[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Szukam jakiejś kafejki, żeby przysiąść na chwilę.
- A może poszukamy razem?
- Dziękuję, chętnie.
- Mam tylko nadzieję, że nie wpadniemy na Chrisa. Facet wygląda na cholernie
zazdrosnego gościa, nie chciałbym mu posłużyć za worek treningowy, gdy mnie zobaczy w
twoim towarzystwie.
Zerknęła z uznaniem na jego szerokie bary.
- Och. myślę, że jakoś byś sobie poradził...
Zaprowadził ją do szalenie ekskluzywnej restauracji, gdzie usiedli w zacisznym kącie sali.
Usiadł tak, by mieć dobry widok na salę i wejście, ale Tiffany również wszystko widziała,
gdyż przy ścianie znajdowało się ogromne kryształowe lustro, co wkrótce miało się okazać
nie bez znaczenia...
Gdy kelner przyjął zamówienie i odszedł, wdali się w pogawędkę. W pewnym momencie
Sam zainteresował się przelotnie, czy łączy ją coś z Chrisem, na co udzieliła wymijającej
odpowiedzi, co z kolei zdziwiło Amerykanina, który utrzymywał, iż Chris za nią ewidentnie
szaleje. Tiffany pomyślała, że należy to złożyć na karb jego sposobu mówienia i tendencji do
przesadzania. Już miała coś odpowiedzieć, gdy nagle przypadkiem zerknęła w lustro i
wszelkie słowa zamarły jej na wargach.
Do restauracji weszła księżna de Vieira we własnej osobie. Powiedziała coś do kelnera, który
zgiął się w pół i zaprowadził ją... wprost do ich stolika!
Francesca dostrzegła Tiffany, gdy była już kilka kroków od nich i również osłupiała. Jeden
Sam nie stracił rezonu. Uniósł się z krzesła.
- Cześć, jak się masz. Zobacz, na kogo wpadłem na ulicy.
Zaprosiłem Tiffany, żeby zjadła z nami lunch.
Obie kobiety przez chwilę mierzyły się zimnym wzrokiem, po czym Francesca odezwała się
pierwsza:
- Sam, jeśli to miał być żart, to masz wyjątkowo spaczone poczucie humoru - syknęła i
odwróciła się na pięcie, jednak
Amerykanin był szybszy Chwycił ją za ramię i zmusił, by zajęła miejsce za stołem.
Wiedział, że nie mogła się z nim szarpać, żeby nie wywołać skandalu. Zbyt wiele osób ją tu
znało, by mogła sobie pozwolić na coś takiego. Posłała mu więc tylko mordercze spojrzenie,
które chyba jednak nie zrobiło na nim większego wrażenia.
- Czego się wasza wysokość napije? Campari? - spytał, jakby nigdy nic.
Nie uzyskał żadnej odpowiedzi, ale i tak skinął na kelnera i sam złożył zamówienie.
- Jak śmiałeś? Uknułeś to wszystko - rzuciła oskarżyciel-skini tonem Francesca.
- Wcale nie. - Wydawał się zupełnie nieporuszony jej atakiem. - Przypadkiem
wpadliśmy na siebie na ulicy.
- Jeśli nie ty, to ona z całą pewnością maczała w tym palce. Nie wierzę, że ona
cokolwiek robi przypadkiem".
- Chwileczkę! - zaprotestowała urażona do żywego Tiffany, ale księżna nadal
traktowała ją jak powietrze i zwracała się tylko do Sama Gallaghera:
- Jeśli sądziłeś, że będę z nią siedziała przy jednym stole...
- A niby czemu nie można siedzieć z nią przy jednym stole? - przerwał jej. a w
jego głosie pojawiła się jakaś niebezpieczna nula.
- To chyba jasne - wycedziła lodowatym tonem Francesca.
- Robisz z igły widły. Wkręciła się na wasze przyjęcie, wy zaś wyrzuciliście ją za drzwi.
Jesteście kwita i nie ma o czym gadać.
- A właśnie, że jest! To zwykła prostytutka, jeśli chcesz wiedzieć - mówiła jadowicie
Francesca, wciąż konsekwentnie ignorując Tiffany. - Sprzedała się Chrisowi za ciuchy i
luksusy!
Tiffany przemogła suchość w gardle.
- Nie musisz mnie o nic pytać - zwróciła się do Amerykanina. - Rzeczywiście jestem z
nim.
- Nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby cię o to pytać
- uciął zdecydowanie. - A teraz ty posłuchaj! - Pochylił się nad stołem i złapał dłoń
Franceski. która właśnie zamierzała wstać i odejść. - Kim ty jesteś, zeby sądzić innych? Czy
wiesz. co skłoniło Tiffany do podjęcia takiej decyzji? Czy w ogóle nie przyszło ci do głowy,
że taka dziewczyna jak ona musiała mieć ważny powód, żeby tak postąpić? A nawet gdyby
zrobiła to z wyrachowania, to co z tego? Ty sama przecież sprzedałaś się włoskiemu księciu
za tytuł i tycie w zbytku!
Przy ich stoliku zapadła grobowa cisza, którą przerwał dopie-ro nieświadomy niczego kelner.
- Campari, seniora.
- Dziękuję. - Francesca sięgnęła po kieliszek, po czym bez sekundy zastanowienia
chlusnęła zawartością prosto w twarz Sama
- Któregoś dnia zapłacisz mi za to... księżno - ostrzegł jedwabistym głosem, a w jego
oczach błysnęła grozba.
- Jesteście warci jedno drugiego! - rzuciła z furią Francesca. podniosła się od siołu i tyle
ją widzieli.
- Przepraszam cię za tę scenę - powiedział Sam. spokojnie osuszając marynarkę
płócienną serwetką.
- Właściwie wcale jej się nie dziwię - oznajmiła spokojnie Tiffany. - Na jej miejscu
zrobiłabym to samo.
- A to co? Kobieca solidarność? - zdumiał się. - Wydawało mi się. że jesteś po mojej
stronie.
- Wcale nie. Po co mnie zapraszałeś, skoro byłeś z nią umówiony? Przecież wiesz, ze
ona mnie nie cierpi.
- Powinna być znacznie bardziej tolerancyjna.
- Ach, więc po to mnie tu ciągnąłeś? Chciałeś się przekonać. jak ona zareaguje i dać jej
lekcję?
- Ależ skąd! Ja tylko... - Przerwał, gdy Tiffany wstała i sięgnęła po swój kieliszek. -
Hola, hola! - zawołał z obawą.
- Nie bój się. nie zamierzam marnować dobrego drinka - zakpiła, wychyliła wszystko do
dna i zdecydowanym gestem odstawiła kieliszek. - Miłego lunchu. Sam - oznajmiła i
zostawiła go samego.
Gdy wyszła na ulicę, dostrzegła w pewnym oddaleniu postać Franceski. Nienaturalnie
sztywne ruchy zdradzały ogromne wzburzenie i Tiffany przez chwilę czuła pokusę, by pójść
za nią i powiedzieć, że ona również potępia zachowanie Sama, ale powstrzymała się. Nic
dobrego by z tego nie wynikło.
Gdy Chris wrócił wieczorem do mieszkania. Tiffany natychmiast wyczuła, że coś jest nie tak.
Niby był bardzo uprzejmy podczas wspólnego obiadu, jako kochanek też zachowywał się jak
zwykle wspaniale, ale zaraz potem - zamiast zostać u jej boku, jak to miał w zwyczaju - wstał
i zaczął się ubierać. Tiffany usiadła na łóżku, osłaniając się kołdrą.
- Wychodzisz? - zdumiała się.
- A co? Czekasz na kogoś innego? - spytał zjadliwie.
- Co to miało znaczyć? - odparła ostro.
- Lubisz pracować w godzinach nadliczbowych, co? Chcesz sobie dorobić u Gallaghera.
prawda?
Tiffany pobladła.
- Niczym sobie nie zasłużyłam na takie traktowanie - powiedziała z trudem. - Nie
sprzedaję się na prawo i lewo, jeśli chcesz wiedzieć. Zawarłam z tobą układ tylko i wyłącznie
dlatego, że nie miałam już innego wyjścia. Możesz być absolutnie pewien, że nie mam
najmniejszej ochoty należeć jeszcze do kogoś.
Wrócił do łóżka, oparł się o zagłówek i zaczął łagodnie masować napięte mięśnie na karku
Tiffany.
- Masz takie piękne ciało - mruknął po jakimś czasie w zamyśleniu i pieszczotliwie
przesunął dłonią po jej plecach.
- Stworzone do miłości...
- To nie jest miłość - zaprotestowała zmienionym głosem. gdyż dotyk Chrisa nie
pozostawiał jej obojętną.
Znienacka objął dłońmi jej krągłe piersi i zaczął je delikatnie, ale zmysłowo głaskać.
- Ach. to kobiece dzielenie włosa na czworo - zakpił lekko.
- No. dobrze, to w takim razie, jak to nazwiesz?
Tiffany z rosnącym trudem starała się udawać chłód i obojętność. W obecnej sytuacji nie było
to łatwe. o. nie...
- Po prostu pożądaniem. Zaspokojeniem męskiej żądzy.
- Tylko męskiej? - Oparł ją o siebie, by mogła patrzeć na ruchy jego rąk. - Chcesz mi
powiedzieć, że ty nie czerpiesz z tego żadnej przyjemności?
Milczała przez chwilę. Chciała zaprzeczyć, ale wyrazna reakcja jej piersi mówiła sama za
siebie i zadałaby kłam jej słowom.
- Nie chcę mieć z tego przyjemności - odparła wreszcie z ciężkim westchnieniem.
- Ale czujesz ją i nic na to nie możesz poradzić - mruknął zmysłowo.
Poczuła na karku gorący dotyk jego ust.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]