[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie w pełni zasłużyłam.
- Mimo to pana Fitzalana nie można rozgrzeszać.
- Ja go nie rozgrzeszam... w każdym razie nie całkowicie. Emma westchnęła i popatrzyła ze
współczuciem na bladą,melancholijną twarz przyjaciółki.
- Kochasz go bardzo, prawda, Eve?
- Tak... - Azy napłynęły jej do oczu. - Aż do dzisiejszego dnia nie zdawałam sobie sprawy, jak
bardzo. Zakochałam się w nim, ale w swojej głupocie zapomniałam, że jego tak naprawdę
interesuje Kopalnia Atwoodzką. Zrobiłam głupio, dając się ponieść uczuciom i marząc o
rzeczach, które są całkiem nierealne.
Na wieść, że Eve ma jechać z babką do Cumbrii, Gerald nie potrafił ukryć radości. Gdy Eve
pożegnała się już ze służbą, z której większość zostawała w Burntwood Hall, zdołał tuż przed
wyjazdem dopaść ją na osobności.
- A zatem ogarnął cię strach, Eve? - zakpił okrutnie.
- Nie przed tobą, Geraldzie.
- Tak czy siak, jestem zadowolony, że wzięłaś pod uwagę moje ostrzeżenie... Czy mam
rozumieć, że nie wyjdziesz za naszego znamienitego sąsiada?
Eve zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem i postanowiła nie ujawniać mu swojej decyzji.
Niech się domyśla, niech spekuluje, niech się niepokoi.
- Nie bądz taki pewny siebie, Geraldzie. Jadę do Cumbrii, ale tylko na krótko. Nie zapominaj, że
na ślub z panem Fitzalanem mam aż pięć miesięcy.
Po tych słowach ruszyła w drogę. Opuściła dwór Burntwood Hall, nie mając pojęcia, czy jeszcze
tu kiedyś wróci.
Podczas podróży, gdy zapomniała już trochę o Geraldzie i jego grozbach, jej nastrój poprawił się
nieco, jednak wszelka myśl o Marcusie wywoływała w niej ból i dziwne odrętwienie.
Opuszczała Burntwood Hall i Atwood z wielkim żalem, ale najbardziej cierpiała na myśl, że
może już nigdy nie zobaczy Marcusa. Wiedziała bowiem, że człowiek o tak nieustępliwym
charakterze jak on nigdy jej nie wybaczy tego, jak go potraktowała. Nie było więc między nimi
nadziei na zgodę i na to, że wzajemnie zapomną sobie przewiny.
Na drugi dzień po wyjezdzie Eve i lady Pemberton do Cumbrii Emma udała się do Brooklands,
postanowiła bowiem zobaczyć się z Marcusem. Kierowała się niewyjaśnionym impulsem, bo
właściwie nie miała dla niego współczucia i uważała za człowieka twardego, zgryzliwego i bez-
litosnego. Intuicja podpowiadała jej jednak, że musi coś zrobić, żeby pomóc Eve.
Nie znała zbyt dobrze Marcusa Fitzalana, dotąd rozmawiała z nim tylko kilka razy. Był tak
męski, tak bardzo emanował siłą i witalnością, że czuła się w jego towarzystwie onieśmielona.
Zjawiwszy się w jego domu w Brooklands, usiłowała przypomnieć go sobie takim, jakim
widziała go podczas pikniku. Wtedy bowiem, gdy bawił się z dziećmi, nie wydawał jej się taki
straszny. Wspomnienie to trochę pomogło, bo uspokoiła się nieco i nabrała pewności siebie.
Upłynęły zaledwie dwa dni od rozmowy Marcusa z Eve w Burntwood Hall. Marcus czuł się tak
rozczarowany, że z trudem udawało mu się odzyskać dumę i pozbierać myśli. Zachowanie Eve
wprawiło go w wielki gniew i pomieszanie. Pragnął wyjaśnień. Pragnął wrócić do niej i błagać,
by zmieniła decyzję. Nie pozwalała mu jednak na to męska duma.
Zaraz po powrocie, niby szaleniec, rzucił się w wir pracy. Próbował w ten sposób stłumić
frustrację i gniew, które brały się z tego, że na samą myśl o Eve serce łomotało mu jak
zadurzonemu młokosowi. Nocą, po dniu wytężonej pracy, powracał okropny ból. Marcus
rozpaczał z powodu odrzucenia, a jeszcze większą rozpacz czuł, gdy się zastanawiał, jak będzie
wyglądała jego przyszłość bez Eve.
Rozmyślał o niej długo. Uświadamiał sobie wyraznie, jak wiele zaczęła dla niego znaczyć i jak
wielka stała się jego miłość do niej. Znał w życiu mnóstwo kobiet - pięknych i zabawnych,
kobiet, które kochał i o których potem zapomniał. %7ładna z nich jednak nie zdołała poruszyć jego
serca tak jak Eve. To serce biło teraz tylko dla niej. Eve potrafiła, co prawda, wzbudzić w nim
gniew i rozpacz, jednak żadne jej słowa, nic, co zrobiła, nie było w stanie ugasić jego miłości.
Zrozumiał to teraz.
Gdy Emmę wprowadzono do jego gabinetu, Marcus wyszedł zza biurka i uprzejmie, choć
chłodno, powiedział:
- Proszę usiąść, panno Parkinson. Muszę stwierdzić, że jestem zdziwiony, widząc panią tutaj.
Czy mam rację, sądząc, że pani wizyta ma związek z Eve?
- Tak, oczywiście, panie Fitzalan.
Ona usiadła, on jednak stał nadal, a mówił tonem ostrym i suchym. W innej sytuacji Emma
odwróciłaby się na pięcie i uciekła, bowiem Marcus w najmniejszym nawet stopniu nie
przypominał tego człowieka, który parę dni temu wesoło zabawiał jej brata i siostry. W tej chwili
jednak, choć zdenerwowana, stawiła mu dzielnie czoło.
- Przyjechałam do pana, bo bardzo martwię się o Eve. Sądzę, panie Fitzalan, że są pewne rzeczy,
które powinien pan wiedzieć.
- Dotyczą one Eve? -Tak.
- Więc dlaczego nie przyjechała do mnie sama? Dlaczego przysyła panią, swoją przyjaciółkę? -
zapytał ostro.
- Wcale mnie nie przysłała, co więcej, jestem pewna, że bardzo by się gniewała, gdyby
dowiedziała się o tej wizycie.
Mimo to muszę panu powiedzieć, że Eve opuściła Atwood i udała się z babką do Cumbrii.
Słysząc te słowa, Marcus zamarł w bezruchu. Poparzył na Emmę i w tej samej chwili przestał
nad sobą panować. Eve powiedziała mu, co prawda, że pojedzie z babką do Cumbrii, on jednak
w to nie uwierzył, a już na pewno nie sądził, by stało się to tak szybko. Więc gdy usłyszał słowa
Emmy, ogarnął go gniew i ogromne przygnębienie.
- Rozumiem... Kiedy?
- Wczoraj.
- Zatem jaki jest cel pani wizyty? Co ma mi pani do powiedzenia? Czy jest to coś, czego Eve nie
chciała mi powiedzieć osobiście?
- Czy pan, panie Fitzalan, naprawdę nie ma pojęcia, dlaczego Eve, mimo wcześniejszych
deklaracji, doszła do wniosku, że nie może za pana wyjść za mąż?
- Nie. Przypuszczam jednak, że to jeden z przyjaciół Geralda wpadł jej w oko. To jest dla mnie
jedyne sensowne wytłumaczenie jej postępowania.
- A zatem jest pan wobec niej ogromnie niesprawiedliwy - powiedziała Emma ostrym tonem. -
Od czasu, gdy trzy lata temu wykorzystał pan jej niewinność, rujnując jej reputację, w jej życiu
nie było żadnego innego mężczyzny. I obawiam się, że po tym wszystkim nie będzie już
żadnego więcej. Chyba że to wszystko da się jakoś naprawić.
- Rujnując jej reputację? - Marcus parsknął śmiechem. -Panno Parkinson, o czym pani mówi?
- Mówię o tym, że z powodu głupiego żartu, który skończył się tak okropnie, Eve ogromnie
wiele wycierpiała. I nadal cierpi. To, co zaszło między panem a nią, stało się powszechnie
wiadome, bo Angela Stephenson dopilnowała, żeby wieść rozeszła się jak najszybciej. Jednak
czy pan nie miał sumienia, żeby na drugi dzień jechać do Londynu? -Spojrzała na niego
oskarżycielsko. - Panie Fitzalan, Eve miała wtedy zaledwie siedemnaście lat, a jej przyszłość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl