[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kuli mieć chcecie... oj, Ogiery wy, ogiery, ale z pustego Pistoletu i Prochem
strzelacie... A Ciumkała:
Kobyły, kobyły... To Baron z Pyckalem na nich, bić ich chcą, ale w końcu na
wódkę razem do Rajtszuli poszli. Tam Baron i Pyckal krzyczą, hałasują, że choćby
Pazurami, a choćby Cepami, albo Widłami a na śmierć samą, do krwi ostatniej... i
sierdzą się, do oczu sobie, Rachmistrzowi, skaczą, a to Młyn, a to Zastawa, między
sobą sobie dogadują, a już wszystkie stare urazy, wspominki, wszystkie krzywdy od
wieka wieków doznane jak żywe przed oczami stają. Dopiroż powiada Rachmistrz:
Mam ja Ostrogi, które szpikulec mają silnie zakręcony, a gdy wy cepami bić
się chcecie to lepiej chyba Ostrogami tymi... ale tyż to Ostrogi nie dla kobył, a chyba
tylko dla Ogierów!... A Ciumkała:
Kobyły, kobyły!... Krzyknęli, że Ogier! I proszą się, żeby im te ostrogi
przytwierdzić, że tu zaraz nimi na śmierć się zadzgają! Dopiroż Baron Pyckalowi
ostrogę swoją wraził, Pyckal Baronowi i tak w Potrzask wpadli, że ani ruszyć się nie
mogli. Rachmistrz jak ściana pobladł, oczy jemu na wierzch wylazły i, ostrogę sobie
przytwierdziwszy, ich dopadłszy, tak skłuł, tak stratował, skrwawił niemiłosiernie, że
jak Psi wyli z Pianą i w niebo ryk bił z miejsca tego Okrutnego. Odtąd się ta Męka
zaczęła, Golgota, ten Związek, Potrzask Szatański Diabelski.
Przyczyny, która Rachmistrza do tak okropnego Potrzasku skłoniła, z własnych
ust jego bladych się dowiedziałem, gdy na noc do piwnicy wrócił. Wszystko
powiada aby los nasz przeklęty przemóc i natury wrogość zgwałcić i odmienić!
A bo żal się Boże mówi toż znowu nam na tej wojnie tyłków piorą. I
znowuż Przegrana! Przeklęty, przeklętyż los! A czy to Natura nami pogardziła, że tyż
nic nam na Dobre, na Udane, na Szczęśliwe nie chce wyjść, a wszystko właśnie na
Złe, na Złośliwe się obraca? A toż widać Bez Kuł strzały nasze! A toż pusta Lufa
nasza! A toż podobnież Natura nas nie chce i, wzgardliwa, za słabość naszą Zmierci,
Zagłady nam życzy!
Przeklęty los! Dlatego ja, Rachmistrz, widząc pana Tomasza, jak z Pustego
Pistoletu strzela, to postanowiłem; że Strasznym się stanę i na Naturę się rzucę, ją
zgwałcę, przemogę, Przerażę, iżby się nam Los odmienił... O, zgwałcić Naturę,
- 86 -
Witold Gombrowicz Trans-Atlantyk
zgwałcić Los, siebie zgwałcić i zgwałcić Boga Najwyższego ! A bo nikt się
Poczciwości naszej nie ulęknie, Straszni być musimy!
Dlatego ja mówi szpikulec tym Ostrogom zakręciłem, aby w Potrzask
Arcybolesny chwytały. Aby Hufiec Przemożny Kawalerii stworzyć Najstraszniejszej,
która by Uderzyła, Rozgromiła, Poraziła i Los nam inny na Naturze wymusiła! O,
Moc, Moc, Moc! Więc ja was i siebie w ten Potrzask złapałem i męczę, a już męczyć
nie przestanę, bo przestać nie mogę... bo jakbym sfolgował to wy byście chyba ze
mnie pasy darli... Dlatego nie ma folgi! Nie ma folgi!... Tak to on mnie do ucha
szepcze, a blady, trzęsie się, drży, szczęki jemu latają, palce kurczą się i rozwiewają,
głos to piskliwy, to bardzo głęboki.
Dopiroż powiadam do niego:
A, panie Grzegorzu, na cóż to tobie, przecie to ci na zdrowie nie wyjdzie, a i
trzęsiesz się, poty tobie występują. Szepnął:
Milcz, milcz! Trzęsę się, bom słaby. Ale Mocnym będę, gdy Słabość, Małość
w sobie zduszę i Przerażę. Ty zaś zdrady nie próbuj, bo Ostroga! I ręką drobi, który
to był zwyczaj jego z dawnych czasów. Otóż to dni, jak noc, ciemne, noce, jak dni,
bezsenne w piwnicy owej. Już tedy nic, tylko Ostroga i Ostroga, i tak godzinami,
dniami, nocami siedziemy i siedziemy i na siebie spoglądamy, a wszelki ruch nasz,
wszelkie poruszenie ciężkie utrudnione nam się stało we wzajemnym Spętaniu
Opętaniu naszym. Gdzież to Barona gracja, fumy, szyki ? Gdzie Pyckala huczność ?
Gdzie Ciumkały wieczyste lizanie? Oto jak robaki w tej piwnicy między sobą się
babrzemy, jeden tam z drugim się gmerze, a gdy po Natężeniu Folga, po Foldze
znowuż Natężenie i jęk tego, kto w potrzask Ostrogi się dostał. Nawet więc wtedy,
gdy co zrobić, obrządzić trzeba było, wodę zagrzać, garnków wymyć, zawsze we
dwóch to spełnianem było, a bardzo powolnie, ostrożnie, żeby to broń Boże nagłego
ostrogi ciosu nie wywołać. I tak od rana do wieczora Siedziemy, Siedziemy i
Milczemy, mało co mówiemy, a jakbyśmy wrogami sobie byli, choć wszystko
wspólnie załatwiamy. A dopiero, gdy nocą sen zmorzy (choć tam zawsze jeden z
drugim czuwał), dopiro wtenczas, powiadam, gawęda nasza się zaczyna i charczy
Pyckal, sapie, szumi Baron, wzdycha, ględzi i płacze Ciumkała, a Rachmistrz pod
nosem lub przez nos mamrocze. Słuchając tedy tych głosów pradawnych,
zrozumiałem wszystką bezdenność Uwięzienia mego bo chyba to nie Dzisiejsze,
nie Wczorajsze, chyba Przedwczorajsze i jakże to Dzisiaj z tym się zmagać co
- 87 -
Witold Gombrowicz Trans-Atlantyk
pewnie w zamierzchłym odbywa się czasie... Hej, ciemny bór, ciemny pradawny! Hej,
puszcza wiekowa! Hej, stary Spichrz stara Stodoła, Zastawa, a i Młyn nad wodą...
Przez sen tedy gwarzą, a jeden z drugim się chandry czy, ten temu zipie, tamten
burczy, ów coś tam gada, gada, mędrkuje, mędrkuje, aż dnia jednego Urzędniczka
panna Zofia przybyła, przez Rachmistrza w potrzask przyłapana, a tego samego dnia
pod wieczór Kasjer zwabiony i złapany został. Coraz więc szumniejsze, bujniejsze
ponocne Pogwary i jeden tam się miota, rzuca, drugi chuli, buli" szepcze, albo
klumka, klumka", i od ty mowy mnie włos się jeżył a serce mdlało, jakbym w
piekielnych przebywał okręgach.
I w ciągu dni kilku prawie wszystkie Urzędniczki do piwnicy zwabione zostały, aż
i kawałka gołego na ziemi nie było, żeby się człowiek mógł położyć... W tym zaś
ścisku dawność, dawność wraca i już jakby nie przeszłe, a Zaprzeszłe było... Więc
Pyckal Baronowi, Ciumkale złamany paznokieć pokazał, a Kasjer Józef, Józef, nie
płacz" mówi, a Księgowy płacze! To znów Karasie z nagła wypłynęły, potem zaś
Bułka jakaś dawno nadgryziona... i znów Ostrogi cios, znów ból, męczarnia! I już to
prawie nie do wiary było, już w głowie się nie mieściło, głównie zaś za dnia; bo drzwi
piwnicy tylko na haczyk zamknięte i tylko wstać, dwa kroki dać, wyjść na słonko, na
swobodę, o, Boże, Boże, po cóż tu siedzimy, o Boże, Boże, przecie wszyscy wyjść
chcemy... a tam Swoboda... W głowie się nie mieści! Rozum się wzdraga! Więc dnia
jednego pomyślałem, że jakże to, przecie nie może być, przecie tu wszyscy wyjść
chcemy i ja Wyjdę, Wyjdę, o, już Wychodzę, Wychodzę!... Jakoż powstałem i do
wyjścia szedłem; oni zaś oczom swoim nie wierząc moje Wyjście śledzą i jakby w
nich nadzieja wstępowała... skamienieli... Wtem ruszył się Pyckal; Baron krzyknął,
jemu Ostrogę wraził; Pyckal na ziemię z kwikiem upadłszy, mnie dziubnąć chciał, ale
chybił; wtenczas panna Zofia mnie swoje wsadziła ostrze; i tak my wszyscy na ziemi
w Konwulsjach i z Pianą! Ale na cóż to, o, po cóż to, dlaczegóż to, w jakim celu, a po
co, na co, a dlaczego?
I otóż to Pustka! Puste wszystko, jak pusta Butelka, jak Badyl, jak Beczka,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]