[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odwróciła się do Ryana. Wyglądał fantastycznie, i tak
naprawdę bardzo jej się podobał fakt, że mogła być tak blisko
niego. Choć z drugiej strony, musiała przyznać, że ten facet
miał niezwykły dar, żeby wciąż ją irytować. I korzystał z
niego od samego rana.
- Naprawdę myślisz, że potrzebuję twojej rady? -
mruknęła. - To ostatni dołek i zamierzam ci pokazać, jak się
wygrywa. Zachowaj więc swoje uwagi dla siebie.
Uniósł ręce w obronnym geście.
- Ej, chciałem tylko pomóc. Wiem, że bardzo pragniesz
zatrzymać tę koszulkę. Mam też w tym swój interes - nie
zapominaj, że obiecałaś mi ją pożyczyć.
Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, usłyszała z trybuny
pełen zachęty głos Chloe:
- Dalej, mamusiu! Wygraj!
Odwróciła się w stronę widowni i posłała małej szeroki,
uspokajający uśmiech. Dziewczynka podskakiwała w napięciu
i ściskała rękę swojej przyjaciółki Tammy. Obie miały twarze
pomalowane w pomarańczowe cętki i machały do niej rękami.
Wzięła głęboki wdech i raz jeszcze wyrównała jaskrawo -
pomarańczową piłeczkę.
Teraz powinna tylko jeszcze zapomnieć o fakcie, że tuż za
nią stoi Ryan i niewątpliwie wpatruje się w jej... kij.
Skoncentrowała się, spojrzała na cel, przeniosła wzrok na
piłkę i uderzyła.
Mały pomarańczowy punkt przesuwał się i podskakiwał
na wyboistym torze. Kilka razy zbaczał niebezpiecznie, co
wywoływało wstrzymanie oddechu przez zebrany wokół
tłumek. Wszystkie oczy śledziły piłkę, która toczyła się,
podskakiwała, ale w końcu wpadła do dołka.
I wtedy ze wszystkich gardeł wyrwały się wiwatujące
okrzyki. Szczęśliwa Laura podskoczyła wysoko i po chwili
znalazła się w objęciu silnych męskich ramion. Ramion
Ryana, ciasno owiniętych wokół niej. I nawet kiedy postawił
ją na ziemi, nadal obejmował w talii.
- To moja partnerka! - oznajmił z dumą zgromadzonym i
przycisnął ją do swojego boku. - Nie dokonałaby tego beze
mnie!
Nie wiedziała, czy to miało wytłumaczyć jego uścisk, czy
raczej pomagało mu wyleczyć zranioną dumę.
Nie chciała robić sensacji, objęła go więc również i
rozsyłała wokół uśmiechy, udając, że jego dotyk wcale nie
pali jej skóry.
Po kilku minutach słodkich tortur uwolniła się wreszcie z
jego objęć i poszła odebrać koszulkę. Tym razem była złota i
zdecydowanie za duża, ale jak zwykle pozwoliła Laurze
odczuć ekscytujący dreszczyk zwycięstwa. Grała i wygrała.
To nie zdarzało się często.
Dumna i szczęśliwa obróciła się w stronę wiwatujących
ludzi i zobaczyła Chloe w najlepszej komitywie z Ryanem. I
wtedy zrozumiała, że to zwycięstwo było tylko zabawą.
Prawdziwą wygraną byłoby znalezienie kogoś, kto dzieliłby z
nią życie i wszystkie jego radości i smutki. Kogoś, kto
troszczyłby się o nią i o Chloe. Kogoś odpowiedzialnego,
silnego i fascynującego. Takiego jak Ryan.
Ale on nigdy w życiu nie mieszkał nigdzie dłużej niż
miesiąc. Poza tym, był wujkiem Chloe i wątpiła, czy widzi w
niej prawdziwą kobietę, a nie tylko matkę dziewczynki.
Uśmiechnęła się z wysiłkiem i pomachała do nich.
Gdy wszyscy finaliści odebrali nagrody, Laura szybko
przepychała się przez tłum. Chciała zabrać Chloe i uciec do
domu. Miała ochotę skryć się w jakimś kącie i przekonać
samą siebie, że wcale nie jest zakochana w Ryanie.
Nie zdążyła. Kiedy wreszcie dostrzegła dziewczynkę, ta
już ciągnęła Ryana za rękę i kierowała do stoiska ze
słodyczami, które prowadziła Jill.
- Jeśli będziesz jeść tyle słodyczy, stracisz zęby przed
czterdziestką - powiedziała do córki, gdy do nich dotarła.
- Bzdury - zaśmiał się Ryan, ukazując lśniąco białe,
perfekcyjne uzębienie.
- Poproszę dwie waty cukrowe - zarządziła Chloe. - Jedna
dla mnie i jedna dla wujka Ryana. Mamusia jest już stara i
musi dbać o zęby.
- Jasne - zgodziła się Jill ze śmiechem. - I jak, mistrzyni?
- zwróciła się do niej. - Cieszysz się ze zwycięstwa?
- Cieszy się głównie z tego, że mnie pokonała - wtrącił
Ryan. Jill zerknęła na niego z uznaniem.
- Aaa, tego akurat jestem pewna. Nie jedz zbyt szybko -
powiedziała do Chloe, podając jej watę.
- Dobrze - zgodziła się mała. - Zjem i pójdę potem na
karuzelę, dobrze? - Spojrzała na matkę. - Mamy się tam bawić
z Tammy.
- Możesz, baw się dobrze.
- I wez dla niej moją watę - dodał szybko Ryan. - Chyba
ja też powinienem zacząć myśleć o swoich zębach.
- Dzięki! - ucieszyła się Chloe i odbiegła z dwoma
puszystymi kłębami.
Ryan patrzył na nią przez chwilę i uświadomił sobie, że
dawno nie spotkał dziecka, które można by uszczęśliwić
zwykłą watą cukrową. Jego siostrzeńcy z miasta chcieli ciągle
nowych zabawek i wyszukanych atrakcji. Cieszył się, że trafił
do miejsca, gdzie dzieci nie zapomniały jeszcze, jak cieszyć
się życiem.
- Ja też pójdę - odezwała się szybko Laura. - Dopilnuję
grilla.
- Nie bądz głupia - ofuknęła ją Jill. - Mam ludzi do
roboty. Będę miała oko na Chloe, a wy dwoje idzcie
świętować zwycięstwo.
Zerknął na Laurę i widział, że aż zacisnęła pięści,
przyparta do muru przez przyjaciółkę.
- Och, dajcie mi spokój - zawołała w końcu i odbiegła.
- No i co, przystojniaczku? - spytała Jill. - Długo jeszcze
masz zamiar prowadzić tę grę? Jestem za stara, żeby dać się
na to nabrać. Nie wiem, na co czekasz. Czas upłynął, rany się
wygoiły... Ty jesteś mężczyzną, ona kobietą, a między wami
jest dziecko, które oboje kochacie. Radzę ci, nie pozwól jej
odejść, bo będziesz tego żałował.
Zaskoczony słuchał tej przemowy, ale nic nie
odpowiedział. Uśmiechnął się tylko do Jill, odwrócił na pięcie
i poszedł szukać Laury.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]