[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Indie... Nie, nie sądzę. To musiało być gdzie indziej. Może Egipt. Teraz uświadamiam sobie,
22
Fr. To nie wypada
100
że musieli być w służbie dyplomatycznej. Kiedyś mieszkali w Szwecji, a potem gdzieś na
Bermudach albo w Indiach Zachodnich. Chyba był tam gubernatorem. Ale takie szczegóły
zwykle wylatują z pamięci. Molly bardzo podobał się nauczyciel muzyki, co przynosiło
korzyści nam obu i było o wiele mniej kłopotliwe od współczesnych sympatii. Po prostu
uwielbiałyśmy... tęskniłyśmy za dniem następnej lekcji. Nauczyciele, to wiem na pewno,
pozostawali zupełnie obojętni. Ale śnili się nam po nocach. Pamiętam jedno cudowne
marzenie: opiekowalam się moim ukochanym monsieur Adolphe'em, który miał cholerę, i
oddałam, o ile pamiętam, własną krew, by uratować mu życie. Ależ się czasem głupieje. A
jeszcze wszystkie te rzeczy, które zamierza się zrobić! W swoim czasie byłam zdecydowana
zostać zakonnicą, a pózniej myślałam, żeby zostać pielęgniarką w szpitalu. Cóż,
prawdopodobnie za chwilę zjawi się pani Burton-Cox. Ciekawe, jak zareaguje na pański
widok?
Poirot spojrzał na swój zegarek.
- Wkrótce się przekonamy.
- Czy powinniśmy wcześniej jeszcze coś omówić?
- W kilku sprawach moglibyśmy porównać nasze notatki. Jak wspomniałem, ze dwie
kwestie mogłyby pomóc śledztwu. Dla pani będzie to poszukiwanie słoni, dobrze? A dla mnie
próba zastąpienia słonia.
- Co też pan wygaduje! - wykrzyknęła pani Oliver.
- Mówiłam przecież, że już skończyłam ze słoniami.
- Ale - zaoponował Poirot - być może słonie nie skończyły jeszcze z panią.
Dzwonek do drzwi rozległ się po raz drugi. Poirot i pani Oliver spojrzeli na siebie.
- Cóż - powiedziała pani Oliver - zaczynamy.
Ponownie wyszła z pokoju. Poirot słyszał głosy postania i po chwili pani Oliver
wróciła, wiodąc za sobą raczej masywną postać.
- Ma pani zachwycające mieszkanie - mówiła pani Burton-Cox. - Jak miło, że
poświęciła pani swój czas, jakże na pewno cenny, i zaprosiła mnie. - Jej wzrok powędrował
szybko w bok, wprost na Herkulesa Poirota. Przez jej twarz przebiegł ledwie widoczny
grymas zduszenia. Przez chwilę wiodła wzrokiem od detektywa do dziecięcego pianina
stojącego przy oknie. Pani Oliver pomyślała, że najprawdopodobniej pani Burton-Cox uważa
Herkulesa Poirota za stroiciela. Pospieszyła, by rozwiać to złudzenie.
- Chcę przedstawić pani - powiedziała - pana Herkulesa Poirota.
23
fr. Pensja dla dziecząt
101
Poirot podszedł do niej i skłonił się nad wyciągniętą do niego dłonią.
- Myślę, że pan Poirot jest jedyną osobą, która może pomóc w pani sprawie. Wie pani.
Przedwczoraj pytała mnie pani o moją chrzestną córkę Celię Ravenscroft.
- A tak. Jak miło, że pani pamiętała. Mam wielką nadzieję, że poda mi pani trochę
więcej informacji o tym, co się naprawdę stało.
- Obawiam się, że niezbyt mi się to udało - przymała pani Oliver. - Dlatego też
poprosiłam, by pan Poirot zechciał spotkać się z panią. Jest wspaniały, jeśli chodzi o
informacje na temat wszystkiego. Wspiął się na sam szczyt w swoim fachu. Nawet nie
powiem pani, ilu moim przyjaciołom pomógł i jak wiele... tajemnic, powiedzmy, rozwikłał. A
ta sprawa była takim tragicznym wypadkiem.
- Tak, istotnie - przyznała pani Burton-Cox. Jej oczy wciąż wyrażały zwątpienie. Pani
Oliver wskazała jej krzesło i zapytała:
- Czego się pani napije? Szklaneczkę sherry? Oczywiście za pózno już na herbatę. A
może woli pani jakiś koktajl?
- Raczej sherry. Jest pani bardzo uprzejma.
- Monsieur Poirot?
- Dla mnie to samo.
Ariadna Oliver nie mogła opanować wdzięczności, że nic poprosił o sirop dc cassis
albo któryś ze swoich ulubionych napojów owocowych. Wyjęła kieliszki i karafkę.
- Przedstawiłam już panu Poirotowi ogólny zarys śledztwa, jakie chce pani podjąć.
- A tak - odrzekła pani Burton-Cox.
Wyglądała na zagubioną i nie miała tej pewności siebie, która najprawdopodobniej
była zwykłym jej stanem.
- Taka trudna jest ta dzisiejsza młodzież - zwróciła się do Poirota. - Młodzi ludzie.
Mój syn, taki kochany chłopiec, mieliśmy takie nadzieje na jego przyszłość. A jeszcze ta
dziewczyna, bardzo czarująca oczywiście, jest, jak to pewnie pani Oliver powiedziała panu,
jej chrzestną córką, i... cóż, oczywiście nigdy nie wie się na pewno. To znaczy te przyjaznie
pojawiają się nagle i często nie trwają długo. Dawniej mówiliśmy na to szczenięca miłość .
Wie pan, lata temu. Bardzo ważne jest znać przynajmniej korzenie rodziny. Oczywiście
wiem, że Celia pochodzi ze świetnego rodu i tak dalej, no ale przecież doszło do tej tragedii.
Wspólne samobójstwo, jak sądzę, tyle że nikt nie potrafił wyjaśnić mi, co wiodło do niego
czy co do niego doprowadziło. Nie mam właściwie przyjaciół, którzy przyjazniliby się z
Ravenscroftami, tak więc trudno mi dochodzić do jakichś wniosków. Wiem, że Celia jest
czarującym stworzeniem, oczywiście; ale wolałabym wiedzieć więcej, dużo więcej.
102
- Od mojej przyjaciółki pani Oliver wiem, że pragnęła się pani dowiedzieć czegoś
szczególnego. W rzeczywistości chciała pani...
- Powiedziała pani, że chce odkryć - przerwała mu bezwzględnie Ariadna Oliver - czy
ojciec Celii zabił najpierw jej matkę, a potem siebie, czy też matka Celii zastrzeliła jej ojca i
pózniej siebie.
- Mam wrażenie, że ta różnica jest ważna - wyjaśniła pani Burton-Cox. - Tak, jestem
absolutnie pewna, że ta różnica jest ważna.
- Niezwykle ciekawy punkt widzenia - stwierdził Poirot.
Ton jego głosu nie brzmiał zachęcająco.
- Och, mówię o emocjonalnym podłożu, o emocjonalnych wydarzeniach, które do
tego doprowadziły. Musi pan przyznać, że w małżeństwie trzeba myśleć o dziejach. Także o
dzieciach, które mają się narodzić. Mówię o dziedziczności. Obecnie uświadamiamy już
sobie, że geny odgrywają większą rolę niż wpływ otoczenia. To one formują charakter i rodzą
poważne ryzyko, które nie zawsze chce się podjąć.
- Zgoda - przyznał Poirot. - Ludzie podejmujący ryzyko muszą zadecydować.
Mówimy o pani synu i młodej damie. Wybór należy do nich.
- Och, wiem, oczywiście że wiem. Nie jest to mój wybór. Rodzicom nigdy nie wolno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]