[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Magunem.
Najpierw zbladła, co dostrzegł mimo podłego oświetlenia. Potem poczerwie-
niała. Chyba. Teoretycznie mogło to być posinienie albo i trupia zieleń. Rożen
nadal skierowany był w glinianą podłogę, nieco przed prawą, cofniętą stopą, De-
bren jednak nie łudził się. Od chwili, gdy oberwał znienacka drzwiami, ani razu
nie był tak bliski śmierci.
 Czarokrążca  powiedziała cicho, przez zęby, do samego końca wahając
się między wypowiedzeniem tego słowa a pogardliwym splunięciem. Milczała
42
wystarczająco długo i Debren zdążył nazwać to coś, co tłumiła wieczerza z dużą
ilością cebuli, samogonu i wędzonych ryb.  Badacz magii i układacz nowych
zaklęć. Patrzcie, patrzcie. . . Cóż za zaszczyt dla naszych niskich progów. Nie
dość, że czarodziej, to jeszcze magun.
 Nie tak niskich.  Usiadł na obmurówce paleniska, zaczął rozcierać stłu-
czoną, zabłoconą stopę.  Mało sobie palca nie złamałem. Pirrend aż tak wyle-
wa?
Nie pchnęła go czworokątnym prętem, który był krzywy, tępy, ale wystarcza-
jąco zabójczy, by wyjść plecami, choćby przez kręgosłup. Prawie wiedział, że nie
pchnie. Prawie.
 Nie o próg się potknąłeś, panie czarnoksiężniku.  Jej głos uspokoił się,
ochłódł.  To deska, wcześniej zawieszona na kołatce. Z napisem:  Nieczynne
aż powiem. Idzta gdzie indziej. MD . MD znaczy Mama Dunne. Ciekawe, że
taki uczony pan dwóch zdań nie umie przeczytać, względnie treści przeczytanej
zrozumieć.
 Próbowałem. Ciemno tam jednak, jak w. . .
 Widzę, żeście próbowali, wielmożny panie. Macie plamę inkaustu na czole,
coś jakby bukwa  o , choć może to guz. Złamaliście tę deskę waszym uczonym
czerepem. Myślę, że życie wam ocaliła. Jakby tak który ćwiek trafił, o kołatce nie
wspominając. . .
 Zawsze tak gości przyjmujesz. . . księżniczko?
Zaryzykował. I nie przeliczył się. Czubek rożna drgnął tylko o cal, po czym
znieruchomiał.
 Bez dwóch zdań mistrz magii pełną gębą  powiedziała przez zęby. 
Bezczelny i arogancki. Co z tego, że w jednych portkach i śmierdzącej kapocie?
Od razu widać, kto zacz. Proszą: nie właz, a on włazi. Proszą: waż słowa, a on nie
waży. Cały magik czarokleta, nic dodać, nic ująć.
 Nie lubisz czarowników, księżniczko  stwierdził z lekkim uśmiechem.
 Wyczytaliście to z moich myśli, panie Debren?
 Nie czytam ludziom w myślach. To trudne i niegrzeczne. A w twoim wy-
padku całkiem zbędne. Księżniczko  dokończył z premedytacją.
 Uważaj  mruknęła.  Widywałam magów na wojnie. I tych normal-
nych, co różne użyteczne zaklęcia bojowe rzucali, i magunów, którzy skanowali
magię nieprzyjaciela, ostrzegali, co się kroi, i nosy wysoko nosili, wodzom dora-
dzając. Wszyscy oni ginęli dokładnie tak samo jak zwykli śmiertelnicy. Czasem
tylko bardziej zdziwieni, że miecz zdążył przed czarem. Zasada trzech razy na-
dal obowiązuje. Jako kmiotek nie wyczerpałeś limitu, ale jako mistrz magii. . . już
tak. Wytłumacz się z tego albo wyczaruj sobie migiem zbroję.
 Za stary jestem, by szybko zmienić nawyki.  Bez pośpiechu zdjął skó-
rzaną pelerynę, rzucił w kąt, nastawił nagie plecy na ciepło ognia, uśmiechnął się
43
błogo.  Uch, ależ miło. Nie masz pojęcia, jak przemarzłem przez te trzy dni.
Ząb mi na ząb nie trafia.
 Ja czekam, wielmożny.
 Ja też czekam, kruszyno. Na twoje imię. Czy choćby wzmiankę na temat
profesji, stanu. . . Nie wiem, jak się do ciebie zwracać. Więc na wszelki wypadek
mierzę wysoko.
 Na początek przestań kpić  warknęła.  Byli już tacy, co podśmiewali
się z mojego wzrostu. I też im ząb na ząb nie trafia. Z braku zębów.
 Nie kpię. Wbrew powszechnemu mniemaniu nie każdy z nas jest aroganc-
kim chamem. Dlatego mam do ciebie prośbę, dobra niewiasto. Wyświadcz mi
przysługę i usiądz na tym zydlu, zamiast przymierzać się do kopnięcia nim we
mnie. Bo widzisz, grzeczność nakazuje mi stać, gdy dama stoi obok, a ja nóg nie
czuję.
Przysunęła stołek nogą, jeszcze niezdecydowana.
 Nie jestem dobrą niewiastą. Ani siostrą, że uprzedzę. Ani żabcią, kaczusz-
ką, serdeńkiem, dziureczką słodką, panienką, ślicznotką. . .  urwała, widząc
sztuczną, wystudiowaną powagę Debrena. Usiadła z rozmachem, aż zydel stęk-
nął.  Jestem Lenda Branggo, z podwójnym  g . Ale nie nazywajcie mnie tak.
 Nie będę. Dzięki, Lenda. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl