[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To już nie był policzek, to był ciężki cios wymierzony w samą podstawę ich kon-
traktu i Tammy z wielką satysfakcją obserwowała, jak arogancka pewność siebie Fle-
tchera znika. Zbladł i w jego oczach pojawił się szok. Zastygłe spojrzenie powiedziało
jej, że błyskotliwy umysł Fletchera zaciął się na tym problemie.
Poszła do pokoju dziecinnego. John spał spokojnie w swoim łóżeczku, nie zdając
sobie sprawy z wojny, która rozpętała się między jego rodzicami. Miał zaledwie cztery
miesiące - za mało, by stwierdzić, czy jest wyjątkowo uzdolniony.
- Niech będzie mój - błagała Tammy w myślach los, który sprawił, że zaszła w
ciążę. - Proszę, niech okaże się mój.
R
L
T
ROZDZIAA TRZYNASTY
Fletcher odsunął się od niej.
Ani słowem nie zareagował na krytykę ich związku. Przez następnych kilka tygo-
dni rozmawiali tylko o sprawach domowych. Mieszkali w tej samej przestrzeni, jedli ra-
zem posiłki, spali w tym samym łóżku, ale Fletcher otoczył się murem nie do przebicia.
Nawet opiekę nad synem dzielili między sobą tak, że każde z nich wykonywało inne
czynności.
Nie zatrudnili niańki. Tammy porzuciła ten pomysł, bo czuła, że żadne z nich nie
zniosłoby obecności jeszcze jednej osoby w ich świecie pełnym napięcia. Fletcher zaj-
mował się Johnem przez trzy dni w tygodniu, gdy ona pracowała, ona zaś wtedy, gdy
Fletcher spotykał się z kolegami w mieszkaniu, które Hans wynajął po drugiej stronie
zatoki. W pozostałe dni obydwoje bardzo pilnowali, by spędzać z synem podobną ilość
czasu. Respektowali zasady rozejmu i odnosili się do siebie z chłodną uprzejmością.
W ten sposób mijały kolejne tygodnie. Tammy bardzo głęboko żałowała, że tak
ostro zareagowała na zachowanie Fletchera. Nie był złym człowiekiem, a słowa, że nie
chce, by ich dziecko okazało się podobne do niego, były paskudnym ciosem poniżej pa-
sa.
Każdego wieczoru, gdy John usnął, Fletcher zamykał się w swoim pokoju. Pozo-
stawiona sama sobie Tammy wiele myślała o tym, co opowiedział jej o swoim życiu i
zastanawiała się, czy jego arogancja jest tylko tarczą ochronną. Gdy była w ciąży, stali
się sobie bliscy i wtedy się przekonała, że Fletcher nie jest pozbawiony uczuć. Teraz
brakowało jej tamtej bliskości. %7łałowała, że nie okazała mu więcej troski i zrozumienia,
że nie zainteresowała się głębiej tym, dlaczego wolał zostawać w domu, gdy ona wy-
chodziła na spotkania towarzyskie. Nie była jednak pewna, czy da się jeszcze odwrócić
to, co wydawało się nieodwracalne.
Jennifer i Adam wrócili z trzytygodniowej podróży poślubnej po Egipcie i Afryce i
przywiezli stertę prezentów dla przyjaciółek oraz nagrania wideo, które Jennifer chciała
im pokazać. Zaproponowała, by zamiast comiesięcznego lunchu w Sydney tym razem
spotkały się na cały weekend w Blue Mountains i by przywiozły ze sobą mężczyzn i
R
L
T
dzieci. Po sobotnim lunchu w domu Adama w Leura wszyscy mogliby zostać na noc w
słynnym hotelu Carrington w Katoombie i mieć niedzielę dla siebie.
Ten pomysł bardzo się wszystkim spodobał.
- Powiedz Fletcherowi, że może się wybrać na wspinaczkę do doliny Jamieson, to
może zechce przyjechać - radziła Jennifer. - Mówiłaś, że wspinaliście się na górę na Lord
Howe.
- Dobrze, ale jeśli mimo wszystko przyjadę sama, nie róbcie z tego wielkiej sprawy
- poprosiła Tammy.
Po raz pierwszy w ciągu wszystkich lat trwania ich przyjazni nie miała ochoty
uczestniczyć w spotkaniu. Wiedziała, że będzie musiała porozmawiać o tym z Fletche-
rem i że ta rozmowa w bolesny sposób przypomni o rozdzwięku między nimi. W końcu
jednak poruszyła ten temat. Wróciła do domu z ośmiogodzinnej zmiany w szpitalu. Fle-
tcher przygotował na kolację doskonałe spaghetti marinara, które szczerze pochwaliła.
- Zbliża się twoje comiesięczne spotkanie - zauważył rzeczowo. - Gdzie się tym
razem umówiłyście?
- Chyba nie pojadę - wymamrotała, wbijając wzrok w kieliszek wina.
- Dlaczego?
Skrzywiła się. Co go to mogło obchodzić?
- Bo Jennifer chce, żebyśmy spotkali się na cały weekend - odrzekła z niechęcią.
- Nie tylko na lunch?
- Nie. - Opowiedziała mu o całym planie, żeby mieć to już z głowy, a potem sku-
piła uwagę na winie.
- I wszyscy zgodzili się przyjechać? - zapytał Fletcher ostrożnie.
Popatrzyła na niego, nie rozumiejąc, czemu mają służyć wszystkie te pytania.
- Tak. Lunch ma być składkowy. Tony przywiezie skrzynkę dobrego wina, Kirsty i
Paul sery z King Island, Hanna i Grant świeże krewetki z Terrigal, Celine i Andrew zro-
bią sałatki, a Adam i Jennifer przygotują mięso na grilla.
- A my co mamy przygotować?
- My? - W sercu Tammy błysnęła szalona nadzieja.
R
L
T
Patrzyła na Fletchera, szukając w jego oczach kpiny, ale dostrzegła tylko determi-
nację.
- Zdaje się, że na tej liście nie było żadnych słodyczy - zauważył. - Najlepsze chy-
ba byłoby coś lekkiego i z owocami. Może gruszki w karmelu albo pomarańcze i kiwi
nasączone cointreau.
Tammy została zobowiązana do przywiezienia pieczywa i zamierzała po prostu
zamówić dostawę w piekarni, ale skoro Fletcher naprawdę chciał coś przygotować i po-
jechać razem z nią, wolała o tym nie wspominać. Jeśli przygotowanie jedzenia miało mu
ułatwić zbliżenie się do jej przyjaciół, to w żadnym razie nie chciała go do tego zniechę-
cać.
- Jak myślisz, na co mieliby największą ochotę? - zastanawiał się.
- Na ciebie, Fletcher - wypaliła. - Najchętniej powitaliby tam ciebie.
- O, bardzo wątpię - odrzekł drwiąco. - Przypuszczam, że wszyscy bardzo by
chcieli przyciąć mnie do swojej miary.
- Nie, jeśli poświęcisz im trochę uwagi. Zapytaj Adama o jego książki, porozma-
wiaj z Paulem i Andrew o rynkach finansowych. Lubisz wino, Tony może ci doradzić,
które roczniki są najlepsze. Grant lubi sporty, możesz z nim porozmawiać o nurkowaniu
czy wspinaczce. Chodzi tylko o to, żebyś poruszał się po obszarach, na których oni czują
się swobodnie. Jeśli pokażesz, że dobrze się czujesz w ich towarzystwie, to oni będą się
dobrze czuli w twoim. To mili ludzie, Fletcher, daj im tylko szansę.
Skinął głową z nieprzeniknionym błyskiem w oczach.
- Zadzwoń do Jennifer i powiedz jej, że obydwoje przyjedziemy. - Podniósł się z
krzesła i dodał: - Idę przejrzeć przepisy na słodycze w Internecie. Muszę poszukać cze-
goś specjalnego. To będzie nasz wkład w przyjęcie.
- Dziękuję - westchnęła, drżąc z podniecenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]