[ Pobierz całość w formacie PDF ]

doraznych, które skazywać będą wrogów ludu spod znaku NSZ, WiN, spod znaku Andersa. W nowej
Polsce Ludowej zniszczymy wroga" (wg tekstu: Robotnicy polscy piętnują morderców
czarnosecinnych z Kielc, "Głos Robotniczy" z 10 lipca 1946 r.). Czy należy się dziwić protestowi
robotników na to, że protestowali przeciw ogłoszeniu takiej rezolucji w ich imieniu. Można się
natomiast dziwić i nawet oburzać na to, że jeszcze dziś Gross nie widzi nic haniebnego w takiej
rezolucji, ba, karci robotników, że przeciw niej protestowali. Jak widać on taką rezolucje poparłby z
całą satysfakcją jako znany "postępowiec", nienawidzący reakcji spod "znaku NSZ, WiN-u, spod
znaku Andersa". Ja myślę, że jednak warto, by polscy historycy otwarcie zapytali p. Grossa, jakim
prawem oskarża o "antysemityzm" robotników protestujących przeciw haniebnej komunistycznej
rezolucji?
Czego nie zauważyli krytycy Grossa
W polskiej polemice z Grossem popełniono szereg znaczących błędów. Najpoważniejszym było
skupienie się niemal wyłącznie na rozbijaniu poszczególnych fałszów jego obrazu mordu w
Jedwabnem, przy pominięciu generalnego antypolskiego przesłania książki Grossa. Książki, będącej
faktyczną próbą przedstawienia swoistej anty-historii Polski, ciągłego umiejętnego wplatania jak
największej ilości antypolskich stereotypów. Tak, żeby na stałe przykleiły się do Polaków, uformowały
ich możliwie jak najbardziej odrażający obraz, tworząc czarną legendę Polski i Polaków .
Krytycy Grossa z pasją rzucali się na różne fragmenty jego wywodów o Jedwabnem, udowadniając
mu rażące zafałszowania. Zanim wykryto te najbardziej skrajne fałsze, jak zafałszowanie wymowy akt
procesu z 1949 roku, co nastąpiło po uzyskaniu wreszcie przez polskich historyków dostępu do
archiwów dostępnych tylko dla Grossa, perorowano o wielu drobniejszych sprawach. Słusznie
pokazywano zakłamania relacji Wasersztajna, nieprawdy co do liczby ofiar, wielkości stodoły czy
przekłamań na temat tych czy innych postaci. Nie mówiąc o tak ważnej sprawie sfałszowania obrazu
kolaboracji %7łydów z Sowietami w Jedwabnem. Sam poświęcam sprawie fałszów Grossa o
wydarzeniach w Jedwabnem najobszerniejszy, kilkudziesięciostronicowy rozdział swej książki. Myślę
jednak, że nie wolno ograniczać się wyłącznie do ukazania faktograficznych fałszerstw Grossa w
odniesieniu do wydarzeń z lipca 1941 r. w Jedwabnem.
Powiem więcej, z punktu widzenia badawczego warsztatu historycznego uważam Grossa jako
dziejopisa za absolutne zero. Nie dziwię się też, że ktoś z profesorów historii powiedział, że
"Sąsiadów" Grossa nie przyjąłby nawet jako pracy magisterskiej. Jest jednak jeszcze inny Gross, z
którym akurat szczególnie mało polemizowano - Gross, prawdziwy spec od socjotechniki, umiejętności
systematycznego upowszechniania kłamliwego oczerniającego osądu. Sam fakt, że dość
powszechnie przegapiono ten właśnie szerszy aspekt jego książki, skupiając się głównie na
nieprawdach jego faktografii o Jedwabnem, najlepiej dowodzi niebywałej zręczności Grossa jako
pamflecisty i propagandzisty. Można go nawet uznać za jednego z najbardziej utalentowanych
mistrzów szowinistycznego judzenia przeciwko innym narodom. Gross przez swe świadome
prowokacje słowne typu stwierdzeń, że zbrodnię w Jedwabnem popełniło "społeczeństwo", świadomie
wykonywał manewry w stylu torreadora machającego czerwoną płachtą do byka. Miały one skierować
ataki rozjuszonych krytyków głównie na te prowokacje słowne, popychać ich do skupiania się na
polemice z różnymi szczegółami opisów Grossa. Równocześnie zaś Gross bardzo umiejętnie
odwracał przez to wszystko uwagę od dawkowanego wciąż mimochodem generalnego oskarżania
Polaków w przeróżnych, poza jedwabneńskich sprawach. I tak to przelotnie, en passant, między tymi
czy innymi sprawami związanymi z Jedwabnem, Gross beznamiętnie strzelał z dwururki. Tak, aby
niezauważalnie kolejne kłamstwo przykleiło się do umysłów czytelników, gdy tylko pomyślą bądz
usłyszą o Polsce i Polakach. I tak w "Sąsiadach" czytamy m. in. o tym, jakim zagrożeniem dla %7łydów
była endecja (s. 28), antysemiccy księża (s. 28), niebezpieczna, wywołująca tumulty antyżydowska
szlachta (s. 29), antysemickie "czarne duchowieństwo", budujące swoją egzystencję na "nienawiści
rasowej" (s. 46). W tym stylu utrzymane są też inne "spostrzeżenia". Na s. 83 czytamy o
wielowiekowym, krwiożerczym antysemityzmie chłopów polskich od czasów Chmielnickiego! (u
Grossa uchodzi za Polaka!), o nienawidzących %7łydów Polakach-katolikach (s. 83). Potem czytamy o
polskich powstańcach mordujących %7łydów w dobie Powstania Warszawskiego (s. 93), o tym, że
miliony Polaków stały po stronie komunistycznych "katów" (s. 97), o polskim społecznym zapleczu
stalinizmu (s. 111-113), o antysemickich polskich robotnikach (s. 99-100), o Polakach masowo
kolaborujących z Wehrmachtem (s. 102, 105), o antysemityzmie wielkiej części dzisiejszej polskiej
historiografii (s. 114), etc., etc.
W tej czarnej wizji zabrakło jakichkolwiek jaśniejszych barw, słowa choćby o polskiej tolerancji, o
znaczeniu Polski jako schronienia dla %7łydów, przypomnienia przykładów pózniejszej symbiozy obu
narodów, wspomnienia o przyznaniu przez Piłsudskiego praw obywatelskich 600 tysiącom %7łydów
zbiegłych z Rosji po wojnie domowej czy o ponad 5 tysiącach Polaków - Sprawiedliwych Wśród
Narodów Zwiata.
Polacy, choć też nie wszyscy, wiedzą o wielu tych sprawach. Obywatele państw zachodnich, którzy
będą stanowić większość czytelników Grossa, na ogół nie mają zielonego pojęcia o tych jasnych
kartach historii Polski. Gross, zdając sobie doskonale sprawę z tej niewiedzy, bez wahania chce im
zaserwować jak najwięcej czarnych, antypolskich stereotypów. Liczy na to, że je niezauważalnie
przełkną, czytając wstrząsający dreszczowiec o polskich mordach na %7łydach w Jedwabnem napisany
przez Grossa "pod dyktando" Wasersztajna.
Dlaczego nikt nie zaprotestował przeciwko tej fałszywej, godzącej w Polaków paszkwilanckiej wizji
historii Polski? Przecież dobrze wiedziano, że jego książka ma się ukazać w Stanach Zjednoczonych,
Niemczech i przypuszczalnie licznych innych krajach; nawet obawiano się tego. Tymczasem prawie
nikt nie oburzył się na tę jednostronną, ciemną wizję historii Polski. Niestety, Gross najwyrazniej
osiągnął swój cel ściągania uwagi krytyków głównie na sprawę szczegółów wydarzeń w Jedwabnem.
Nikt nie zwrócił uwagi na wspomniane, jakże ważne drugie dno książki Grossa. Jego krytycy, jakże
często, nie dostrzegali lasu spoza drzew. O to właśnie autorowi "Sąsiadów" chodziło. Sprowadzał w
ten sposób ataki swych przeciwników na najbardziej dogodną dla siebie płaszczyznę. Zamiast zająć
się generalnym zafałszowaniem przez Grossa obrazu Polski i Polaków w skali makro, niech się
zadowalają prostowaniem szczegółów w skali mikro. To było tym wygodniejsze dla Grossa, że dzięki
prof. A. Paczkowskiemu, znanemu z popierania bardziej nawet skrajnych dywagacji na temat Polaków
(vide jego poparcie dla artykułu M. Cichego, szkalującego Powstanie Warszawskie) sam miał bardzo
dogodną pozycję wyjściową. Tylko jemu umożliwiono zapoznanie się z aktami procesu z 1949 roku,
podczas gdy polscy historycy przez ponad rok mieli do nich dostęp zamknięty. Dopiero w połowie
marca 2001 r. łaskawie umożliwiono dostęp do nich pierwszym historykom, na czele z prof. T.
Strzemboszem, który słusznie użalał się na łamach "%7łycia" z 31 marca-1 kwietnia 2001 r. nad [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl