[ Pobierz całość w formacie PDF ]
108
S
R
- Nie chodziło mi o niego, tylko o Freddiego. Nie chciałam, żeby był
skażony... By potem ktoś mógł powiedzieć: jaki ojciec, taki syn. Nie chciałam, by
ludzie doszukiwali się podobieństw.
Zahir objął ją ramieniem i stali przez chwilę w milczenia
- Nie spełniłam pokładanych we mnie nadziei, nie byłam córką, jakiej pragnie
każda matka. - Diana z trudem opanowała łzy. - Chciałam być jak wszyscy, ale
wszyscy wydawali mi się tacy zwyczajni. Pete O'Hanlon był inny, pięć lat starszy,
niezwykły i dostatecznie niebezpieczny. - Słowa same wypływały z ust Diany,
zanim zdążyła je przemyśleć. Powiedziała już więcej niż komukolwiek, nawet
własnej matce. - Był niczym koszmarny sen każdej kochającej matki. Potem zniknął
i tylko jego kuzynka, z którą chodziłam do szkoły, wiedziała, gdzie jest. A gdy
pojawił się na jej osiemnastych urodzinach, zawisło w powietrzu coś niezwykłego.
Z sekundy na sekundę każda dziewczyna robiła się bardziej zalotna, a uśmiech nie
znikał z ich ust.
- Ale wybrał ciebie...
- Zaczekał, aż wyjdę z imprezy i zaproponował, że mnie podwiezie do domu.
Po wspólnie spędzonej nocy, o poranku, wraz z trzema kumplami napadł na bank.
Przyjechała policja, zaczęła się strzelanina i zabili go podczas próby ucieczki. -
Zamilkła na chwilę. - Może się mylę, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby Sadie chciała
zapraszać do siebie Freddiego, gdyby o tym wiedziała.
Zapadła głucha cisza i słychać było tylko, jak cykady grają w ogrodzie. Diana
czuła szum w uszach i miała wrażenie, że za moment upadnie. Dlaczego nic nie
mówił, dlaczego?
- Jesteś jego matką, Diano, nic innego nie jest ważne.
- Nie, to nie takie proste. - Pokręciła głową. - Dlaczego przyszedłeś, Zahir?
- Ponieważ... - Pogładził dłonią jej policzek. - Ponieważ nie potrafiłem
inaczej, chyba nie jestem taki silny jak ty.
Przez chwilę myślała, że ją pocałuje, ale opuścił rękę.
109
S
R
- Muszę jechać - powiedział, po czym wsiadł do samochodu. - Obiecałem
Freddiemu, że go zabiorę jutro na żagle. Przyjadę o szóstej.
Zahir przechadzał się w towarzystwie Szuli w ogrodzie matki, podczas gdy
obie starsze kobiety siedziały przed domem, bacznie ich obserwując. Matka miała
całkowitą rację, Szula była inteligentna, obyta, pełna energii, idealna w każdym
względzie, poza tym najważniejszym - nie była Dianą Metcalfe.
Następnego dnia, zgodnie z obietnicą, wybrał się z Freddiem na żagle, a potem
zjadł wystawny obiad z Dianą i jej rodziną w cieniu palm. Po południu długo
jeszcze spacerował z Dianą w ogrodzie, tak jak wczoraj z Szulą. Nie potrafiłby
powiedzieć, o czym rozmawiali, ale samo przebywanie w jej towarzystwie było
czymś wyjątkowym, a każde rozstanie łamało mu serce.
Pod wieczór spotkał się jeszcze z inną kobietą, tą o pięknych włosach, o której
pisała mu siostra. Rzeczywiście, lśniące, hebanowe włosy sięgały jej aż do talii, ale
znacznie bardziej wolałby, żeby były kasztanowe i kręcone. Wieczorem zjadł
kolację z ojcem, który dopiero co wrócił z Sudanu. Rozmawiali o polityce, biznesie,
ale nie o małżeństwie i nie o gościach przebywających w jego domu. I dopiero gdy
się już żegnali, ojciec nawiązał do tego tematu.
- Chcę, żebyś wiedział, synu, że jestem z ciebie dumny. Ten kraj potrzebuje
ludzi takich jak ty, którzy potrafią wziąć przyszłość w swoje ręce i ukształtować ją
zgodnie z własną wizją.
Zahir sam nie wiedział, czy te słowa przyniosły mu ulgę, czy przytłoczyły go
jeszcze bardziej.
Następnego dnia musiał zająć się stertą poczty, która napłynęła z Londynu. W
planie miał także lunch z Leylą Al-Kasani, tą kobietą, która wprawdzie nie była
wyjątkową pięknością, ale miała za to uroczy uśmiech. Ona najbardziej przypadła
mu do gustu. Brakowało jej tylko tego słodkiego dołeczka, no i nie zagryzała dolnej
wargi, żeby nie wypowiedzieć pierwszych lepszych słów, które jej przyszły na
110
S
R
myśl... Gdy się żegnał, zauważył, że bacznie przygląda mu się jej matka z dziwnie
sceptycznym wyrazem twarzy. Wtedy zrozumiał, że czasu jest coraz mniej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]