[ Pobierz całość w formacie PDF ]
temat podświadomości! Phi!
- Nie wierzysz w nie?
- Wierzę, rzecz jasna. Tylko że ci faceci posuwają się za daleko. Nieświadome "pragnienie śmierci"
i tak dalej - coś w tym jest, naturalnie, ale bynajmniej nie tak wiele, jak im się wydaje.
- Istnieje jednak coś takiego - upierałem się.
- Lepiej kup sobie książkę z dziedziny psychologii i przeczytaj o tym sam.
- Thyrza Grey utrzymuje, że wie wszystko, co trzeba.
- Thyrza Grey! - prychnął. - Co może wiedzieć o psychologu niedowarzona stara panna z prowincji?
- Powiada, że wie dużo.
- Jak już poprzednio stwierdziłem, brednie!
- To zawsze ludzie mówią o wszelkich odkryciach, które nie zgadzają się z uznanymi poglądami.
%7łaby wykręcają sobie nogi na ogrodzeniach...
Przerwał mi.
- Połknąłeś wszystko, haczyk, linkę i ciężarek?
- Wcale nie - odparłem. - Chciałem się tylko dowiedzieć, czy istnieje jakaś podstawa naukowa dla
tej historii.
Corrigan parsknął.
- Podstawa naukowa, u licha!
- W porządku. Po prostu chciałem wiedzieć.
- Zaraz powiesz, że ona jest kobietą ze szkatułką.
- Jaką kobietą ze szkatułką?
- To jedna z szalonych historii, które pojawiają się od czasu do czasu - przez Nostradamusa do Matki
Shipton. Niektórzy ludzie połkną wszystko.
- Mógłbyś mi wreszcie powiedzieć, jak daleko posunęliście się z tą listą nazwisk.
- Chłopcy pracowali ciężko, ale takie sprawy zajmują masę czasu i wymagają mnóstwa rutynowych
czynności. Nazwiska bez adresów i imion nie są łatwe do wytropienia czy identyfikacji.
- Popatrzmy na to pod innym kątem. Chciałbym założyć się z tobą o pewną rzecz. W ciągu bardzo
krótkiego okresu, powiedzmy roku do półtora, każde z nazwisk tych ludzi pojawiło się na
świadectwie zgonu. Mam rację?
Popatrzył na mnie dziwnie.
- Masz rację, choć nie wiem, do czego zmierzasz.
- Jest coś, co łączy ich wszystkich - śmierć.
- Tak, ale to nie musi znaczyć tak wiele, jak się wydaje. Zdajesz sobie sprawę, ilu ludzi na Wyspach
Brytyjskich umiera każdego dnia? A niektóre z tych nazwisk są zupełnie pospolite, co nie pomaga w
poszukiwaniach.
- Delafontaine - powiedziałem. - Mary Delafontaine. To nie jest popularne nazwisko, prawda? O ile
wiem, pogrzeb odbył się w zeszły wtorek.
Rzucił mi szybkie spojrzenie.
- Skąd o tym wiesz? Pewnie przeczytałeś w gazecie.
- Usłyszałem od jej przyjaciółki.
- W tej śmierci nie ma nic niejasnego. To mogę ci powiedzieć. W rzeczywistości policja nie wykryła
nic wątpliwego w żadnym z tych zgonów. Gdyby to były "wypadki", to mogłoby być podejrzane. Były
to jednak zupełnie zwyczajne zgony. Zapalenie płuc, wylew, guz mózgu, kamica żółciowa, jeden
przypadek choroby Heine-Medina - nic tajemniczego.
Skinąłem głową.
- Nie wypadki. Nie otrucia. Po prostu zwyczajne choroby, prowadzące do śmierci. Właśnie to, co
twierdzi Thyrza.
- Czy naprawdę sugerujesz, że ta kobieta potrafi spowodować, że ktoś, kogo nigdy nie widziała na
oczy, oddalony o setki mil, może złapać zapalenie płuc i umrzeć na nie?
- Nie sugeruję nic podobnego. Ona to robiła. Uważam rzecz za fantastyczną i chciałbym uznać ją za
niemożliwą. Są jednak pewne dziwne czynniki. Jest przypadkowa uwaga o Bladym Koniu w związku
z możliwością usunięcia niepożądanej osoby. Istnieje miejsce nazywane Blady Koń, a kobieta tam
mieszkająca chełpi się właściwie możliwością takiej operacji. W sąsiedztwie żyje mężczyzna, który
został bardzo stanowczo rozpoznany jako człowiek idący za ojcem Gormanem tego wieczoru, kiedy
ten został wezwany do umierającej kobiety, która - jak słyszano - mówiła o "wielkiej
niegodziwości". Dosyć dużo zbiegów okoliczności, nie sądzisz?
- Tym mężczyzną nie mógł być Venables, ponieważ według ciebie jest od lat sparaliżowany.
- Czy jest możliwe - z medycznego punktu widzenia - aby paraliż był oszustwem?
- Oczywiście nie. Kończyny uległyby atrofii.
- To z pewnością rozwiązuje tę kwestię - przyznałem. Westchnąłem. - Szkoda. Jeżeli tam działa jakaś
- zupełnie nie wiem, jak to nazwać - jakaś organizacja, która specjalizuje się w "humanitarnych
likwidacjach", Venables ma rozum, który pozwoliłby mu na prowadzenie tego. Przedmioty, które
posiada w domu, przedstawiają ogromną wartość pieniężną. W jaki sposób doszedł do tych
pieniędzy? - Przerwałem i po chwili podjąłem: - Wszyscy ci ludzie, którzy zmarli spokojnie w
swoich łóżkach w taki czy inny sposób... czy był ktoś, kto skorzystał na ich śmierci?
- Ktoś zawsze odnosi korzyść ze zgonu, w większym lub mniejszym stopniu. Nie występują tam
szczególnie podejrzane okoliczności, jeśli to masz na myśli.
- Niezupełnie.
- Lady Hesketh-Dubois, jak przypuszczalnie wiesz, zostawiła około pięćdziesięciu tysięcy funtów
netto. Dziedziczą siostrzenica i siostrzeniec. Siostrzeniec mieszka w Kanadzie. Siostrzenica jest
zamężna i mieszka na północy Anglii. Oboje mogli popełnić morderstwo dla takich pieniędzy. Ojciec
Thomasiny Tuckerton zostawił jej bardzo duży majątek. Zmarła przed osiągnięciem pełnoletności,
pieniądze wracają do jej macochy, która wydaje się osobą nieskazitelną. Potem twoja pani
Delafontaine - pieniądze zostawiła kuzynce...
- Ach tak. A ta kuzynka?
- W Kenii, z mężem.
- Wspaniale się składa, że wszyscy są nieobecni. Corrigan popatrzył na mnie z irytacją.
- Z trzech Sandfordów, którzy strzelili w kalendarz, jeden zostawił znacznie młodszą żonę, która dość
szybko wyszła za mąż. Zmarły Sandford był wyznania rzymskokatolickiego i nie mógł jej dać
rozwodu. Facet nazwiskiem Sidney Harmondsworth, który zmarł wskutek wylewu krwi do mózgu,
był podejrzewany przez Yard o pomnożenie swego majątku przez dyskretny szantaż. Kilku ludzi na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]