[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Harry'ego kłębek podekscytowania. Dodajcie do tego jego nadpobudliwość z
powodu spadku, a wyjdzie wam młody mężczyzna, który swoją energią mógłby
napełnić całą wioskę, jednak w jakiś sposób nauczył się ją kontrolować. Nie miał
innego wyjścia.
Po pamiętnej kolacji, kiedy pokazał swoje skrzydła  po raz pierwszy celowo 
wiedział, że musi coś zrobić. Ludzie ciągle zapraszali go na randki i gapili się na
niego. Na początku miał nadzieję, że o tym zapomną, ale szybko się okazało, że
to nie był tylko tymczasowy wymysł.
- Może on ma moc kuszenia ludzi tak jak Człowiek Fretka?  zapytał Ron
któregoś wieczoru w Pokoju Wspólnym. Właśnie wrócili z biblioteki i Harry
rozwinął skrzydła, by pozbyć się bólu pleców. Na randkę zaprosiły go cztery
osoby. Na szczęście żadna z nich go nie dotknęła.
Harry'emu nie podobała się ta cała sprawa z kuszeniem. Malfoy wyglądał na
przygnębionego mając chodzący za nim wianek dziewczyn, więc biorąc pod
uwagę fakt, że jego zapraszały zarówno one jak i faceci, nie chciał myśleć o
grupie, która mogłaby się z tego utworzyć.
- A więc dobrze. Nie będę rozwijał skrzydeł, a przynajmniej nie w dużych
grupach.
- Nie wydaje mi się, żeby to było to  powiedziała Hermiona.  Książka
McTorninga nic nie wspominała o kuszeniu&
- Nie mówiła też nic o jedzeniu cukru i tym  Harry przeczesał dłonią swoje
kolorowe włosy.  Najbezpieczniej będzie przypuszczać, że nie ma tam
wszystkich informacji.
- Tak, ale to raczej ważny szczegół. Jestem pewna, że towarzysz Diligariana
wspomniałby o tym, że mają taki wpływ na innych.  Gryfonka zamyśliła się. 
Chciałabym przeprowadzić parę testów.
- Oczywiście, że chciałabyś. Mogę się nie zgodzić?
- A jak myślisz?
Harry nie powiedział nie i testy się rozpoczęły. Przez następne półtora tygodnia
Hermiona dawała mu określone zadania i robiła z tego notatki. Musiał chodzić na
zmianę ze skrzydłami schowanymi i na wierzchu. Jednego dnia pozwolono mu
zachowywać się nadpobudliwie: śmiać się, rozmawiać, chichotać i wygłupiać, a
już kolejnego musiał całkowicie nad tym panować. Harry nie miał pojęcia do
czego to ma prowadzić. Miał dość tej zabawy ze skrzydłami, a ludzie zapraszali i
patrzyli na niego dziwnie nawet wtedy, gdy były schowane. W końcu nadszedł
ostatni dzień przed świąteczną przerwą i jedli właśnie śniadanie, gdy pojawiła się
przy nich Hermiona, stawiając przed talerzem Harry'ego fiolkę z eliksirem koloru
czerwonego jabłka. Popatrzył się na nią.
- Co to jest?
- Wypij to.
- Pytałem&
- To mikstura minimalizująca efekty kuszenia. Jeśli to potrafisz, ona to wykaże.
- Skąd to masz?  zapytał Ron.
- Nie podkradłaś tego z składziku z eliksirami, prawda?  Harry popatrzył na nią
zaskoczony.
- Nie bądz śmieszny, te czasy dawno już minęły. Poszłam do pielęgniarki i
poprosiłam.
- Mają tam takie rzeczy?
- Oczywiście. Malfoy jest wilą i w takich przypadkach eliksiry tego typu muszą
być na stanie dla tych, którzy przez moc kuszenia nie mogą normalnie
funkcjonować.
- Więc dlaczego mam to wypić? Brzmi jak coś dla ludzi, którzy nie chcą być
kuszeni.
- Są dwie rodzaje mikstury: oliwkowa dla kuszonych i ta, dla tych, którzy to
potrafią.
Harry wciąż gapił się na fiolkę.
- Dlaczego Malfoy jej nie pije?
- Wyobrażasz sobie Człowieka Fretkę pozbywającego się tych dziewczyn? 
zapytał zdziwiony Ron.  Poza tym nie ważne co o tym myślicie, ja uważam, że
on lubi być w centrum uwagi.
Harry w końcu wypił miksturę i zaczekał na instrukcje głównego Badacza.
Jednak Hermiona milczała i dopiero kiedy doszedł do wniosku, że potrzeba
czasu, by to zadziałało, odezwała się:
- Chcę, żebyś zachowywał się normalnie.
- Hermiono, Dzwonek nie jest normalny.
- Dzięki, Ron.
- Chodziło mi to, że powinieneś zachowywać się jak prawdziwy ty. Nie próbuj
powstrzymywać ataków nadpobudliwości.
- Tylko to?
- Tylko to.
Harry zachichotał i jeszcze tego popołudnia otrzymał trzy zaproszenia do
Hogsmeade. Ostatnia osoba zapytała go na podwórku, gdzie urządzał wojnę na
śnieżki z Ronem. Sumiennie, monotonnie i grzecznie odmówił, próbując
powstrzymać się od rzucenia kuli w plecy oddalającego się chłopaka.
- To nie działa!  jęknął, opadając na śnieg przy ławce, na której siedziała
Hermiona. Miejsce obok niej zostawił wolne dla Rona.
- Działa. Po prostu nie masz mocy kuszenia.  Dziewczyna nie uniosła nawet
wzroku znad książki; patrząc na jej wielkość, musiała to być historia& Chwila, co
to miało znaczyć?
- Chwila, co to miało znaczyć?  zapytał, odgarniając warstwę białego puchu.
- Właśnie to. Nie potrafisz kusić.
- To skąd to zainteresowanie? Dlaczego ludzie na mnie dziwnie patrzą i
zapraszają na randki?
Hermiona zerknęła na niego, uśmiechając się krzywo.
- Tylko ja potrafię się przyjaznić z dwiema najmniej uświadomionymi osobami na
świecie. Harry, ludzie patrzą tak na ciebie już od zeszłego roku.
- Naprawdę?
- Naprawdę?  powtórzył Ron.
- Tak, tylko nic nie zauważyłeś. Wydaje mi się, że ten cały spadek i twoja nowa
figlarna osobowość sprawiły, że w końcu przestali się gapić i zaczęli pytać.
- A co z faktem, że to zarówno dziewczyny jak i faceci?
Hermiona wzruszyła ramionami.
- Poza tą przygodą z Cho, tak naprawdę się nie określiłeś. Każdy może
próbować.
Zabrzmiało to jak rozpoczęcie sezonu polowań na Harry'ego.
- To miało większy sens, kiedy myślałem o tym jako kuszeniu  mruknął,
przyciskając palce do ziemi i sprawiając, że wyrastały z niej stokrotki. Do tej pory
miał siedem.  Jak to zatrzymać?
- Według mnie to wszystko pomału ucichnie tak jak reszta. Zwłaszcza, jeśli wciąż
będziesz odrzucał zaproszenia. Jedyną rzeczą, która pozostaje niejasna jest
twoja nadpobudliwość.
- Pomyśl o tym w ten sposób: będziesz w zamku sam przez długi czas, zawsze
możesz czegoś poszukać na ten temat.
- To świetny pomysł, Ron!  wykrzyknęła Hermiona.
- Jesteś zły, Ronaldzie Weasley.
- Wiesz, że mnie kochasz, Dzwonku.  Rudzielec nachylił się i zerwał kwiatki
wyhodowane przez Harry'ego, podając je Hermionie.
- Och, jesteś słodki!  Dziewczyna przyjęła od niego mały bukiecik.
- On jest? To ja sprawiłem, że urosły!
- Ty też jesteś słodki  powiedziała z uśmiechem, podając mu jedną stokrotkę.
Harry również się uśmiechnął, zakładając roślinkę za ucho. Będzie za nimi
tęsknił, ale cieszył się z możliwości spędzenia czasu tylko w swoim towarzystwie
i podejrzewał, że oni również& tylko, że we dwójkę. Poza tym musiał wykonać
swoje zadanie; nie wiedział jak ma to zrobić, ale postanowił pomartwić się tym
pózniej. Spojrzał w stronę zamarzniętego jeziora, nucąc cicho melodię kolędy.
Teraz naprawdę lubił święta.
O O O O
Jeśli Severus jeszcze raz usłyszy  Dzwonią dzwonki sań", przeklnie czyjeś
dzwonki.
Z chęcią namówi kogoś na zabawę z ostrokrzewem i obiecuje, że to nie będzie
ładny widok.
Wszyscy uczniowie, którzy jechali do domu na święta siedzieli właśnie w
pociągu, a on wracał z powrotem do swoich lochów; jego szaty powiewały
mrocznie wokół niego. Fakt, że nie było żadnych dzieciaków, które mógłby tym
przestraszyć, tylko lekko go drażnił. Był w okropnym nastroju, a powiewanie szat
sprawiało, że czuł się odrobinę lepiej.
Severus nie lubił Zwiąt. Uważał je za skomercjalizowaną stratę czasu, ale
oczywiście nikt go nigdy nie pytał o zdanie w tej sprawie. Lochy były zbyt zimne o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl