[ Pobierz całość w formacie PDF ]

polecenie władz Niemieckiej Republiki Demokratycznej, że szuka chłopców
i dziewczyn, którzy są gotowi pomóc w budowie ich młodej,
dwudziestopięcioletniej ojczyzny.
Budowa czegokolwiek w wieku dziesięciu lat wydała mu się wtedy
niczym ciekawym. Wolał wraz z rówieśnikami biegać po okolicznych polach
i lasach, bawiąc się wojnę i w chowanego. Jednak na wszelki wypadek
odparł  tak , bojąc się, że pan dyrektor za  nie każe go zamknąć
w komórce, jak to czynił ze wszystkimi nieposłusznymi dziećmi. Wtedy
jeszcze nie wiedział, że cokolwiek by odpowiedział, to i tak nie miało
znaczenia.
Po niespełna miesiącu od feralnego  tak znalazł się w nowym domu
dziecka, który bardziej mu się podobał od starego. Mieścił się nad
rozległym, ponad stuhektarowym jeziorem. Z pozostałych trzech stron
otaczał go iglasty las. Wszystkie dzieci chodziły w granatowych mundurkach.
Na rękawach bluz niczym żołnierze miały naszywki informujące o ich
stopniu i zdobytych sprawnościach. Jak w wojsku dzieci składały przysięgę.
Każda grupka chłopców miała swój pokój. Za utrzymanie go w ładzie
i porządku byli odpowiedzialni wszyscy. Razem stanowili oddział o groznie
brzmiącej nazwie  Osy . Właśnie w tym oddziale zaczął stawiać pierwsze
kroki jako przyszły agent nowo powstałego Stasi[20]. Dopiero po kilkunastu
latach pracy w jego strukturach zdał sobie sprawę z tego, że ów elegancki
pan, który odwiedził go w domu dziecka, nie szukał ochotników, tylko
młodych ludzi, którzy nie byli związani z przeszłością, a przyszłość była dla
nich wielką niewiadomą, jak dla każdego dziecka z takiego domu. Sam
wielokrotnie, zgodnie z wytycznymi otrzymanymi od dowództwa, odwiedzał
przytułki dla sierot, szukając tam młodego narybku, z którego po
odpowiednim ukształtowaniu miały wyrosnąć grozne szczupaki Stasi.
Sterben wiedziony instynktem, który nigdy go nie zawiódł, postanowił
uprzedzić kolejny krok zleceniodawców. Zlikwidował fałszywe konta
w bankach, przenosząc wszystkie pieniądze do skrytki na jachcie. Jacht
zatankował i wyposażył na długą podróż. W kapitanacie portu przedłożył
fałszywą trasę rejsu. Pozostało mu odebrać wieczorem paszporty i prawo
jazdy od Brunnena. Z jego usług korzystał jeszcze, gdy był w Stasi, i mógł
mu ufać. To w ich fachu było najważniejsze.
Zatrzymał samochód ma podjezdzie domu Brunnena. Trochę się
zagadali, wspominając dawne dzieje. Dopiero zegar wybijający ósmą
wieczorem wygonił go z domu starego towarzysza. Był w połowie drogi do
hotelu, gdy w kieszeni jego spodni zadzwoniła komórka. Zanim zdążył ją
wyciągnąć i odebrać, dzwięk dzwonka umilkł. Przez uchylone okno
samochodu wyrzucił telefon na chodnik. Nie musiał patrzeć na numer
telefonu. Znała go tylko jedna osoba. Nacisnął mocniej pedał gazu.
Szedł hotelowym korytarzem, pogwizdując. W prawej ręce trzymał butelkę
owiniętą w papierową torbę. Co parę kroków przystawał, unosząc torbę do
ust i udając, że pije. Pierwszych skośnookich dostrzegł zaraz przy wyjściu
z windy. Grali czule żegnającą się parę. Kolejnych dwóch stało przy drzwiach
do pokoju Yeonrin.
Czworo na korytarzu, ciekawe, ilu w pokoju, pomyślał, klepiąc się po
kieszeniach.
 O, są  powiedział na głos i upuścił klucze na podłogę. Schylając się,
sięgnął do kabury, ale dostrzegł, że jeden ze strażników przyłożył rękę do
ust, mówiąc do ukrytego w rękawie mikrofonu. Cofnął rękę spod marynarki.
Nie zdążył całkiem się wyprostować, kiedy drzwi od pokoju Yeo otworzyły
się. Stojący w nich mężczyzna powiedział:
 Panie Sterben, zapraszamy.
Popatrzył w jego stronę, mrużąc oczy i udając zdziwienie.
 Pan to kto? I co pan robi w pokoju mojej znajomej?
 Zaraz się pan wszystkiego dowie. Proszę wejść.
Wolnym, chwiejnym krokiem przekroczył próg pokoju. W salonie na
podłodze leżały trzy trupy.
Nie poszło im łatwo, pomyślał.
Yeo siedziała przywiązana do krzesła. Jej twarz, koszula nocna były
zakrwawione. Sięgnął pod marynarkę. Mężczyzna, który zapraszał do
pokoju, złapał go za ramię, mocno ściskając i krzycząc po koreańsku.
Chwycili przynętę, uśmiechnął się w myślach.
 To nie będzie potrzebne, panie Sterben. Obaj mamy ważniejsze cele niż
walka ze sobą. Zapewniam pana, że jesteśmy po tej samej stronie. Mimo to
proszę oddać broń mojemu człowiekowi. Jakby to powiedzieć& jest pan
zmęczony, a człowiek zmęczony może czasami robić dziwne rzeczy  mówiąc
to, wytarł kastet o pościel. Wstał i podszedł do Sterbena.
 Ja o tym zdecyduję, kto i po czyjej jest stronie  odparł Aleks, po czym
powoli wyciągnął pistolet i z niechęcią podał go ochroniarzowi.  Nie wiem,
co tu robicie i kto was przysłał. Nie wiem&
 Niech pan nie udaje, panie Aleksie. Nazywam się Hyon Kim Chol[21].
Człowiek, który ostatnio tak często bywał w Korei Północnej, musi znać to
nazwisko.
 I zna. Za młodych lat był pan ochroniarzem Kim Ir Sena. Teraz jest pan
dyrektorem Biura Stałego Komisji Obrony Narodowej i prawdopodobnie
członkiem Rady Kuzni.
 Wszystko się zgadza. Tylko z tym  prawdopodobnie się pan pomylił.
Widzi pan, Aleksie, chyba mogę tak do pana mówić?  Sterben skinął głową.
 Ta szmata  wskazał na Yeonrin  którą, wstyd się przyznać, sam
zwerbowałem, zabiła generałową Kim Kyong i może nawet pana, tylko
jeszcze pan o tym nie wie.
 Nie rozumiem, o czym pan pierdoli. Teraz ja pana zapewniam, że nie
czuję się martwy. Jeśli generałowa jest tak samo martwa jak ja, to na
pańskie ręce składam rządowi Korei kondolencje  roześmiał się.
 Generałowa dostała śmiertelną dawkę promieniowania. Zmarła
w cztery dni po przyjęciu. Przejrzeliśmy kasety z monitoringu.
Sprawdziliśmy dokładnie, co robiła i gdzie była na dwa tygodnie przed
śmiercią. Wszystko wskazuje na to, że napromieniowana została na własnym
bankiecie. Trzeszczenie licznika Geigera przy waszym stoliku upewniło nas,
kto zaaplikował jej śmiertelną dawkę.
To dlatego Yeonrin poprosiła go do tańca, kiedy generałowa odeszła od
stolika. Potem poszli do baru i tam spędzili resztę bankietu. Do stolika
wróciła sama, tuż przed wyjściem z bankietu. Powiedziała, że zostawiła
torebkę na krześle. Zrozumiał, że usiłowała go chronić.
 A to suka!  krzyknął i rzucił zawiniętą butelkę prosto w drzwi
wejściowe. Rozbiła się, obryzgując zawartością ściany i stojącego za nim
ochroniarza. Zliwki z likieru poturlały się po podłodze. Drzwi od pokoju
otworzyły się, dwóch strażników z wyciągniętymi pistoletami zatrzymało się
na progu, stając w kałuży.
Lepiej być nie mogło, pomyślał.
Hyon Chol machnął ręką, mówiąc coś po koreańsku. Obaj natychmiast
wycofali się, zamykając drzwi. Od chwili rozbicia butelki miał pięć minut na
wciśnięcie detonatora, zanim zawarte w niej łatwopalne substancje wyparują
i staną się całkowicie bezużyteczne. Popatrzył, gdzie upadł korek od butelki.
To on pełnił rolę zapalnika, ale nie mógł go dostrzec.
 Proszę się uspokoić. Pana była partnerka dostała zastrzyk
z amobarbitalu[22]. W Stasi też chyba to stosowaliście? Kiedy narkotyk
prawdy zaczął działać, wyznała nam, że pan nic o tym nie wiedział i nie wie
do dziś. Nie chciała mieć pana na sumieniu i przed wyjściem na przyjęcie
podała panu drinka z jodkiem potasu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl