[ Pobierz całość w formacie PDF ]
będzie się użalać ani zemsty szukać za nią. Prosił księcia, aby nieufność przeciw niego zanie-
chał, ofiarując mu się służyć wiernie.
103
Na dworze Henryka chodzi tu o Henryka Otyłego, syna Rogatki, znanego czytelnikowi z I tomu powieści.
104
...z synami zabitego o głowę układać się nie chciał tzn. o odszkodowanie za zabójstwo.
123
Książę, który go kochał, rozpłakał się, uściskał go i zapewnił, że w nim znajdzie drugiego
ojca, a on i cały ród jego wdzięczność winni mu będą. Od tej chwili, jak dawniej Pakosław,
tak teraz Ludek w nadzwyczajnych był łaskach. Nieodstępnie księciu towarzyszył, a dwór mu
cały zazdrościł, bo go nad innych pan przenosił i nadzwyczajnie obdarzał. W duszy jednak
dziecka pamięć ojca zawsze żywą była i chusty krwawej z piersi nie zrzucał.
Stało się, że Konrad głogowski, wiedząc o tym, postarał się zbliżyć do niego. Zaraz za
pierwszym razem napomknął mu o ojcu, dziwując się, iż służyć mógł panu, który winien był
śmierci jego, że nie starał się jej pomścić. Tak powoli dawne pragnienie zemsty w nim rozża-
rzył, że Ludek, zmówiwszy się z Konradem, uknuł napaść na pana swego. Wywiódł go do
kąpieli nad Odrą, blisko Wrocławia, gdzie już ludzie w zaroślach nastawieni czekali. Dwo-
rzanie księcia, domyślając się już czegoś, a podejrzywając Ludka, ostrzegli w czas, aby z nim
nie jechał. Na co im, śmiejąc się, odpowiedział: Możecie być spokojni, Ludka pewien jestem
ani się go boję!
Tu księcia w łazni rozebranego Ludek, dawszy hasło, napadł, a gdy czeladz przestraszona
się rozbiegła i jeden tylko wierny dworzanin go bronił, którego skłuto i na śmierć zarąbano,
porwano nagiego księcia, wsadzono na koń, ledwie mu łachman jakiś dawszy do okrycia, i
popędzono z nim dniem i nocą do zamku Sandwocia, gdzie Ludek niepoczciwy oddał go
Konradowi. Stąd odesłano nieszczęśliwego do warowniejszego Głogowa na straszną męczar-
nię, której wierzyć trudno, ażeby się mógł dopuścić bliski powinowaty, gdyby ludzie na oczy
jej nie widzieli, a ofiara nie przypłaciła życiem.
Ponieważ Henryk wielkiego ducha był i na nic przystać nie chciał, nie dosyć, że go okuto
w kajdany, że go wrzucono do smrodliwego lochu, ale zamknięto go w umyślnie zrobionej
klatce, w której otwór był tylko, przez który mu nędzną podawano strawę, tak że nie mógł ani
leżeć, ani stać i, jakby zawieszony w niej, poruszyć się nie mogąc, z boleści jęczał dnie i no-
ce. Pomimo tej katuszy nie dawał się Henryk złamać, nadaremnie na nim wymóc chciano
ustępstwa, trwał w swoim: Raczej umrzeć, niż się poddać!
Pól roku chodzili doń Konradowi kaci urągając się, pytając, czy już ma dosyć; odpowiadał
im klątwami i łajaniem. Nareście siły tracić zaczął, ciało całe okryło się ranami, boleści znosił
męczeńskie, życie zdawało się uchodzić i zgodził się na wszystko, czego żądano. Okup cały
skarb jego wyczerpał, bo trzydzieści tysięcy grzywien wynosił i ziemi musiał dodać wiele.
Konrad nie dowierzał, czy mu zapłacą, kazał więc sobie liczyć pieniądze na środku mostu na
rzece Czarnej pod Lignicą i dopiero go wypuścił.
Gdy klatkę otwarto i puszczono z niej nieszczęśliwego, ani stać o swej sile, ani chodzić już
nie mógł. Zaniesiono go na wóz wysłany chustami i półżywego odwieziono do Wrocławia.105
I więcej już zdrowia nie odzyskał dodał arcybiskup. To jeden tylko straszny przykład
tego, co się tu dzieje na ziemi naszej, a jest podobnych niemało i położyć temu koniec może
tylko jedno królestwo niepodzielne, jeden pan, któremu by wszyscy ulegali. Tak chciał mieć
ów Krzywousty, którego myśli nie zrozumiano czy spełnić nie chciano. A gdy raz dzielić po-
częto, przyszło do tego, iż się ludzie zabijają i krwią oblewają dla kawałka ziemi.
Nie dziwujcież się, trwożną mnie widząc dodała księżna. Dziś wszyscy zastraszeni
koroną, swoi i obcy, czyhają na niego.
Swoich i obcych z bożą pomocą pokonamy rzekł arcybiskup spokojnie. Widomym
znakiem woli bożej będzie korona Chrobrego, której blask wrogów rozproszy.
To mówiąc, Zwinka przeżegnał stronę, z której się księcia spodziewano, i Ryksie kazał być
dobrej myśli. Wysłano gońców, aby się dowiedzieć o wracającym, i nazajutrz zbliżanie się
jego oznajmiono.
105
Opisany fakt miał miejsce w roku 1294, a więc zaledwie kilkanaście miesięcy przed koronacją Przemysława
II.
124
ROZDZIAA IX
Przemysław spieszył z powrotem i miał do Gniezna jeden tylko dzień podróży, naprzód
bowiem wyznaczono popasy i noclegi, na których go ziemianie oczekiwali, gdy w jednej ze
wsi, już na własnej ziemi, znalazł niespodzianie większą liczbę rycerstwa okolicznego, jakie-
go się tu nie spodziewał. Przyjmowano go z radością wielką, bo to byli najwierniejsi jego
ziemianie, ci właśnie, co dlań Ołobok odzyskali, starzy towarzysze Bolesława Pobożnego i
Przemysława ojca. Nim zsiadł, niektórzy go już na koniu jadącego w kolana całowali, czapki
podrzucali, wykrzykiwali go księciem polskim i pomorskim. A że wioska do jednego z nich
należała, starego Gozdawy, i on, i ród, i powinowaci, i przyjaciele zastępowali drogę panu.
Ludziska byli dobrzy, serdeczni, do pana po swojemu przywiązani. I księciu serce się otwo-
rzyło na widok tych twarzy rozweselonych, rąk powyciąganych, ust uśmiechających się do nie-
go. Dla pana i dla dworu stały już gotowe stoły, beczki na krzyżowych nogach i czego dusza
mogła zapragnąć. Osobny namiot rozbito dla księcia, pod który zaproszono go dla spoczynku.
Tu oprócz Tyszka Gozdawy, całe grono starszych otoczyło go z miłością wielką. Winszowano
mu Pomorza, życzono żywota długego, spodziewano się doczekać męskiego potomka.
Wśród tych życzeń i powinszowań, łacno jednak poznać było, że im coś na sercu leżało, z
czym się odkryć nie śmieli, pogladając po sobie, odkładając, wahając się. Dopiero, gdy już
misy zdjęto, a kubki z miodem dolewano, który lepiej niż piwo głowy zawracał i męstwa do-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]