[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Zwietnie!  potwierdziła pani Bantry.
 Pani kolej, panno Helier  zarządził komisarz.
 Och! To znaczy... mam zadać pytanie?  Jane namyślała się chwilę, wreszcie
bezradnie wyznała.
 Naprawdę... nie wiem, o co zapytać.
Pięknie niebieskie oczy aktorki spojrzały prosząco w stronę komisarza.
 A może o dramatis personae, panno Helier?  poddał z uśmiechem sir Henry.
Jane jednak nadal była w kropce.
 Osoby, wszystkie po kolei  wyjaśniająco dodał sir Henry.
Pani Bantry zaczęła szybko wyliczać na palcach.
 Sir Ambrose, Sylvia Keene, to ta dziewczyna, która umarła, następnie Maud Wye, jej
przyjaciółka, jedna z tych dziewcząt, które mimo brzydoty zwracają na siebie uwagę, choć
zupełnie nie wiem, jak to robią. Był jeszcze pan Curie, który zaszedł do sir Ambrose a
porozmawiać o książkach, takich dziwnych starociach pisanych po łacinie na zmurszałym
pergaminie. Potem Jerry Lorimer, ich najbliższy sąsiad, bo jego majątek Fairlies przylegał do
posiadłości sir Ambrose a. I wreszcie pani Carpenter, taka  kiciusia w średnim wieku; jedna
z tych paniuś, co zawsze potrafią się gdzieś wygodnie ulokować. Sądzę, że była kimś w
rodzaju damy do towarzystwa dla Sylvii.
 Wydaje mi się, że teraz moja kolej po pannie Helier  rzekł komisarz.  Chcę
dobrze wykorzystać moją szansę. Mam ochotę poprosić panią Bantry o krótką
charakterystykę wszystkich osób, o których przed chwilą mówiła.
 Och!  pani Bantry aż sapnęła.
 Może na początek sir Ambrose  szybko zaproponował komisarz. Jaki to był
człowiek?
 Och! To był bardzo dystyngowany starszy pan, ale nie za stary, nie miał chyba więcej
niż sześćdziesiąt lat. Był słabego zdrowia, dokuczało mu serce i nie mógł wchodzić po
schodach. Kazał zainstalować windę wewnątrz domu i to właśnie robiło wrażenie, jakby był
zniedołężniały. Miał wspaniałe maniery, dworskie  to najlepsze określenie. Bujne siwe
włosy i wyjątkowo miły głos.
 Zwietnie!  skonkludował sir Henry.  Mamy już obraz sir Ambrose a. A teraz
Sylvia... jakie było jej nazwisko?
 Sylvia Keene. Była bardzo ładna. Miała jasne włosy i cerę bez skazy. Nie grzeszyła,
co prawda, rozumem. W gruncie rzeczy była głupiutka.
 Och, Dolly, dajże spokój  gorąco zaprotestował pułkownik.
 Arthur, oczywiście, był innego zdania  z przekąsem rzuciła pani Bantry.  Ale nie
zmienia to faktu, że była naprawdę głupia. Nigdy nie powiedziała niczego, co warte było
słuchania.
 Była jedną z najbardziej uroczych istot, jakie w życiu spotkałem  wtrącił żarliwie
pułkownik Bantry.  A gdy grała w tenisa, była po prostu czarująca, czarująca! I zawsze
trzymały się jej figle. Taki mały, uroczy psotnik. Mógłbym się założyć, że tak samo myśleli o
niej wszyscy chłopcy.
 Głęboko się mylisz  zaoponowała pani Bantry.  Młodość nie jest żadną atrakcją
dla dzisiejszych chłopców. Tylko takie stare pierniki jak ty, Arthurze, mogą godzinami
rozprawiać o młodych dziewczętach!
 Dzisiaj nie za dobrze jest być młodym  przemówiła Jane Helier.  Musi się mieć
SA.
 A to co takiego?  zdziwiła się panna Marple.
 Sex appeal  wyjaśniła młoda aktorka.
 Ach, tak! W czasach mej młodości mówiło się o figurze dziewczyny, że  ma to i owo
tu i tam .
 Sylvię znamy już niezle  wrócił do tematu sir Henry.  Tę damę do towarzystwa
określiła pani jako  kiciusię , prawda?
 To wcale nie znaczy, że miałam na myśli kota. Była po prostu dużą, pulchną i
przymilną kobietę. Zawsze słodka i uprzejma. Taka właśnie była Adelaide Carpenter.
 W jakim mniej więcej wieku?
 Chyba około czterdziestki. Mieszkała tam od kilku lat, od jedenastego roku życia.
Była ogromnie taktowna, jak wszystkie takie jak ona wdowy, które zostają w nieszczęśliwych
okolicznościach same: bez grosza przy duszy, za to z rojem arystokratycznych krewnych.
Niezbyt ją lubiłam, ale ja w ogóle nie lubię ludzi, którzy mają bielutkie, smukłe dłonie. Tak
samo jak tzw. kiciusi.
 A pan Curie?
 Och! Zupełnie nieciekawy starszy pan. Takich jak on jest tak wielu, że nie sposób ich
odróżnić. Ożywiał się tylko wtedy, gdy mówił o swoich starych papierzyskach. Nie wydaje
mi się, żeby sir Ambrose znał go dobrze.
 A ten sąsiad, Jerry?
 Przemiły chłopiec. Sylvia była z nim zaręczona. Tym bardziej jeszcze jej śmierć była
tragiczna.
 Zastanawiam się...  zaczęła panna Marple i nagle urwała.
 Tak?  zwróciła się do niej pani Bantry, ale starsza pani odparła:
 Już nic, moja droga. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • souvenir.htw.pl