On tam jest!
Skąd wiesz?
Podczas rozmowy przez telefon słyszałam w tle jakiś hałas. To na
pewno był odgłos przejeżdżającego pociągu, taki specyficzny dzwięk.
Daję głowę, że to był pociąg.
No to jesteśmy w domu. Prawie w domu. Musimy pojechać tam i
zabrać Andiego.
To może nie być takie proste...
113
RS
Wiem. Ale ani Angela, ani Dupont nie są szaleńcami. Sądzę, że
po prostu usiłują nas zastraszyć.
Mam nadzieję, że się nie mylisz.
Co proponujesz, Grant? Jej ojciec spytał cicho.
Możemy tam być dobrze przed siódmą. Jeżeli uda mi się zajść ich
od tyłu, wejść przez drzwi kuchenne, a Phillida w tym czasie zadzwoni do
drzwi wejściowych, zaskoczymy ich. Sprawa powinna się rozwiązać w
ciągu kilku minut. Będziemy tu najpózniej przed ósmą. Jeżeli przy-
padkowo się omyliliśmy, albo ich nie będzie, wrócimy tutaj i poczekamy
na telefon. Będziemy musieli w takim wypadku przekazać prawdziwe
informacje.
Co jest równoznaczne z utratą pracy przez ciebie, mój chłopcze.
Będzie jeszcze czas o tym myśleć, jak się to stanie. Moja rodzina
więcej dla mnie znaczy, niż jakaś głupia praca stanowczo stwierdził
Grant.
Phillida ponownie poczuła, że ogarnia ją ciepło. Uśmiechnęła się
niepewnie.
Jedziemy więc?
Jadę z wami z determinacją powiedział ojciec.
Nie Grant odpowiedział równie stanowczo. Niech pan
zostanie tutaj, z panią Dennison. Jeżeli nie wrócimy do ósmej, albo nie
zatelefonujemy do tego czasu,niech pan zadzwoni i zawiadomi policję.
Jeśli coś się nie powiedzie, on tu już nie zadzwoni. Wtedy cała nasza na-
dzieja w policji.
Ojciec miał pewne wątpliwości co do słuszności tego planu.
Jeżeli tak to widzisz. Myślałem, że będę mógł pomóc...
114
RS
Musimy mieć kogoś w odwodzie Powiedział Grant miękko.
Sprawdzimy w ten sposób, jak poważne oni mają zamiary. Będzie pan
naszą linią ratowniczą. To jest bardzo ważne dla nas.
W porządku. Zostaję.
Phillida uściskała najpierw matkę, potem ojca. Grant ucałował jej
matkę w policzek, z ojcem podali sobie dłonie.
Powodzenia wyszeptał ojciec. Przywiez naszego chłopca
całego.
Zrobimy wszystko, co w naszej mocy stanowczym głosem
obiecał Grant. Objął ramieniem Phillidę i zdecydowanym krokiem wyszli
do samochodu.
Grant zaparkował auto tuż przed skrętem w Milaway Crescent.
Ulicę przemierzyli pieszo. Przed nimi stał szereg domów.
Nie ma nigdzie numerów Grant żachnął się niecierpliwie.
Dziesięć pierwsza dostrzegła numer Phillida. Po tej stronie
ulicy.
Jeszcze czternaście domów. Zwolnijmy. Phillida zmniejszyła
tempo. W strachu o Andiego zupełnie zapomniała o środkach ostrożności.
To ten dom na rogu. Głos Phillidy zdradzał napięcie.
Zgadza się. Mamy szczęście. Powinno mi się udać przeskoczyć
boczny murek. Aatwo będzie się schować.
Zbliżali się ostrożnie, osłonięci rzędem krzaków i ścianą garażu.
Phillida wychyliwszy się między krzakami, złapała kurczowo dłoń
Granta.
Jego samochód wyszeptała. Jestem tego pewna.
115
RS
Okay, dziecko spróbował uspokoić ją w ten sposób.
Wkraczamy do akcji. Przeskoczę przez ogrodzenie, schowam się za
garażem, będę czekał, aż usłyszę pukanie. Zapukaj głośno!
A jeśli będę musiała zadzwonić?
Powinienem usłyszeć dzwonek. Zresztą masz rację. Daję ci
trzydzieści sekund na dojście do wejścia, potem ruszam w stronę tylnych
drzwi.
A jeżeli będą zamknięte?
Okrążę szybko dom i dołączę do ciebie. Spojrzał jej w oczy,
Odwagi, kochanie. Cokolwiek się stanie, jesteśmy razem,
walczymy o Andiego.
Musnął ją delikatnie ustami na pożegnanie. Odwrócił się szybko i
znalazł dziurę w krzakach. Wspiął się po murze.
Trzydzieści sekund wyszeptał. Ruszaj.
Serce Phillidy biło tak głośno, że bała się, iż ktoś usłyszy.
Pośpiesznie dobiegła do rogu. Za zakrętem zwolniła. Wolnym, spokojnym
krokiem minęła bramę ogrodu. Znalazła się przy drzwiach. Okazało się, że
była i kołatka, i dzwonek. Użyła obu.
Z wnętrza domu dobiegły ją jakieś odgłosy. Zamarło jej serce. Głos
dziecka! Andy!
Ze strachu i niecierpliwości zadzwoniła jeszcze raz. Ktoś zbliżył się
do drzwi i otworzył je.
Przez ułamek sekundy zwykle wyrachowane, niebieskie oczy Angeli
Mildmay wypełnione były bezgranicznym zdziwieniem. Bardzo szybko
jednak opanowała się.
116
RS
Pani Dennison? Wydobyła z siebie fałszywy uśmiech. Co
panią tutaj sprowadza? Czym mogę służyć?
Przyszłam po mojego syna oznajmiła stanowczym głosem
Proszę mi go oddać.
Angela zasapała. Cofnąwszy się, próbowała zatrzasnąć drzwi, ale
Phillida była szybsza. Desperacja dodała sił jej słabemu ciału. Sforsowała
drzwi ku zdziwieniu Angeli i już będąc wewnątrz zobaczyła Granta
przechodzącego swobodnym krokiem od strony kuchni.
Który to pokój? Zagadnął ją spokojnie.
Stłumiony pisk rozległ się zza drzwiami po prawej stronie. Otworzył
je gwałtownym ruchem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]