[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przylgnął do swych towarzyszy i wszyscy razem spoglądali w dół w głupkowatym podnieceniu.
- To sensowna rada - odezwała się Yattmur, lecz pod presją smardza Gren usiadł i wziął
pojemnik między stopy i dłonie. Badając pudło, wyczuwał, że grzyb przechwytuje jego wrażenia w
chwili, gdy docierają do mózgu; dreszcze przebiegały mu po krzyżu.
Na wierzchu pojemnika znajdował się jeden z owych ornamentów, które smardz nazywał
pismem. Ten wyglądał jak SZCZEKACZKA albo AKZCAKEZCZS, w zależności od tego, z której
strony się patrzyło, a za nim szło kilka rzędów podobnych, lecz drobniejszych wzorów. Gren zaczął
szarpać i poszturchiwać pojemnik. Nie otwierał się. Brzunio - brzuchy szybko straciły
zainteresowanie i gdzieś powędrowały. Gren sam odrzuciłby tę rzecz w krzaki, gdyby go smardz nie
przytrzymał przy niej, naciskając i ponaglając. Przesuwał palcami wzdłuż jednego z boków, gdy
nagle odskoczyło wieko. Gren i Yattmur spojrzeli na siebie pytająco, a następnie opuścili spojrzenia
na przedmiot w pojemniku, przykucnąwszy w kurzu i z lękiem w oczach. Był on z takiego samego co
pojemnik jedwabistego żółtego materiału. Gren wydobył go z respektem i umieścił na ziemi.
Wydobycie z pudełka zwolniło sprężynę: trójstronnie złożony przedmiot, dopasowany do
wymiarów miejsca swego spoczynku, rozłożył nagle iółte skrzydła. Stał między nimi ciepły,
niezwykły i ambarasujący Brzunio - brzuchy podpełzły z powrotem, by mu się przyjrzeć.
- To jest jak ptak. - Grenowi brakło tchu. - Czy rzeczywiście to nie wyrosło, czy mogli to
zrobić ludzie tacy jak my? - Jest takie gładkie, takie... - Kiedy słowa zawiodły,
Yattmur wyciągnęła dłoń i pogłaskała tę dziwną rzecz. Nazwiemy to Pięknością - powiedziała.
Czas i wieloletnie oddziaływanie warunków atmosferycznych zniszczyły pojemnik, ale
skrzydlaty przedmiot prezentował się jak nowy. Gdy dłoń dziewczyny przesunęła się po jego
powierzchni, zapadkowe wieczko odsłoniło wnętrze. Czterech brzunio - brzuchów dało nogę w
najbliższe krzaki.
Wykonane z dziwnych materiałów, metali i plastyków wnętrzności żółtego ptaka stanowiły cud
dla oka. Znajdowały się tam małe szpule, rząd gałek, obwody wzmacniające lśniły jak labirynt
cudownych jelit. Opanowana ciekawością dwójka ludzi nachyliła się, ręce same im się wyciągnęły.
Przepełnieni zdumieniem pozwolili swoim palcom, owym czterem palcom z przeciwstawnym
kciukiem, które tak daleko zawiodły ich przodków, nacieszyć się rozkoszą dotykania wyłączników.
Gałki strojenia dały się obracać, wyłączniki zaskakiwały. Prawie bez szmeru Piękność oderwała się
od ziemi, zawisła na poziomie ich oczu, uniosła nad głowy. Krzyknęli w osłupieniu i odskoczyli do
tyłu, łamiąc po drodze żółty pojemnik. Piękności było wszystko jedno. W glorii silnikowego napędu
krążyła nad nimi, błyszcząc bogato w słońcu. Osiągnąwszy dostateczną wysokość, przemówiła.
- Oczyścić świat dla demokracji! - zawołała. Głos nie był donośny, ale przenikliwy.
- Ach, to mówi! - krzyknęła Yattmur, z zachwytem spoglądając na połyskujące skrzydła.
Podniecone brzunio - brzuchy pojawiły się, wybiegając na spotkanie Piękności, padały na wznak ze
strachu, kiedy przelatywała nad nimi, zatrzymywały się zbite z tropu, gdy krążyła wokół nich.
- Któż zmontował katastrofalny strajk portowców w trzydziestym pierwszym?! - pytała
retorycznie Piękność. - Ci sami ludzie, którzy was dzisiaj z przyjemnością zakolczykują. Pomyślcie o
sobie, przyjaciele, i głosujcie na naszą partię. Głosujcie za wolnością!
- O... czym to mówi, grzybie? - zapytał Gren.
- Mówi o zakładaniu ludziom kółek w nosy - odparł smardz, równie jak Gren zbity z tropu. - To
właśnie nosili ludzie, kiedy byli cywilizowani. Słuchaj i spróbuj się czegoś nauczyć.
Piękność latała wokoło jednego z wysokich szczudłaków i z lekkim buczeniem emitowała
okolicznościowe slogany Uczucie, że zdobyła sojusznika, ogromnie podniosło ludzi na duchu; przez
długie chwile stali z zadartymi głowami, zapatrzeni i zasłuchani. Brzunio - brzuchy poklepywały się
po brzuchach zachwycone błazeństwami Piękności.
- Wracajmy i spróbujmy wykopać drugą zabawkę - zaproponowała Yattmur.
- Grzyb mówi nie - odparł Gren po krótkim milczeniu. On chce, abyśmy schodzili na dół, kiedy
my nie chcemy; kiedy chcemy pójść, on nie chce. Nie wiem, o co mu chodzi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]