[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wolałbym, aby pan wziął też coś do zatkania tego Jej nochala.
- Daj spokój, staruszku - mruknął Martinho. Yierho podprowadził tarczę bliżej i
nachylił się by spojrzeć pod spowodowanym przez kwas zmętnieniem. Gigantyczna
poczwarka pluskwiaka zakołysała się na boki, odwróciła i pognała w prawo, wzdłuż brzegu
fontanny. Nagle zakręciła się wokół swej osi, wyrzucając ku nim strumień kwasu. Płyn
zamigotał w świetle reflektorów jak sznur klejnotów. Yierho ledwie zdążył zakręcić tarczą,
by sprostać temu atakowi.
- Na krew dziesięciu tysięcy świętych - westchnął Yierho. - Nie podoba mi się robota
tak blisko tego stwora, szefie. Nigdy nie walczyliśmy z bykami.
- To nie byk, bracie. Nie ma rogów.
- Myślę, że wolałbym rogi.
- Za dużo gadamy - syknął Martinho. - Podjedz bliżej!
Yierho ruszył tarczą do przodu i zatrzymał się zaledwie dwa metry od poczwarki. -
Strzelaj Szefie- syknął nerwowo.
- Mam tylko jeden strzał - powiedział Martinho. - Nie wolno mi uszkodzić tego okazu.
Doktor życzy sobie mieć go w całości.
I ja również - pomyślał.
Poruszył rozpylaczem w stronę stworzenia, które w tym momencie zeskoczyło na
trawnik, po czym znowu wdrapało się na brzeg fontanny. Z tłumu dobiegł czyjś krzyk.
Martinho i Yierho przykucnęli, czekając i patrząc, jak ich ofiara tańczy w przód i w
tył.
- Dlaczego nawet na sekundę nie stanie nieruchomo? - zapytał Martinho
- Szefie, jeżeli wlezie pod tarczę, jesteśmy ugotowani. Na co pan czeka? Wal pan do
niej.
- Muszę mieć pewność - odparł Martinho.
Zakołysał rozpylaczem zgodnie z ruchami tańczącego owada. Ten za każdym razem
znikał z pola widzenia, przesuwając się coraz dalej w prawo. Nagle odwrócił się i pomknął na
przeciwną stronę fontanny. Oddzielała ich teraz od siebie cała kurtyna wody, ale reflektory
śledziły odwrót stwora i wciąż trzymały go w swoim świetle.
26
Martinho doznał dziwnego podejrzenia, że to coś starało się wmanewrować ich w
jakąś specjalną pozycję. Podniósł osłonę twarzy i otarł czoło. Pocił się obficie. To była gorąca
noc, a tu, przy fontannie w powietrzu wisiała mgła i gorzki zapach kwasu.
- Myślę, że mamy kłopot - stwierdził Yierho. - Jeżeli to draństwo będzie trzymało się
ciągle przeciwnej strony fontanny, to jak je złapiemy?
- Daj spokój - odrzekł Martinho. - Jeżeli zostanie naprzeciw nas, wyślę drugą ekipę.
Nie może wykiwać obu naraz.
Yierho zaczął jechać dookoła fontanny
- Wciąż sądzę, że powinniśmy użyć ciężarówki - powiedział.
- Za duża i niezgrabna - uciął Martinho. - Poza tym myślę, że ciężarówka mogłaby to
wystraszyć tak bardzo, że spróbowałby przedrzeć się przez tłum. Teraz może czuć, że ma
szansę z nami wygrać.
- Ja czuję to samo, szefie.
Gigantyczna poczwarka rzuciła się ku nim, zatrzymała i popełzła z powrotem. Jej
ryjek, czy też nos był wciąż wycelowany w tarczę. Ze względu na ścianę wody Martinho nie
był pewny swego strzału.
- Mamy wiatr od tyłu - oznajmił Yierho.
- Wiem. Miejmy nadzieję, że ten stwór nie wykombinuje, że może splunąć nad
naszymi głowami. Wiatr rzuciłby nam kwas na plecy.
Poczwarka pluskwiaka wycofała się w cień rzucany przez górną nadbudowę fontanny
i przystanęła kołysząc się w przód i w tył.
- Szefie, to coś nie zamierza tam długo zostać. Czuję to.
- Potrzymaj tak tarczę przez chwilę - powiedział Martinho. -- Myślę, że masz rację.
Powinniśmy oczyścić plac. Jakby to wpadło w tłum, byliby ranni.
- Prawdę mówisz, szefie.
- Yierho, wez latarkę. Spróbuj ją oślepić. Wyjdę zza tarczy w prawo i spróbuję strzału
z ręki.
- Szefie!
- Masz lepszy pomysł?
- Przynajmniej pozwól mi cofnąć tarczę dalej na tra\vnik. Nie będzie pan tak blisko,
jeżeli...
Będąc wciąż w cieniu larwa zeskoczyła z brzegu fontanny na trawnik. Yierho
poderwał latarkę, skąpał stworzenie w błękitnobiałym blasku.
- Szefie strzelaj!
27
Martinho zatoczył wylotem rozpylacza krótki łuk składając się do strzału. Szczelina w
tarczy przeszkodziła mu w wykonaniu tego ruchu do końca. Zaklął, wyciągnął dłoń do
dzwigni sterowania, lecz zanim zdołał obrócić tarczę, za poczwarką coś się poruszyło. Połać
trawnika wielkości ulicznego włazu uniosła się w górę jak klapa. Z otworu wyłonił się czarny
kształt przypominający głowę o trzech rogach i wydał z siebie skrzekliwy zew.
Poczwarką skoczyła ku przybyszowi i zniknęła w otworze.
Tłum zawył z gniewu, strachu i dzikiego podniecenia. Ten krzyk wypełnił cały plac.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]