[ Pobierz całość w formacie PDF ]
facetów od reklamy. Wyglądała na kobietę tuż po czterdziestce, często
śmiejącą się i płaczącą, co pozostawiało na twarzy ślady. Miała jednak
zdolność przekształcania siebie w bardzo subtelny sposób, dzięki czemu jej
twarz zmienna była jak niebo. Początkowo sądziłem, że to kwestia makijażu.
Coraz częściej jednak spaliśmy ze sobą, widywałem ją rano z zaspanymi
oczyma, wieczorem padającą ze zmęczenia i wkrótce zrozumiałem, że
sprawia to siła jej woli.
Dzięki temu kochałem Jacqueline jeszcze mocniej.
Pewnej nocy obudziłem się przy niej. Często spaliśmy na podłodze,
wolała ją od łóżka. Jak mówiła, łóżka przypominały jej o małżeństwie. W
każdym razie tej nocy leżała pod kołdrą na dywanie w moim pokoju, a ja w
zachwycie przyglądałem się jej twarzy.
Jeśli ktoś jest zaangażowany po uszy, widok ukochanej pogrążonej we
śnie może być strasznym doświadczeniem. Może znacie to paraliżujące
wpatrywanie się w cudzą twarz, wyrażającą to, czego nigdy, nigdy nie
poznacie - wnętrze czyjegoś umysłu. Jak powiedziałem, dla zakochanych jest
to zgroza. Wiadomo, że w takich chwilach ich luba istnieje jedynie jako twarz,
osobowość. Dlatego gdy ta twarz jest chroniona maską snu, a osobowość
kryje się we własnym, niedostępnym świecie, czujemy się całkowicie
pozbawieni celu. Jak planeta bez słońca, obracająca się w mroku.
Tak właśnie czułem się tej nocy, patrząc na jej nadzwyczajne rysy. Gdy
przetrawiałem własną bezduszność, jej twarz zaczęła się zmieniać. Na pewno
spała, ale jakie musiała mieć sny! Poruszała ją najskrytsza część duszy, jej
mięśnie, włosy, policzki falowały pod wpływem wewnętrznego rytmu. Wargi
zakwitły, wydymając się w zaślinioną wieżę ze skóry, włosy uniosły się nad
głową, jakby leżała w wodzie, policzki tworzyły bruzdy i wzgórki jak
obrzędowe blizny wojownika; zaczerwienione i pulsujące fragmenty tkanki
nabrzmiewały i przekształcały się według jakiegoś wzoru. Wszystko to było
dla mnie straszne i musiałem zrobić coś, aby to przerwać. Nie obudziła się,
lecz zbliżyła trochę do powierzchni snu, opuszczając głębsze wody, siedlisko
owych mocy.
Znowu miała twarz spokojnie śpiącej kobiety.
Było to decydujące doświadczenie, choć przez kilka następnych dni
próbowałem przekonać siebie, że tego nie widziałem.
Wysiłki nie zdały się na nic. Wiedziałem, że dzieje się z nią coś złego,
a wtedy jeszcze o niczym nie miałem pojęcia. Byłem przekonany, że ma
jakieś kłopoty ze zdrowiem i że lepiej zrobię, sprawdzając jej historię, nim
powiem, co widziałem.
Z perspektywy wydaje się to śmieszną naiwnością. Jak mogłem
myśleć, że nie wiedziała, iż posiada taką moc. Aatwiej mi jednak było
wyobrażać sobie ją jako ofiarę takich potęg niż jako ich panią. Tak mężczyzni
myślą o kobietach; nie tylko ja, Oliver Vassi, o niej, Jacqueline Ess. Nie
możemy uwierzyć, że w ciele kobiet może przebywać jakaś inna moc niż moc
dziecka płci męskiej. %7ładna inna. Tylko mężczyzni mają siły dane im przez
Boga. Tak wmawiają nam nasi ojcowie, idioci jak i my.
W każdym razie skrycie zbierałem informacje o Jacqueline. Miałem
znajomych w Yorku, gdzie mieszkała z Benem i nietrudno mi było poprosić
tam o dane. Minął tydzień, nim do mnie dotarły, bo moja wtyczka musiała
mocno się napracować z policją, by dotrzeć do prawdy. W końcu jednak je
otrzymałem - były złe.
Ben rzeczywiście zmarł. W żadnej jednak mierze nie był to rak. Mój
znajomy otrzymał jedynie niewyrazne dane odnośnie stanu ciała Bena, lecz
wynikało z nich, że zostało dziwnie okaleczone. A główny podejrzany? Moja
ukochana - Jacqueline Ess. Ta sama niewinna kobieta, która u mnie
mieszkała, spała każdej nocy u mego boku.
Powiedziałem jej więc, że coś przede mną ukrywa. Nie wiem, czego
się spodziewałem. Odpowiedzią był pokaz jej mocy. Objawiła ją swobodnie,
bez złośliwości, lecz byłbym głupi, gdybym nie odczytał w nim ostrzeżenia.
Najpierw wyjaśniła mi, jak odkryła swoją wyjątkową władzę nad duchem i
ciałem ludzi. Twierdziła, że znalazłszy się w rozpaczy na krawędzi
samobójstwa, w najgłębszych warstwach swej natury odkryła zdolności, jakich
nigdy dotąd nie znała. Gdy doszła do siebie, moce te wypłynęły na
powierzchnię niczym ryby do światła.
Następnie objawiła mi najdrobniejszą cząstkę tych sił, wyrywając po
jednym włosy z mojej głowy. Tylko kilka, dość, aby ukazać niezwykłe
umiejętności. Czułem, jak wyskakują. Mówiła: "Jeden zza ucha" - i już czułem
mrowienie skóry i zaraz podskakiwałem, gdy palcami woli wyrywała włos.
Potem następny i jeszcze jeden. Było to coś niewiarygodnego. Posługiwała
się tą mocą z wielką sztuką, znajdując i wyciągając włosy z głowy z precyzją
godną podziwu.
Naprawdę siedziałem tam zdrętwiały ze strachu, świadom, że się mną
bawi. Byłem pewny, że prędzej czy pózniej nadejdzie czas, gdy zamknie mi
usta na zawsze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]