[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pamiętał, to szansa zdobycia rubinu. Porwał go, symulował uszkodzenie telefonu i uciekł
samochodem pod pretekstem sprowadzenia policji. Myślę, że długo go pani nie zobaczy. O ile wiem,
ma swoje sposoby wydostania się z Anglii. Ma własny samolot, prawda mademoiselle?
- Tak - potwierdziła Sarah. - Mieliśmy zamiar... - przerwała.
- Chciał, żeby uciekła pani z nim w ten sposób? Eh bien, to bardzo dobry sposób przemycenia
kamienia za granicę. Kiedy uciekasz z dziewczyną, fakt staje się głośny, wobec czego nikt cię nie
podejrzewa o przemycenie historycznego klejnotu. O tak, to bardzo dobry kamuflaż.
- Nie wierzę w to - zaprotestowała Sarah. - Nie wierzę w ani jedno słowo.
- Niech pani zapyta więc jego siostrę - powiedział Poirot, wskazując kogoś stojącego za nią.
Sarah obejrzała się gwałtownie.
W drzwiach stała platynowa blondynka w futrzanym płaszczu. Patrzyła spode łba. Wyraznie
była wściekła.
- Siostrę, jeszcze czego! - zachichotała nieprzyjemnie. - Ten łobuz nie jest moim bratem! Więc
on się wyniósł i zwalił wszystko na mnie? Cała sprawa to jego pomysł! On mnie w to wrobił!
Powiedział, że to będą łatwe pieniądze, że tamci nigdy nie wystąpią do sądu, żeby nie dopuścić do
skandalu. Mogłam zawsze im zagrozić, utrzymując, że Ali dał mi rodzinny zabytek. Des i ja mieliśmy
podzielić się łupem w Paryżu - a teraz ten drań uciekł!
Gwałtownie zmieniła temat.
- Im wcześniej wyrwę się... Czy ktoś może zatelefonować po taksówkę?
- Przed frontowymi drzwiami czeka samochód, żeby zawiezć panią na dworzec - powiedział
Poirot.
- Pomyślał pan o wszystkim, co?
- Niemal o wszystkim - odparł z zadowoleniem.
Ale Poirotowi nie upiekło się tak łatwo. Kiedy wrócił do jadalni po odprowadzeniu rzekomej
panny Lee-Wortley do samochodu, czyhał na niego Colin.
Jego chłopięca twarz była zachmurzona.
- Zaraz, zaraz, panie Poirot. A co z rubinem? Zamierza pan pozwolić facetowi z nim uciec?
Twarz Poirota wydłużyła się. Zaczął podkręcać wąsy. Wydawał się zażenowany.
- Znajdę go jeszcze - powiedział niepewnie. - Są inne sposoby. Będę...
- Coś podobnego! - rzucił Michael. - Pozwolić temu łotrowi zwiać z rubinem!
Bridget była bystrzejsza.
- Znowu nas nabiera - krzyknęła. - Prawda, panie Poirot?
- Zrobimy ostatnią sztuczkę magiczną, mademoiselle? Proszę włożyć rękę do mojej lewej
kieszeni.
Bridget wsunęła rękę. Wyciągnęła ją z okrzykiem triumfu, podnosząc w górę wielki rubin,
migoczący wspaniałą purpurą.
- Pojęła pani - wyjaśnił Poirot - że ten, który ściskała pani w ręce, był imitacją ze strasu?
Przywiozłem go z Londynu na wypadek, gdyby można było dokonać zamiany. Rozumiecie? Nie
chcemy skandalu. Pan Desmond będzie próbował pozbyć się kamienia w Paryżu lub w Belgii, czy
gdzie tam ma kontakty, i wtedy okaże się, że klejnot jest fałszywy! Wszystko kończy się szczęśliwie.
Skandal zostaje zażegnany, moje książątko odzyskuje rubin, wraca do kraju, ustatkowuje się i żeni,
miejmy nadzieję, szczęśliwie. Wszystko kończy się dobrze.
- Tylko nie dla mnie - mruknęła Sarah pod nosem. Mówiła tak cicho, że usłyszał to tylko Poirot.
Potrząsnął łagodnie głową.
- Myli się pani, mademoiselle Sarah. Zdobyła pani doświadczenie. Wszystkie doświadczenia są
cenne. Prorokuję, że czeka panią szczęście.
- Tak pan mówi - burknęła Sarah.
- Ale, panie Poirot - zmarszczył brwi Colin. - Skąd pan wiedział, że chcemy urządzić dla pana
ten spektakl?
- Mój zawód wymaga, by wiedzieć pewne rzeczy - podkręcił wąsa Poirot.
- Tak, ale nie rozumiem, jak pan to wszystko przeprowadził. Czy ktoś zdradził... przyszedł i
wygadał panu?
- Nie, nie, to nie tak.
- No to jak? Powie nam pan? - prosili jednym głosem. - Proszę nam powiedzieć.
- Nie - protestował Poirot. - Nie. Jeżeli powiem wam, jak to wydedukowałem, wszystko straci
urok. Tak jakby magik wyjaśniał swoje triki!
- Proszę nam powiedzieć! Prosimy. Niech pan powie!
- Więc naprawdę chcecie, żebym odkrył przed wami ostatnią tajemnicę?
- Tak, prosimy. Niech pan zaczyna.
- Ach, nie powinienem tego robić. Będziecie rozczarowani.
- Dalej, panie Poirot, proszę nam powiedzieć. Skąd pan wiedział?
- Widzicie, tamtego dnia po herbacie, wypoczywałem w bibliotece, przy oknie, w fotelu.
Zasnąłem, a kiedy się zbudziłem, omawialiście właśnie swój plan na zewnątrz, w pobliżu okna,
którego góra była otwarta.
- I to wszystko? - zawołał Colin z niesmakiem. - Takie proste!
- Prawda? - zaśmiał się Herkules Poirot. - Widzicie? Jesteście rozczarowani!
- Mniejsza o to - odparł Michael. - W każdym razie teraz wiemy wszystko.
- Naprawdę? - mruknął do siebie Poirot. - Ja nie wiem. Ja, którego zawód polega na tym, żeby
wiedzieć wszystko.
Wyszedł do hallu, potrząsając głową w zadumie. Chyba dwudziesty raz wyjął z kieszeni zmięty
kawałek papieru.  NIE JEDZ ANI KSA PUDDINGU. KTOZ, KTO CI DOBRZE %7łYCZY.
Herkules Poirot potrząsnął głową z namysłem. On, który potrafił wyjaśnić wszystko, nie umiał
wytłumaczyć tego! Poniżające. Kto to napisał? Dlaczego to zrobił? Dopóty nie zazna chwili spokoju,
dopóki tego nie odkryje. Nagle wyrwał go z zadumy dziwny, sapiący oddech. Rozejrzał się bystrze.
Na podłodze dostrzegł jasnowłosą postać w kwiecistym kombinezonie, ze szczotką i śmietniczką.
Patrzyła na papier w jego ręce szerokimi oczami.
- Och, sir - powiedziało stworzenie - Och, proszę pana.
*
- Kim jesteś, mon enfant ? - zapytał uprzejmie Poirot.
- Annie Bates, proszę pana. Przychodzę pomagać pani Ross. Nie zamierzałam zrobić nic złego...
nic, czego nie powinnam zrobić. Chciałam dobrze, sir. Uważałam, że to dla pańskiego dobra.
Poirota nagle oświeciło. Podniósł wygnieciony papier.
- Ty to napisałaś, Annie?
- Nie chciałam nic złego, sir. Niczyjej krzywdy.
- Oczywiście, że nie chciałaś, Annie. Uśmiechnął się do niej.
- Opowiedz mi wszystko. Dlaczego to napisałaś?
- Chodziło o tych dwoje, sir. Pana Lee-Wortleya i jego siostrę. Ona na pewno nie była jego
siostrą. Nikt z nas tak nie myślał! Nie była wcale chora. Zdołaliśmy się zorientować. Uważaliśmy, i
to wszyscy, że dzieje się coś dziwnego. Powiem to panu zwyczajnie. Byłam w łazience i zmieniałam
ręczniki i słyszałam wszystko przez drzwi. Był w jej pokoju i rozmawiali. Słyszałam, jak on mówił:
 Ten detektyw, który przyjeżdża, to jest ten Poirot. Musimy coś z tym zrobić. Musimy usunąć go z
drogi jak najszybciej . Potem on zapytał ją paskudnym, ponurym tonem, ściszając głos:  Gdzie to
włożyłaś? . A ona odpowiedziała:  Do puddingu . Och, sir, serce skoczyło mi tak, że omal nie
stanęło. Myślałam, że zamierzają otruć pana czymś, co jest w świątecznym puddingu. Nie
wiedziałam, co robić! Pani Ross nie chciałaby mnie nawet słuchać. Potem przyszedł mi do głowy
pomysł i napisałam do pana ostrzeżenie. Poszłam i położyłam kartkę na poduszce, żeby znalazł pan
ją, idąc spać - Annie przerwała zadyszana.
Poirot przyglądał się jej chwilę.
- Pewnie oglądasz dużo kryminałów, Annie. A może to telewizja tak na ciebie wpływa?
Najważniejsze, że masz dobre serce i dobre pomysły. Jak wrócę do Londynu, przyślę ci prezent.
- Och, dziękuję. Bardzo panu dziękuję, sir.
- A co chciałabyś dostać?
- Co bym chciała? Mogę dostać, co tylko zechcę?
- W granicach rozsądku.
- Och, czy mogłabym dostać kosmetyczkę? Prawdziwą, szykowną, wystrzałową kosmetyczkę, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl