[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy Ry otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ona
powstrzymała go ruchem ręki.
- Nie chcę tego słyszeć. Ry przezornie zmilczał.
- Nie chcę słuchać tego, co mi chcesz powiedzieć,
bo w całym Teksasie nie ma wytłumaczenia dość prze-
konującego, żeby usprawiedliwić twoje postępowanie.
A teraz posłuchaj mnie dobrze, Ryan - dodała, pod-
chodząc do niego i patrząc mu twardo w oczy. - Dość
tych głupkowatych uśmiechów, dość odgrywania roli
anioła stróża, dość zrywania moich randek z Nathanem
Beldonem. Jestem już dużą dziewczynką i potrafię sa-
ma o siebie zadbać. Posłuchaj mnie dobrze, Ryan -
ciągnęła dalej, nie spuszczając z niego wzroku. - Po-
68
dejrzewam, że to Trav cię na mnie napuścił. Wiem, że
zawsze byłeś wobec niego lojalny, co oczywiście bar-
dzo ci się chwali, ale Bóg mi świadkiem, że jeśli na-
tychmiast się ode mnie nie odczepisz, to już nigdy się
do ciebie nie odezwę. Trav też jest na mojej czarnej li-
ście, możesz mu to ode mnie przekazać.
- Carrie...
- Nie udzieliłam ci jeszcze głosu, więc milcz. Te-
raz ja mówię. Ty tylko słuchasz. Chcę wiedzieć, czy
zrozumiałeś, co do ciebie powiedziałam. Wystarczy, że
kiwniesz głową.
Ryan zaciął usta, naciągnął głębiej na czoło kape-
lusz i wziął głęboki oddech.
- Więc jak? Ro-zu-miesz? - wycedziła Carrie.
- O tak, proszę pani - odrzekł Ry, w którego głosie
bez zdziwienia posłyszała nutkę irytacji. Świetnie, po-
myślała. Sam jest sobie winien. Teraz łatwiej jej przyj-
dzie iść dalej na całego, nie spuszczając z tonu.
- Chcę usłyszeć: „Tak, proszę pani. Rozumiem, że
mam nie wtrącać się do pani życia, bo to nie moja
sprawa, z kim się pani widuje i co pani robi".
Ry spiorunował ją wzroKiem i powiedział:
- Już ci to raz powiedziałem. Nic się tymczasem
nie zmieniło. Twoje życie zawsze będzie moją sprawą.
Carrie postanowiła zignorować jego słowa i ciąg-
nęła dalej:
- Chcę to usłyszeć, Ry. Obiecaj mi, że kiedy zo-
69
baczysz mnie znów z Nathanem Beldonem, nie zbliżysz
się do nas bardziej niż na sto metrów. Jeśli w ogóle
jeszcze mnie z nim zobaczysz - dodała z żalem w sercu.
W końcu ile takich upokorzeń może znieść mężczyzna,
zanim się wreszcie na dobre nie podda i nie spakuje
manatków... Nathan z pewnością doszedł już do kresu
wytrzymałości.
- Carrie, on nie jest dla ciebie.
- Nie ty będziesz o tym decydował - zawołała, pie-
niąc się z oburzenia. - Dlaczego nie zostawisz mnie
wreszcie w spokoju?
W jej oczach dostrzegł łzy, kiedy opuściła bezrad-
nie ręce i odezwała się cicho:
- Ry, przecież ty sam mnie nie chcesz... więc dla-
czego nie zostawisz mnie w spokoju?
O, mój Boże.
Dobry Boże. Czy to możliwe, że ona to powiedzia-
ła. Ty sam mnie nie chcesz... Zawstydzona, odwróciła
się do niego plecami.
O rety, pomyślał Ry z bólem w sercu na widok jej
zwieszonych smutno ramion.
On jej nie chce? Z trudem stłumił jęk. Jakże to
możliwe...
Wystarczy na nią spojrzeć. Piękna, inteligentna, do-
bra, troszcząca się o innych. A teraz biedna cała drży,
zagniewana i zraniona, i to wszystko przez niego. Tak,
on jej pragnie, i to z całej duszy, z całego serca. Pragnie
jej jako kobiety.
70
Delikatnie objął ją za ramiona i obrócił ku sobie.
Natychmiast poczuł, jak to pragnienie zaczęło burzyć w
nim krew.
Jaki mężczyzna przy zdrowych zmysłach mógłby
jej nie pragnąć? Jaki mężczyzna z krwi i kości nie
chciałby jej wziąć w ramiona i scałować wszystkich łez,
które potoczyły się jej po policzkach?
Poczuł, że nie jest w stanie dłużej nad sobą pano-
wać. Przyciągnął ją do siebie tak blisko, że jej pełne,
jędrne piersi oparły się o jego pierś.
Gdy spojrzał jej w oczy, spostrzegł, że lśnią nie tyl-
ko od wezbranych łez, ale także ze zdumienia i ocze-
kiwania. I wtedy wiedział, że jest już po nim.
Nie było na świecie takiej siły, która mogłaby go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]