[ Pobierz całość w formacie PDF ]

157
R S
nic złego. Wprost przeciwnie. Ja tylko nie wiedziałam, co to było. I nie
wiedziałam, co ty czujesz. Pamiętam, że postanowiliśmy więcej o tym nie
rozmawiać...
Craig nagle przypomniał sobie, że jest w pomieszczeniu pełnym
ludzi i wszyscy słyszą ich rozmowę. Popatrzył na jedną z kontrolerek
ruchu lotniczego. W jej ciemnych oczach malowało się wyrazne
oskarżenie. Na pewno myślała, że Craig jest największym głupkiem
wszechczasów. Gotów był się w tej chwili z nią zgodzić.
Mężczyzni przyglądali mu się z zaciekawieniem.
- Temple - zaczął.
- Proszę, nie przerywaj mi. Muszę to powiedzieć na wypadek...
Chcę, żebyś wiedział. Ja o tym wiem od tygodni. Nie mogłam
jedynie przyznać się do tego przed samą sobą. Rozumiesz, zasada
niewiązania się z lotnikami. Poza tym Nancy... Wiem, to tylko wymówki,
przykrywka dla strachu. Ale... nie mogę odejść, nie powiedziawszy ci...
- Nigdzie nie odchodzisz, Temple! Co z twoim przeszkoleniem?
- Pół godziny temu zapomniałam wszystkie słowa, które wbijano mi
go głowy.
Craig zamknął oczy. Dlaczego nie mógł teraz wziąć jej w ramiona,
powiedzieć, że czuje to samo, co ona.
- Kocham cię, Craig. Już od dawna... - Głos Temple załamał się.
Craig zacisnął dłonie. - Byłam zbyt ślepa... by to rozpoznać.
- Temple...
Wśród zgromadzonych na wieży ktoś pociągnął nosem. Craig
obejrzał się. Kontrolerka, która jeszcze niedawno patrzyła na niego z
naganą, teraz miała łzy w oczach.
158
R S
- Nie przerywaj mi - ciągnęła Temple. - Tamtej nocy w Houston
wcale nie spałam. Wiem, że się kochaliśmy. Rozmyślnie cię zachęcałam,
bo musiałam się dowiedzieć... Zakochałam się w tobie i to mnie przeraziło
- wyrzucała z siebie słowa jak karabin maszynowy. - Byliśmy sobie tak
bliscy. Bałam się, że wszystko się zmieni. Ja... ja nie... - zaszlochała. - Nie
chciałam stracić tego, co mamy, dlatego nie pragnęłam niczego więcej.
Wszystko się teraz zmieniło, prawda? Nic już nie będzie tak samo między
nami, jak wtedy, zanim...
- Temple, pózniej o tym porozmawiamy...
- Nie, Craig! Nie mam już czasu do stracenia. I tak zbyt wiele go
straciłam do tej pory. Znam wszystkie twoje myśli, wiem, co lubisz, a
czego nie znosisz. Zawsze mogliśmy porozmawiać na każdy temat.
Dlatego nasz związek był taki szczególny, taki wyjątkowy. Nie chciałam
tego stracić. - Zaśmiała się lekko. - No cóż, teraz znamy się lepiej niż
kiedykolwiek przedtem, prawda? Po prostu... Po prostu chciałam się
dowiedzieć, jak to jest, kiedy człowiek się zakocha. Teraz już wiem.
Przynajmniej wiem, co to znaczy zakochać się w tobie. - Zamilkła na
chwilę. - To jest piękne - wyszeptała. - Niczego wspanialszego nie można
doświadczyć. To tak... jakby urodzić się ponownie. Wszystko inaczej
wygląda, inaczej smakuje... Zawsze każdego dnia czekałam, kiedy cię
zobaczę. Ale teraz... Teraz nie mogę oddychać, dopóki cię nie zobaczę...
Zapanowała cisza.
- Temple, co się dzieje? - Craig wyprostował się na krześle.
- Próbują lądować - powiedział jeden z kontrolerów na wieży. -
Pozostałe maszyny są już na ziemi. Jedna wpadła w poślizg i zeszła z pasa
startowego. Jest nieco uszkodzona, ale w sumie niezle to wygląda.
159
R S
Oczyszczają drugi pas i postarają się tam sprowadzić Dave'a. Musi
spróbować na nim usiąść. To jego jedyna szansa.
- Co z wiatrem?
- Prędkość nieco zmalała. Deszcz też trochę mniejszy. Zawsze to coś.
- Craig - usłyszał znowu głos Temple - Dave gotów do lądowania.
Muszę kończyć. Do zobaczenia. Kocham cię.
Połączenie zostało przerwane.
Craig opadł na krzesło i otępiałym wzrokiem wpatrywał się w
mikrofon. Oczy go piekły.
Niech to diabli! Nie zdążył powiedzieć Temple, że ją kocha.
ROZDZIAA CZTERNASTY
- Panie i panowie, podchodzimy do lądowania Proszę zapiąć pasy,
położyć poduszki na kolanach, oprzeć na nich głowy, osłonić je rękami. - I
modlić się, dodała cicho Temple.
Spojrzała w oczy Sarah, drugiej stewardesy. Zobaczyła w nich
odbicie własnego strachu.
- Kiedy samolot dotknie pasa startowego, poczujecie państwo
uderzenie. Proszę nie opuszczać foteli, dopóki maszyna się nie zatrzyma.
Na dany sygnał proszę wstać i przejść szybko w stronę wyjścia. Uwaga,
rodzice. Dzieci należy trzymać przed sobą i nie puszczać ich ani na chwilę.
Na płytę lotniska wydostaniecie się państwo przez rękaw ewakuacyjny. Ja i
Sarah pomożemy każdemu przygotować się do zjazdu, natomiast na dole
odbierać was będzie brygada ratunkowa. Czy są jakieś pytania?
160
R S
W kabinie samolotu słychać było jedynie pracujące silniki i kwilenia
dzieci.
Temple latała od lat, jednakże po raz pierwszy znalazła się w
niebezpieczeństwie. Kiedy wcześniej Dave wezwał ją do siebie, sadziła, że
po prostu chce się napić kawy. Z trudem przyjęła do wiadomości
informację o krytycznym położeniu, w jakim się znalezli na skutek
nagłego załamania pogody. Napięta twarz kapitana świadczyła o tym, że
sytuacja naprawdę jest poważna
- Jesteśmy gotowe - oznajmiła teraz, zaglądając do kabiny pilotów.
- Lądowanie będzie twarde - powiedział Dave. Wróciła do
pasażerów, zajęła swoje miejsce i zapięła pasy.
Kocham cię, Craig, pomyślała. Szkoda, że nie dano nam więcej
czasu.
Pochyliła się do przodu, objęła głowę rękami i zaczęła się modlić.
Starała się nie myśleć o pokrytym warstwą lodu samolocie i śliskim pasie
startowym.
Samolot ciężko uderzył o ziemię, potem dwa razy podskoczył.
Temple usłyszała, że podnoszą się klapy. Po trzecim podskoku wpadł w
poślizg. Pasażerowie czuli, jak rzuca nimi na boki. Samolot skręcił i pędził
dalej; słychać było przerazliwy zgrzyt hamulców. Trwało to w
nieskończoność. W pewnej chwili nastąpiło uderzenie, przechył, poślizg i
nagle maszyna znieruchomiała.
W niewielkiej kabinie zapadła martwa cisza. Temple słyszała głuche
uderzenia własnego serca. Policzyła do pięciu, odpięła pasy i wstała.
- Pchnąć drzwi! - krzyknęła. - Odpiąć pasy! Szybko!
161
R S
Kobiety z małymi dziećmi jako pierwsze zjechały na płytę lotniska.
Padał marznący deszcz, migały niebieskie światełka karetek, trzaski z
nadajników mieszały się z okrzykami personelu.
Każdy z pasażerów, który dotknął płyty lotniska, kierowany był do
ogrzewanego autobusu. Kiedy ostatni z nich opuścił samolot, do zjazdu
przygotowali się członkowie załogi.
W autobusie Temple ścisnęła dłoń Dave'a DeCosty.
- Dziękuję za ocalenie nam życia - szepnęła.
W poczekalni dworca lotniczego czekała na wszystkich gorąca
herbata, kawa, czekolada i jedzenie. Kiedy wyładowywano bagaże i
zabezpieczano samolot, pasażerowie mogli zatelefonować do rodziny.
Parę godzin pózniej członkowie załogi zakończyli odprawę. Temple
dwa razy wzywano do telefonu; po raz pierwszy musiała zapewnić Craiga,
że bezpiecznie wylądowała, po raz drugi powtórzyć mu, że na pewno
wszystko jest w porządku.
Kiedy w końcu dotarła do hotelu, minęła już północ. Nie miała nawet
siły, by wziąć prysznic.
Zdjęła tylko służbowy uniform i doczołgała się do łóżka. Ledwo
przyłożyła głowę do poduszki, zasnęła jak kamień.
Następnego ranka cała załoga samolotu odlatywała do Dallas w
charakterze pasażerów. Temple wyglądała przez okno. Zwieciło słońce i
choć budynki nadal pokrywała lodowa warstwa, pasy startowe były już
oczyszczone. Ogarnęło ją dziwne uczucie. Ubiegłej nocy wszystko było
takie przerażające. Jak szybko następują zmiany, pomyślała.
Wczorajsze wydarzenia odmieniły jej życie. Najważniejsze było to,
że w ogóle żyła. Dave DeCosta otrzymał pochwałę za bezpieczne
162
R S
wylądowanie bez uszkodzenia samolotu. Poza kilkoma rysami i drobnymi
wgnieceniami maszyna nie doznała większego szwanku.
W chwili startu Temple poczuła ucisk w żołądku, który zelżał, kiedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl