[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sumiennością i ciężką pracą. Nie, t o świat dla twardzieli. Tutaj mężczyzna wybija się
bezwzględnością i brutalną siłą, jeśli trzeba. I to także jest cząstka męskich wyobrażeń o raju.
Jednak teraz miała do czynienia nie z fantazjami, lecz z rzeczywistością. Była zbulwersowana tym, co
przed chwilą widziała, i wściekła na siebie, że taki człowiek zaczyna jej się podobać. Odzyskała
władzę nad ciałem i zerwała się z krzesła, przewracając kieliszek. Zaczęła się przeciskać w stronę
wyjścia.
- Amy!
Obejrzała się - Jase patrzył w jej stronę, marszcząc czoło - ale nie przystanęła. Wypadła z baru
prosto w ciemną parną noc. Nie oglądając się za siebie, biegła do Marina Inn, do swojego pokoju,
gdzie będzie bezpieczna. Zwolniła dopiero w hotelowym holu. Gdy przechodziła obok recepcji, Sam
spojrzał na nią i spytał zaniepokojony:
- Coś się stało?
- Tak. Nie. Nieważne! - mruknęła gniewnie.
- Właśnie miałam okazję zobaczyć, jak się u was rozwiązuje spory, to wszystko - dodała ponurym
tonem, kierując się w stronę schodów.
- Uuu! Incydencik w Wężu? - Sam bujał się na krześle; teraz przednie nogi ze stukotem opadły na
kamienną posadzkę.
- Można tak to nazwać. Jeśli dobrze zrozumiałam, takie incydenciki to u was norma!
- Jase zwykle panuje nad sytuacją - odparł spokojnie Sam.
- Och, poradził sobie wprost fenomenalnie, zapewniam pana! - odkrzyknęła z korytarza, szukając
klucza do pokoju.
- Amy!
Usłyszała głos Jase a i pomyślała, że jednak za nią poszedł. Tylko jakim cudem dotarł tu tak szybko?
I co ważniejsze, jak go teraz spławić? Otworzyła drzwi i stanęła jak wmurowana. Jakby tego mi
jeszcze brakowało, pomyślała bliska histerii. Pokój wyglądał tak, jak gdyby przeszło po nim tornado.
ROZDZIAA TRZECI
Wciąż wpatrywała się ze zgrozą w splądrowane pomieszczenie, gdy stanął za jej plecami.
- Co się& ? - Urwał, zaledwie spojrzał ponad jej ramieniem i zobaczył, jak wygląda pokój.
- A niech mnie, kobieto! Ale ci się trafił barwny wieczór na Saint Clair - westchnął, obejmując ją
ramieniem.
- Niech zgadnę - odparła, odskakując jak oparzona. - To tylko kolejny incydencik ,? Wyspiarze
stroją sobie niewinne żarty z turystów?
Jase rozglądał się po pokoju.
- Nic podobnego. Włamania się u nas praktycznie nie zdarzają. To nie jest wielkie miasto, tu się
wszyscy znają. Wiem, że uważasz nas za bandę kryminalistów, ale nasza społeczność jest na swój
sposób dobrze zorganizowana i funkcjonuje całkiem niezle. Zdarzają się bijatyki, sporadycznie
drobne kradzieże na nabrzeżu, ale żeby się do kogoś włamać?
- Zapomniałeś wspomnieć, że raz na jakiś czas ktoś kończy z poderżniętym gardłem?
- Naprawdę rzadko - odparł spokojnie Jase.
- Ale mogę się założyć o mój bar, że tego bałaganu nie zrobił żaden marynarz, a tym bardziej nikt z
nas.
Amy milczała. Zdała sobie sprawę, kto mógł to zrobić, i zadrżała. Nagle przestało jej przeszkadzać,
że Jase wciąż ją obejmuje. Jasne, że do jej pokoju nie włamał się nikt z Saint Clair. To Dirk Haley
wycofuje się z umowy. Zdenerwowana zapragnęła odsunąć się od Jase a, znalezć się jak najdalej od
wszystkich mężczyzn. Obrócił twarz w jej stronę i powiedział kojącym tonem:
- Już dobrze, kochanie. Wszystkim się zajmę.
- Piękne dzięki, ale nie trzeba. Już widziałam, jak się zachowujesz w podobnych sytuacjach.
I nagle przestało jej się podobać, że obejmuje ją takim zaborczym gestem. A jeszcze bardziej nie
spodobały jej się błyski, jakie nagłe pojawiły się w jego turkusowych oczach. Jeszcze tego jej trzeba,
żeby Jase zaczął się zachowywać, jak gdyby miał do niej jakieś prawa. Nigdy dotąd nie pozwoliła,
aby jakiś mężczyzna próbował nią rządzić, a już na pewno nie pozwoli na to właścicielowi
podrzędnego baru na południowym Pacyfiku, brutalowi, który bez wahania przystawia komuś nóż do
gardła.
- Nie bój się mnie, kochanie - szepnął. - Proszę.
- Nie boję się - skłamała. - Po prostu jestem trochę zdenerwowana. Uważasz, że bez powodu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]