[ Pobierz całość w formacie PDF ]

normalną pracę w swoim biurze. I zapomni o Jane. Tak, z pewnością uda mu się
zapomnieć.
W ciągu następnego tygodnia Jane zaprzyjazniła się jeszcze bardziej z
Cherry. Obie stały się niemal nierozłączne. Najczęściej można je było zobaczyć
przy koniach. Cherry doskonaliła swoją technikę jazdy, a Jane udzielała jej
ko¬lejnych rad. Jednak te rady nie byÅ‚y już tak potrzebne jak poprzednio. Córka
Todda nareszcie przełamała wewnętrzne opory i zaczęła jezdzić śmielej i
sprawniej. Jane widziała, że jej uczennica jest na właściwej drodze, i była
dumna z tego powodu.
Todd tymczasem czuł się coraz gorzej w swojej nowej pracy.
Prowadzenie rachunków i nadzorowanie remontu było łatwe. Jednak
wystarczyło, żeby na horyzoncie pojawiła się Jane, a już zapominał, co miał
zrobić, i cały jego spokój diabli brali. Nie mógł się skoncentrować, nie potrafił
liczyć, nie nadawał się do niczego. W głowie mu się nie chciało pomieścić, że to
wszystko z powodu jednej kobiety. Dlatego kiedy ponownie przybyła Micki
Lane, z którą miał omawiać dalsze szczegóły kontraktu, postanowił wybić klin
klinem i nie licząc się z konsekwencjami, zaprosił ją na tańce.
Tańce w Jacobsville odbywały się raz w miesiącu i były doskonałą okazją
do nawiązywania towarzyskich kontaktów. Poznawało się na nich nowe osoby z
miasteczka i omawiało ważne wydarzenia, takie jak spęd krów czy epidemię
biegunki u Turnerów. Jane bywała na nich często przed wypadkiem. Mogła
pójść i teraz, traktując je jako pretekst do spotkania ze znajomymi, ale widok
tańczących par i sama nazwa "tańce" działały na nią przygnębiająco. Kiedy
Cherry wspomniała przy jakiejś okazji, że Todd wybiera się na tańce z tą
"czarnulą od spodni", Jane poczuła ukłucie zazdrości. Lubiła Micki, ale trudno
ją sobie było wyobrazić z Toddem. Starała się nie przejmować, myśląc, że skoro
nie może być z ojcem, to znajdzie pociechę w towarzystwie jego córki.
Jednak ostatecznie i to się nie powiodło. Cherry przyjęła spóznione
zaproszenie matki do Victorii i zamiast zostać w sobotę i niedzielę na ranczu,
wyjechała rano autobusem. Trudno było mieć o to do niej pretensje. Na ranczu,
poza jazdą konną, nie mogła przecież liczyć na żadne rozrywki. Jednak kiedy
Ttm i Meg oznajmili, że też wyjeżdżają, Jane poczuła się absolutnie pognębiona.
Wszyscy ją opuścili.
Na nikim nie mogła polegać. Musiała teraz trwać jak żeglarz przy sterze i
nie dać po sobie znać, że jest jej przykro.
Todd zbierał się właśnie do wyjazdu, kiedy nagle wydało mu się, że Jane
jest bledsza niż zwykle.
- Nie przeszkadza ci to, że jadę do miasteczka? - spytał. - Zostaniesz tutaj
całkiem sama.
Jane wyprężyła dumnie pierś.
- Jestem do tego przyzwyczajona - powiedziała z godnością. - Tim i Meg
lubią odwiedzać kuzynów. Wyjeżdżają przynajmniej raz w miesiącu.
Jednak Todd wyglądał na zakłopotanego. Wcale nie podobało mu się to,
że Jane ma zostać sama w tak wielkim domu.
- To małe i bezpieczne miasteczko - tłumaczyła mu. - Z pewnością nikt na
mnie nie napadnie. Poza tym mam strzelbę. - Wskazała przedpotopowy
przedmiot wiszący na ścianie.
- To może powiesz mi, gdzie są naboje do tego cudu techniki? - spytał
złośliwie.
Jane westchnęła ciężko.
- Znajdę je, jeśli będą mi potrzebne.
- Bardzo dobrze! - ucieszył się Todd. - Mam nadzieję, że złodziej będzie
na tyle uprzejmy, że poczeka. A może jeszcze pomoże ci w poszukiwaniach.
- Nie musisz silić się na te złośliwości - odparowała. - Mam prawie
dwadzieścia sześć lat i potrafię sobie poradzić. Idz już i zajmij się swoimi
sprawami. Mam ochotę na odrobinę samotności i dobrą książkę.
Todd wahał się jeszcze przez chwilę.
- Co to za książka? - spytał podejrzliwie.
Jane wzruszyła ramionami, ale on wypatrzył już czerwony grzbiet i
barwnÄ… obwolutÄ™.
- "Bitwa o Alamo: fakty i hipotezy" - przeczytał. - Co to za dziwactwo?
- Po prostu lubię książki historyczne - odparła. - Nie widzę w tym nic
dziwnego.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Todd starał się zmusić ją, żeby
spuściła oczy, ale ona patrzyła na niego dumnie.
- Poczytałabyś lepiej coś o miłości. Tak jak wszystkie normalne
dziewczyny - rzucił.
- Jeśli będę miała ochotę na romans, to nie muszę zaglądać do książek.
Todd chrzÄ…knÄ…Å‚.
- Pochlebiasz mi - powiedział prowokacyjnie.
- Tobie? Skąd ci to przyszło do głowy?! Wcale nie ciebie miałam na
myśli!
- NaprawdÄ™?
Pochylił się nad nią i musnął dłonią koniuszki jej włosów. Odsunęła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl