[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kilgour przyszedł kilka godzin wcześniej, aby sprawdzić park oraz pobliskie budynki. Co
ciekawe, okoliczni mieszkańcy jak jeden mąż uwielbiali telewizję. Wszyscy mieli na dachach nowe
anteny satelitarne.
Potem Alex wynajął miejscowego alkoholika. Kupił mu dwie butelki taniego sikacza i obiecał
następne dwie, jeśli gość wypije je na ławce w parku.
Na koniec wpełzł po ślizgacz i czekał.
Godzinę przed umówionym spotkaniem na przyległych uliczkach zaparkowało kilka
pojazdów. Nie miały anten ani innych dodatków, ale za to dysponowały potężnymi generatorami
McLeana.
Właśnie.
Kilgour chciał poczekać, aż urzędnik się pojawi, i odebrać listę w chwili, gdy wszystkie asy
kontrwywiadu rzucą się na bogu ducha winnego pijaczka.
Ale wyszło inaczej i zupełnie nieefektownie. Ostatecznie Kilgour dosłownie wyśliznął się
spod pojazdu i cichcem zniknął za rogiem.
- Dobra robota, chłopaki, ale gdzie wam do Oskara - mruknął pod nosem zasłyszane kiedyś
stwierdzenie i zastanawiając się, kim właściwie był ów Oskar (albo Oscar, może Egon), ruszył do
klubu  K ton . Chyba mają tam jakąś pralnię.
Kapitan Lo Prek trafił przed oblicze lorda Wichmana dopiero przy trzeciej próbie.
Za pierwszym razem potężnie wystraszył dostojnika. Gdy adiutant lorda przekazał swemu
panu, że pewien oficer wywiadu prosi o audiencję, Wichman zbladł. Chociaż wręcz karykaturalnie
uczciwy, słyszał różne rzeczy o wywiadzie i w większość z nich wierzył. A mawiano, że te typy na
żądanie potrafią oskarżyć nawet własną matkę i kości zmusić do zeznań.
Jednak skoro kapitan najpierw wystosował list z prośbą o spotkanie, to zapewne nie
reprezentował wywiadu.
Petycję odrzucono.
Otrzymawszy drugie podanie, Wichman kazał sekretarzowi sprawdzić akta natręta.
Z danych wynikało, że Lo Prek jest zdolnym i szanowanym oficerem. Ale to za mało, by
marnować czas na rozmowę ze szpiegiem.
Za trzecim razem kapitanowi dopisało szczęście. Wichman nudził się akurat i nie miał ochoty
przeglądać raportów przemysłowych. I tak meldowały o samych trudnościach, chwilowych
oczywiście.
Lo Prek, choć monotematyczny maniak, wiedział, jak przedstawić swoją sprawę.
Wichman słuchał go z rosnącym zainteresowaniem.
Kapitan był przekonany, że pewien człowiek, niegdyś jeniec w obozie Pasteura szwendał się
po Heath. Już wcześniej popełnił wiele wykroczeń kryminalnych. A nawet gorzej.
Cóż, prawdopodobne...
A obecnie, tenże Sten szalał w podziemiu przestępczym. I znów uderzy. Już teraz Lo Prek
mógł powiązać z jego osobą wiele aktów sabotażu, przypadków szpiegostwa i ogólne podkręcanie
antywojennych nastrój ów.
Wichman przejrzał dostarczoną przez kapitana dyskietkę. Oficer zgromadził naprawdę sporo
danych, a wszystko nieoficjalnymi kanałami.
Niesamowite i fascynujące.
Wichman podjął decyzję. Lo Prek działa pod wpływem obsesji, bo ten imperialny zbrodniarz,
najpewniej albo nigdy nie istniał, albo od dawna gnije w jakimś rowie. Ale dobrze jest mieć pod
ręką osobę tak skłonną do poświęceń i dociekliwą. Kto wie, co jeszcze ten maniak znajdzie i na co
się może przydać. Imperator (przeklęty do n-tej potęgi) obstawiał się podobnymi ludzmi i niezle na
tym wychodził.
Wichman spojrzał na ekran, po czym uśmiechnął się do gościa.
- Myślę, że mam dla pana zajęcie, kapitanie.
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Niszczyciele admirała Masona uderzyły na planetę jednocześnie. Celem ataku był ojczysty
świat Tahnijczyków, czyli Heath. Nosy statków błyskawicznie rogrzały się od tarcia
atmosferycznego. Dopiero wtedy armia poczuła się zaalarmowana.
Obrona powietrzna od lat ćwiczyła głównie parady i polerowanie baterii, przez co niewiele
pamiętała z ostrego strzelania. Najpierw stracono sporo minut, szukając oficerów znających kody
uzbrajania pocisków.
Członkowie obrony cywilnej rzucili się do szuflad i komódek w poszukiwaniu opasek oraz
stalowych hełmów. Potem zaczęli kartkować instrukcje, by się dowiedzieć, jakie właściwie
powinni wypełniać obowiązki.
Tysiące kanałów radia i telewizji przerwało audycje, aby nadać grzmiący sygnał alarmu
inwazyjnego. Robotnicy w panice pobiegli do schronów. Tych samych, z których od lat żartowali i
na które klęli, gdy policjant wlepiał mandat za brak subordynacji podczas ćwiczebnych alarmów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl