[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to, by powstrzymać pana Vane’a przed dalszym działaniem.
– Nie wiem, jak zamierzasz to zrobić.
– Musimy zdobyć dowód, że wiedział, co te domy robią ludziom, i właśnie dlatego je
sprzedawał. Wtedy będziemy mogli iść na policję. Będzie pan przeciwko niemu
zeznawał, prawda?
Pan Cleat popatrzył niepewnie na Johna.
– Nie wiem… kiedyś zrobiłem coś, o czym pan Vane wie. Jeśli wystąpię przeciwko
niemu… mogę mieć kłopoty…
– Co pan takiego zrobił?
– Nie chciałbym opowiadać ze szczegółami, powiem tylko, że kiedyś jedną
z naszych klientek była starsza pani. Tydzień przed śmiercią zmieniła testament
i zostawiła mi dużo pieniędzy w spadku.
– Co w tym złego?
– Okoliczności zmiany testamentu można określić jako niezwykłe.
– Słucham? Sfałszował go pan?!
Pan Cleat wessał policzki.
– To dość bezpośrednie określenie tego faktu, ale cóż… pisałem go w jej imieniu.
Zamierzała przekazać pieniądze Sanktuarium Osłów i sądziłem, że bardziej zasługuję na
dobroczynność niż schorowane osły. – Przerwał na chwilę. – Problem polega na tym, że
dzień przed śmiercią miała chwilę przejaśnienia umysłu. Zadzwoniła do mnie do biura,
by mi przypomnieć, że wszystkie pieniądze muszą koniecznie trafić do osłów, i choć
zdawało jej się, że rozmawia ze mną, rozmawiała z panem Vane’em, bo mnie nie było
akurat w biurze. Nie powiedział nikomu, co zrobiłem, ale nigdy nie pomija okazji, by mi
przypomnieć, że o tym wie.
– To szantaż!
– Może i tak, ale trudno to udowodnić. Pan Vane ani razu nie próbował uzyskać ode
mnie pieniędzy ani nie groził mi wprost. Ale oczekuje całkowitej lojalności i dyskrecji. –
Po kolejnej przerwie pan Cleat dodał: – W każdym razie jeśli istnieje coś, co mogę
zrobić, by pomóc wam w zamknięciu raz na zawsze „listy specjalnej”, to… możecie na
mnie liczyć.
– Dziękuję, panie Cleat.
– Nie bądźmy formalistami, John. Zamierzam od tej chwili grać w uczciwe karty.
Mów mi David.
Lucy przyszła tuż po wpół do jedenastej. Pan Cleat i Courtney wyszli w tym czasie
spotkać się z klientami, więc Lucy i John zostali sami.
– Chyba coś znalazłam – powiedziała Lucy, pokazując dużą szarą kopertę. – Wuj
Robin zadzwonił do swojego kolegi budowlańca, który miał książkę o południowym
Londynie w czasach wiktoriańskich. – Wyjęła książkę z koperty i otworzyła w miejscu
założonym kawałkiem podartej kartki. – Sprawdziliśmy Laverdale Square, Abingdon
Gardens i Mountjoy Avenue. Co prawda nie ma zdjęć Laverdale Square, ale popatrz na
to…
Wskazała na brązową sepiową fotografię, przedstawiającą kilku mężczyzn
w cylindrach i czarnych frakach, stojących przed nowo zbudowanym budynkiem. Droga
przed nim nie była utwardzona, przy chodniku stał powóz konny.
– Wiesz, gdzie to jest? Przeczytaj podpis.
„Mountjoy Avenue, południowy zachód – dyrektorzy Messrs Voice Bros pod jedną
z ich wysokiej klasy podmiejskich posiadłości. Lipiec 1897”.
– To numer sześćdziesiąt sześć – stwierdził John. – Ale bez krzewów trudno go
rozpoznać.
– Niestety mężczyźni poruszyli się i nie widać wyraźnie twarzy, jednak
w skorowidzu jest więcej wpisów pod: „Voice Bros”. – Lucy otworzyła książkę na
kolejnej zakładce i przeczytała: – „W latach dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku
Messrs Voice Bros osiągnęli znakomitą reputację dzięki budowie podmiejskich
rezydencji o wyjątkowej jakości i wartości. Byli bardzo wybredni w doborze miejsc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]